Zeby napisac, co mnie dzis uszczesliwilo, musze troche wprowadzic w klimat ;)
Sorry.

Bylam dzisiaj w urzedzie imigracyjnym - poniewaz mam kontrakt odnawiany co pol
roku/rok, musze za kazdym razem przedluzac swoje pozwolenie na pobyt. Przedtem
mieszkalam prawie w centrum miasta i w odpowiednim urzedzie imigracyjnym byl
zawsze istny horror. Wielojezyczny tlum klebil sie na korytarzach, matki z
placzacymi dziecmi na reku, kto tam rozpacza, bo mu nie przedluzyli wizy itp.
itd. Nawet z moimi "zelaznymi" papierami czulam sie zawsze jakby mnie niedlugo
mieli deportowac :( I te kolejki - pol dnia zmarnowane jak nic.

Pol roku temu przeprowadzilam sie pod miasto, i dzis poszlam do innego urzedu
imigracyjnego, odpowiedzialnego za moja gmine.
Cicho, spokojnie, pare osob na korytarzu, ale zupelnie inna atmosfera. Weszlam
bez kolejki. Okazalo sie, ze nie mam jednego dokumentu, wiec wrocilam pozniej
i tez czekalam tylko krotka chwile. Pani urzedniczka wziela moje papiery, a ja
zaczelam wypelniac formularz z prosba o zgodze przedluzenia pozwolenia na
pobyt.
Skonczylam, urzedniczka wziela formularz, czyta, czyta i nagle:
- Wyszla pani za maz ?
- No, tak - mowie, i sama nie wiem, czy to dobrze, czy zle ;)
- Czy pani maz jest obywatelem niemieckim ?
- Nie, austriackim.
- No, to nie ma znaczenia, wazne, ze jest obywatelem unii.

Wpisala nazwisko TZ do komputera (mamy inne nazwiska):

- O, widze, ze maz ma pozwolenie na pobyt na 5 lat, pracuje, taaaaak... -
zamyslila sie.
- No to czemu pani stara sie o pozwolenie na pobyt ze wzgledu na kontrakt, a
nie ze wzgledu na malzenstwo ? - pyta.
- Bo dostalam kiedys informacje, ze ze wzgledu na malzenstwo moglabym co
najwyzej dostac pozwolenie na pobyt, ale nie na prace - odpowiedzialam zgodnie
z prawda.
- Nie, to nieprawda, maz jest obywatelem unii, pracuje, a wiec moglaby pani
dostac rownowazne pozwolenie na pobyt, z korzyscia dla pani, bo bylo by za
darmo (normalnie place 25 euro czy cus), na dluzszy czas, no i kiedy sie
kontrakt skonczy moglaby pani szukac innej pracy.

No i zatkalo mnie. Ze szczescia. I ze zdumienia. Moze wam sie to nie wydaje
takie wazne, ale ja sie obawialam, co to bedzie, jak mi sie kontrakt skonczy.
Bo kontrakt TZ jest dluzszy o 1,5 roku od mojego, no i balam sie, ze bede
miala trudnosci z formalnosciami co do legalnej pracy, a siedziec w domu i
gotowac obiady to dla mnie nie bardzo :( Nawet jesli nie bede pracowac, bo np.
zdecyduje sie na dziecko, to to inne pozwolenie na pobyt daje mi dostep do
szerszego spektrum swiadczen etc. No i nie bede podstawiona pod murem: skoro
nie moge pracowac, to wlasciwie moglabym urodzic dziecko ;) (co ktos mi
kiedys zasugerowal, ale urodzenie dziecka, bo nie mam nic innego do roboty, to
do mnie nie przemawia).

Zalatwie te zmiane statusu w najblizszym czasie :)
Pierwszy raz mi sie malzenstwo tak praktycznie przydalo :)))

No ale TZ jest dzis w delegacji i ma wazna konferencje, wiec nie moge do niego
zadzwonic, ale jakbym sie z kims nie podzielila, to bym chyba pekla ;)

Dziekuje za uwage wszystkim wytrwalym :)
Dunia

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/