| « poprzedni wątek | następny wątek » |
241. Data: 2009-01-29 17:02:46
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!On 27 Sty, 23:11, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Starałam się.
Znowu tepak przeinacza hehe.
Naprawde jestes przyglupem, znowu to widac.
Ty pisac nie potrafisz normalnie, poza wodolejstwem i pierdolami, a co
dopiero wlasciwie sie wyrazac i formulowac mysli...
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
242. Data: 2009-01-29 17:04:39
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!On 28 Sty, 00:11, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Musisz jeszcze potrenować, bo póki co ja oceniam Cię na 0.
Oczywiscie, ze tak go oceniasz, bo przeciez nie pieje z zachwytu nad
twoim chujowym jestestwem niewyksztalcona cipo.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
243. Data: 2009-01-29 17:08:53
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!On 28 Sty, 09:56, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Nie zgodzi się. ja chciałam z kwiatami kogos tu... to dostałam pogróżki.
Lec na policje zyciowa pizdo!
Pewnie dostanie ten ktos dozywocie.
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
244. Data: 2009-01-29 17:13:47
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!On 28 Sty, 20:00, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
Z tym, ze twoj maz dla odmiany jest wiejskim glupkiem, ktory
emocjonouje sie w towarzystwie kwestia pedalskich malzenstw itp, co
stawia go w swietle jelopa.
No, co najwyzej goscia z matura w slabym ogolniaku.
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
245. Data: 2009-01-30 09:22:16
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał! [Isabel]tren R<t...@n...sieciowy>
news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
"Niespełna 30-letnia wybranka Kazimierza Marcinkiewicza ma na imię Izabela i
pochodzi z małej podwarszawskiej miejscowości. Były premier zwraca się do
niej "Isabel".
Jej pasją od zawsze były podróże, dlatego też nie poszła na studia i
wyjechała do Anglii. Izabela początkowo udzielała korepetycji z
angielskiego, potem zdobyła pracę w jednym z banków w londyńskim City -
czytamy w "Fakcie"."
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
246. Data: 2009-02-04 17:04:28
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!tren R<t...@n...sieciowy>
news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article311832/Cz
y_Marcinkiewicz_powinien_zatanczyc_z_gwiazdami.html#
vote_311915
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
247. Data: 2009-02-04 17:49:19
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!Dnia Wed, 4 Feb 2009 18:04:28 +0100, Saulo napisał(a):
> tren R<t...@n...sieciowy>
> news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
>
>> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
>
>
> http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article311832/Cz
y_Marcinkiewicz_powinien_zatanczyc_z_gwiazdami.html#
vote_311915
To tam małe piwo. Lepsze było wczorajsze czy przedwczorajsze, bo już mi się
myli, wystąpienie "zakochanego tatusia" w TV... Żałosne.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
248. Data: 2009-02-04 18:08:39
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!Saulo pisze:
> http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article311832/Cz
y_Marcinkiewicz_powinien_zatanczyc_z_gwiazdami.html#
vote_311915
>
Powinien! Może tym razem zakocha się w Edytce Herbuś. ;)
BTW Córka Leppera tańczyła z gwiazdami? Ale numer! Szkoda, że to
przegapiłam.
Ewa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
249. Data: 2009-02-04 23:44:07
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!Dnia Wed, 4 Feb 2009 18:49:19 +0100, Ikselka napisał(a):
> Dnia Wed, 4 Feb 2009 18:04:28 +0100, Saulo napisał(a):
>
>> tren R<t...@n...sieciowy>
>> news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
>>
>>> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
>>
>>
>> http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article311832/Cz
y_Marcinkiewicz_powinien_zatanczyc_z_gwiazdami.html#
vote_311915
>
> To tam małe piwo. Lepsze było wczorajsze czy przedwczorajsze, bo już mi się
> myli, wystąpienie "zakochanego tatusia" w TV... Żałosne.
http://politbiuro.pl/politbiuro/1,85402,6237133,Marc
inkiewicz_przypomina_o_sobie_na_blogu.html
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
250. Data: 2009-02-06 09:21:11
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał! [bomba, czyli referat u oblatów]tren R<t...@n...sieciowy>
news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
Referat Kazimierza Marcinkiewicza na 2. Krajowym Zjeździe Oblatów
Benedyktyńskich w Tyńcu, który odbywał się *08-09.11.2008 roku*.
Tytuł wykładu "Analiza aktualnej sytuacji chrześcijanina w świecie w
kontekście wyzwań i zagrożeń"
http://www.tyniec.benedyktyni.pl/pl/Zjazd_oblatów/Ka
ziemierz%20Marcinkiewicz%20-%20konferencja.pdf
2. Krajowy
Zjazd Oblatów Benedyktyńskich
Tyniec, 08 - 09.11.2008 r.
Kazimierz Marcinkiewicz
Analiza aktualnej sytuacji chrześcijanina
w świecie w kontekście wyzwań i zagrożeń
Szanowny Panie Marszałku, Przewielebni Ojcowie, Szanowni Państwo rozpocznę
od
usprawiedliwienia, a później dopiero zastanowię się publicznie nad
zagrożeniami i wyzwaniami,
z jakimi w moim przekonaniu mamy do czynienia dziś w świecie. Zastanowię się
także
w jaki sposób można na nie odpowiadać. Najpierw chciałbym bardzo serdecznie
podziękować
za zaproszenie. Najchętniej przyjechałbym do Tyńca na dłużej i najchętniej
przyjechałbym po
to, by milczeć, a nie mówić, ale nie zawsze człowiekowi jest dane to, co
chce, czasem trochę inaczej.
Tyniec znam przede wszystkim z opowieści mojego przyjaciela, duchowego
nauczyciela,
wspaniałego człowieka, dalej nie mogę mówić, bo wchodzi, "Szefa" - ks.
Andrzejewskiego. Zawsze
tak było, że jak on przyjeżdżał do Tyńca i wracał do nas do Gorzowa, to
wracał inny. Nam
się to bardzo podobało - wreszcie był taki święty. Później Tyniec poznałem
już osobiście, bo
przyjechałem dwa lata temu na krótko, ale była to dla mnie bardzo ważna
obecność.
Zaproszenie dostałem osiem miesięcy temu, bardzo za nie dziękuję. To długi
czas, żeby
się zastanowić nad tym referatem, nad strasznie trudnym i ważnym tematem i
za tę refleksję
także bardzo dziękuję. Czytałem sporo wystąpień Ojca Świętego Jana Pawła II
i Benedykta XVI,
a właściwie kardynała Ratzingera. Trzy tygodnie przed rozpoczęciem Zjazdu
siadłem do pisania
referatu i po tygodniu zrezygnowałem z tego. Pomyślałem, że nie jestem
teologiem ani profesorem,
że jeżeli ktoś zaprasza takiego grzesznika, jak ja, tak zanurzonego w
świecie do wypowiedzi
publicznej na temat wyzwań i zagrożeń chrześcijanina we współczesnym świecie
to znaczy, że
chce usłyszeć coś płynącego ode mnie i dlatego postanowiłem, że raczej złożę
świadectwo.
Mam już dosyć długie osobiste doświadczenie. Mam prawie 49 lat, dobrą i
wspaniała
rodzinę, kochaną i bardzo kochającą żonę, czwórkę dzieci i wnuka. Dzieci są
i małe i duże,
dorosłe. Myślę, że poznałem świat - byłem na wszystkich kontynentach w wielu
państwach,
w wielu miastach. Byłem politykiem w czasie przeszłym. Straszne i wspaniałe
doświadczenie,
ale straszne też, zwłaszcza w Polsce. Wyjechałem do Londynu i przez półtora
roku żyłem tam.
Teraz mieszkam w Warszawie, Londynie i Gorzowie. W Gorzowie mam cały czas
dom. Od
piętnastu lat pracuję w świecie, a dom mam w Gorzowie, i żonę mam w
Gorzowie, i rodzinę
mam w Gorzowie. To nie jest łatwe życie, ale jest możliwe. Żona uznała, że
dla naszego wspólnego
dobra i dla rodziny będzie lepiej, jeśli ona stworzy ognisko domowe -
miejsce, do którego
każdy z nas, z dużej rodziny będzie mógł wrócić, przyjść ogrzać się przy
nim. Nawet, gdy
byłem przez 9 miesięcy premierem żona nie była ze mną ciałem, była duchem.
Przyjeżdżała
do mnie, ja jeździłem do domu, ale poświęciłem się wtedy pracy. Zostałem
pracoholikiem
i tak już zostało. Spałem trzy, cztery godziny, pracowałem dwadzieścia.
Odebrałem katolickie wychowanie w domu i poza domem - przede wszystkim w
duszpasterstwie
akademickim w Gorzowie prowadzonym przez ks. Andrzejewskiego, ale także we
Wrocławiu, gdzie przez pięć lat studiowałem. Myślę, że o zagrożeniach
chrześcijanina, które
dotykają mnie, moją rodzinę, moich przyjaciół i znajomych mogę chyba
opowiedzieć. Zagrożenia
to nie tylko to, co nas boli i doskwiera, ale są one również szansą. Kiedy
przyjrzymy
się historii chrześcijaństwa zobaczymy, że zawsze zagrożenia były do siebie
podobne. Czas
upływał, wieki upływały, a zagrożenia w gruncie rzeczy były te same, prawie
takie same. One
wynikają nie z człowieka, bo człowiek jest dobry, ale ze zła, które człowiek
czyni. Nie wynikają
z instytucji, które są złe tylko ze zła, które przez nie jest czynione.
Weźmy przykład fizycznej
miłości. Fizyczna miłość może być i jest czymś wspaniałym - daje szczęście i
daje życie. Ale
jednocześnie może być czymś przerażająco okropnym - zagrożeniem, gwałtem,
zbrodnią. Jestem
przekonany, że w ten sposób można spojrzeć na wszystkie zagrożenia i
wyzwania przed
którymi stoi dziś każdy człowiek, w tym chrześcijanin, w świecie.
Zagrożeń jest ogrom. Ja postarałem się wybrać z nich trzy, w moim
przekonaniu dziś
najmodniejsze, nie najtrudniejsze tylko najmodniejsze. Próbowałem je opisać
językiem dzisiejszego
świata, są to: globalizacja, tabloizacja i relatywizacja. Jeśli opisalibyśmy
dobrze te
trzy słowa, moglibyśmy dojść do przekonania, że dwieście lat temu i pięćset
lat temu były bardzo
podobne. Będę się starał oczywiście przejaskrawić niektóre opisy, tylko po
to, żeby ocena
mogła prowadzić do lepszych wniosków. Świat nie jest czarno-biały. Będę
starał się opisywać
go w kolorach biało-czarnych choć jest kolorowy, po to, by wyraźniej
zaznaczyć ewentualną
drogę wyjścia. To są moje trzy najgroźniejsze wyzwania.
Globalizacja, według mnie, to krótko mówiąc zrównywanie. Wszystko jest takie
samo,
wszyscy są tacy sami. To samo szczęście, ta sama radość. Jeden świat, jeden
człowiek, każdy
taki sam. Tabloizacja czyli spłycanie - wszystko jest powierzchowne tylko
szybko, tylko
krótko, tylko na chwilę. Zawsze bez pamięci, bo jutro będzie coś nowego,
zawsze bez głębi,
właściwie bez sensu. Relatywizacja czyli wszystko jest względne. Wszystko
zależy od punktu
widzenia, od punktu siedzenia. Nie ma wartości, ale są. Nie ma zasad, ale
są. Jak kto chce. Jest
demokracja czyli rządy większości - wszystkim właściwie wszystko wolno.
Postaram się pokazać przykłady tych zagrożeń, a potem dwie drogi
przeciwdziałania,
reakcji na te wyzwania: wewnętrzną i zewnętrzną. Muszę budować siebie, swoją
siłę wewnętrzną,
swój charakter, moją wiarę, nadzieję, miłość, moje sumienie. Muszę być
człowiekiem
sumienia. I odpowiedź zewnętrzna - muszę zmieniać świat. Muszę reagować na
zło.
Muszę świadczyć o dobru.
Wracam do globalizacji, do zrównywania. Oczywiście ma ona swoje zalety,
wielkie zalety,
bo to jest także zrównywanie do demokracji, do wolności, do bardziej
dostatniego życia.
Możemy zobaczyć w Europie, prosty fakt, że demokracja, wolność i dobrobyt
się rozszerzają
sprawia, że odchodzą wojny, że poszerza się miejsce życia człowieka bez
najpoważniejszych
zagrożeń. Mamy postępującą globalizację nawet do tego stopnia, że obecnie od
dwóch miesięcy
Chińczycy wiedzą, że muszą współpracować z Amerykanami, bo jest kryzys
finansów świata
i Chińczycy zobaczyli, że fakt, że mają swój sposób na życie nie wystarcza,
bo kryzys globalny
dotyka także ich. Dotyka wszystkich - naczynia połączone. Coś się dzieje w
jednym zakątku
świata i odbija się na tym co dzieje się w zupełnie innym miejscu. Świat
stał się globalny. Szybkość
informacji, szybkość przemieszczania się jest zupełnie nieprawdopodobna: ja
w tym tygodniu
byłem w Londynie, Budapeszcie, Warszawie, Krakowie, znów będę w Londynie i
żyję.
A szybkość informacji? To już jest informacja w każdym momencie dostępna na
terenie
całego świata, możliwa do odebrania przy pomocy internetu czy telewizji,
przy pomocy
dzisiejszych środków przekazu. To powoduje, że wszyscy wszystko wiedzą, albo
mogą wszystko
wiedzieć, co powoduje, że wszyscy wszędzie mogą być, może nie w każdej
chwili, ale coraz
szybciej. To powoduje, że wszyscy wszystko, prawie wszystko mogą mieć. Jak
mogą mieć, to
chcą mieć i przez to - coraz bardziej mieć a coraz mniej być. W Polsce to
jest śmieszne, bo
wszyscy wszystko wiedzą też dlatego, że wszyscy wszystkich nagrywają i potem
podają do
publicznej wiadomości. "Rok 1984" Georga Orwella dwadzieścia lat później
stał się rzeczywistością.
Zresztą nie tylko w Polsce, w Londynie mamy kamery na każdej ulicy. Wszyscy
wszystkich podglądają, wszyscy wszystko wiedzą.
Globalizacja spowodowała dla nas Polaków na przykład to, że Polacy są
wszędzie.
Przepraszam, ale jestem człowiekiem rozpoznawalnym. Jakiś czas swojego życia
spędziłem
przed kamerami telewizyjnymi i aparatami fotograficznymi i dzięki temu, albo
przez to Polacy
mnie rozpoznają. Gdziekolwiek jestem na świecie widzę, że są Polacy, bo się
kłaniają mówią
mi "dzień dobry". Globalizacja spowodowała, że Polacy opuszczają kraj z
różnych powodów
i wyjeżdżają w świat, to jest jej objaw. To ma swoje pozytywne strony. Ci
ludzie poznają świat,
wspaniale świadczą o Polsce. Pamiętam, byłem w szkole w Londynie, kiedy
nauczyciel dowiedział
się, że jestem z Polski powiedział: "Opowiem wam jaka jest różnica pomiędzy
edukacja
polską a angielską. Różnica jest taka, że kiedyś, jak Anglikowi wysiadała
żarówka, to wzywał
pogotowie energetyczne. Przyjeżdżał elektryk i wymieniał mu żarówkę. A teraz
już tak nie
robi, tylko puka do sąsiada Polaka i Polak wszystko potrafi".
Ale młodzi ludzie wyjeżdżają i żyją bez rodziny - bez żony, bez męża choć
razem.
Żyją bez dzieci, ślubu, bez Kościoła. Znajdują inną wolność, uciekają.
Globalny świat im na
to pozwolił, globalizacja im na to pozwoliła, tak im jest wygodniej. W
Polsce tak skonstruowaliśmy
naszą cywilizację, kulturę i charakter, że dziewczyna, jak kończy 18, 20 lat
czy studia
nie zamieszkuje z chłopakiem tylko żyje w swojej rodzinie. Wiem, że nie
zawsze, mam to
w swojej rodzinie, nawet tej najbliższej, ale jednak taka kultura ciągle
jeszcze w Polsce jest.
Oni z tej kultury chcą uciec. Może się nawet nie kochają, ale wygodniej,
taniej i łatwiej jest
im żyć razem. Straszne - bez wartości, bez zasad, bez sensu. Łamią swoje
sumienia. Stają się
wyobcowani. I w ten sposób zmienią też naszą kulturę, zmieniają Polskę.
Internet to dziś symbol - symbol globalizacji. Internet powoduje, że możemy
być w każdym
miejscu świata w każdej chwili. Jak chcę pojechać gdziekolwiek sprawdzam
pogodę. Nie
tylko prognozę, ale "wchodzę w dane miasto". Są kamery, które pokazują czy
jest tam słońce
czy deszcz, mogę to zobaczyć nie tylko przeczytać - wszystko, wszędzie.
Nasze pokolenie wyrzuciło
stoły z domu, wprowadziliśmy tak zwane ławy, wersalki i telewizor. Telewizor
stał się
ważnym domownikiem, członkiem rodziny. Przestaliśmy czytać książki,
zaczęliśmy oglądać
programy. Były tylko trzy, kompletnie byle jakie, ale oglądaliśmy na zabój.
Dziś przywróciliśmy
stoły. Telewizor może nawet poszedł trochę w kąt, zwłaszcza w młodym
pokoleniu, ale
na naczelnym miejscu stanął komputer z grami, z internetem. Komputer
zastąpił młodemu
człowiekowi wszystko. Jest bardzo pozytywny. Trudno sobie wyobrazić dobrą
pracę bez komputera,
zdobywanie wiedzy bez komputera. Dzięki internetowi młody człowiek -
zapaleniec
w zapadłej wiosce, bez nauczycieli może nauczyć się wszystkiego, ale może
zaszczepić w sobie
komputer, który zastąpi mu wszystko, dosłownie wszystko - czas, rozrywkę,
książkę, pracę.
Będzie tylko komputer. Komputer zaspokoi młodego człowieka w 100 %,
dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Stanie się jego wnętrzem, stanie się jego sumieniem,
mózgiem, sercem.
Przez komputer dzieje się wszystko: rozmowy na gadu gadu, pogaduchy,
znajomości, seks,
śluby - wszystko. Tylko przez komputer - drugie ja, całe ja. Ja i komputer z
internetem.
Globalizacja to kształtowanie człowieka. To jest tworzenie modelu. Moda -
wszyscy
tak samo. Pojedźmy do Krakowa, Londynu, Paryża, Nowego Yorku dziewczyny
wszędzie są
ubrane tak samo. Może jest parę typów, inaczej dla blondynek, inaczej dla
brunetek, w porządku,
ale tak naprawdę jeden model. Jeden model człowieka, muzyki, kultury.
Przesadzam,
parę modeli, ale modeli. Wszyscy powinni być tacy sami, podobni. Czy to nam
przeszkadza,
że chodzimy w tych samych garniturach? Nie. Czy, że podobnie się ubieramy?
Nie. Ja się na
przykład nie czeszę. Nikomu to nie przeszkadza, zwłaszcza mnie. Ale gorzej,
bo kształtowanie
człowieka oznacza kształtowanie tych samych dążeń, pragnień, wydobywanie ich
pokładów
właściwie wszędzie. To niesie ze sobą globalizacja.
A tabloizacja? Jest oczywiście elementem globalizacji, ale nie tylko, to
jest spłycanie.
Informacja w tv24, obojętnie jakiej, w tabloidzie, gazecie codziennej
obojętne jakiej. "The Sun"
w Londynie ponad 3 miliony nakładu od lat, w Polsce "Fakt" 500 tysięcy.
Informacja nie musi
być prawdziwa, musi być szybka i szokująca. Nawet bez sensu. Spotykam się z
moim przyjacielem
Radkiem Sikorskim. Jesteśmy ludźmi zajętymi, mamy 40 minut na rozmowę.
Spotykamy
się w restauracji w salce, żeby nam zdjęć nie zrobili, w miejscu troszkę
zamkniętym. Po
nas salkę ma wynajętą polityk PISu też z pierwszych stron gazet podobnie,
jak Radek Sikorski,
bo ja już nie jestem z żadnej strony gazet (mam nadzieję). Czeka na nas, aż
skończymy,
zapłacimy i wyjdziemy. Wychodzimy i najnormalniej w świecie witamy się z
nim. Paparazzi
robi prze okno zdjęcia i dwa czy trzy dni później ukazują się w gazecie.
Dziennikarz do mnie
dzwoni, mówię mu, jak było. Mówię mu: "człowieku zadzwoń do tej restauracji
to się dowiesz,
jaka była rezerwacja". W gazecie ukazują się zdjęcia te same, ale informacja
zupełnie inna
"Spotkanie POPISu" i szok. Musi być news - krótki, już jutro nikt o nim nie
pamięta. On nie
jest ważny, dziś musi być - szybko, krótko, na chwilę, szokująco. Nie ma
analizy, pogłębienia,
wniosków, wagi i powagi. Nawet tygodniki, które zawsze na świecie do dziś
dają pogłębioną
analizę, są w nich teksty, które mają dziesięć stron maszynopisu, w naszych
tygodnikach nie
ma takich tekstów. One też się stabloizowały, są tylko "newsowe". Informacje
w nich są bez
sensu, bez znaczenia.
Tabloizacja to także lansowanie poprawności politycznej. Wszyscy są znów
tacy sami,
to lansowanie takich zachowań, które nie wynikają z zasad i wartości, ale z
wyimaginowanej
poprawności. To jest również lansowanie tematyki, myślenia, co jest jeszcze
groźniejsze.
W Polsce to jeszcze nie jest takie groźne, ale w Wielkiej Brytanii to już
jest dramat. Pism tabloidalnych
jest ogrom, są rozdawane w metrze rano, popołudniu, wieczorem. Wszędzie
każdy
może je dostać. Tam o polityce ani o ważnych sprawach nie ma nawet pół
strony. Tam jest
o pop kulturze. Lansuje się nowych idoli - Britney Spears i Paris Hilton.
Dwie podstawowe
gwiazdki w Londynie, ale one są znane na świecie, nie są londonerkami. W
Polsce też jest
Doda i ktoś tam, nie ważne nawet kto bo gwiazdki się zmieniają ale zasada
pozostaje.
Dokładnie to samo dotyczy seriali. One są w telewizji i w tabloidach. To się
wszystko
na siebie nakłada i razem tworzy. Po co? Długo się zastanawiałem po co to
jest. Myślę, że gdybym
nie był w Londynie to nie zrozumiałbym tego. Jak wygląda rozmowa? Nie jaką
masz rodzinę,
tylko jaki serial oglądasz. Czyli w jakiej rodzinie telewizyjnej żyjesz. Nie
twoja rodzina
jest ważna, nie opowiadaj o tym, to nikogo nie obchodzi. To jest
niebezpiecznie, to jest niepoprawne
politycznie, bo może jesteś rozwodnikiem, masz dziesiątą żonę, nie masz
dzieci, jesteś
nieszczęśliwy. Opowiadaj o rodzinie serialowej, telewizyjnej - to jest twoje
prawdziwe życie.
Nie jaka jest twoja wiara, co jest dla ciebie ważne, jak żyć, tylko co
ostatnio robiła Doda.
To się zaczęło dawno. Pierwszy serial - doskonale go pamiętam - "Niewolnica
Izaura".
Nie oglądałem, ale pamiętam, że moja teściowa, święta kobieta, chodząca
codziennie do
kościoła, prosiła zięcia, który pod drzwiami na Simpsonie czekał, grzał
silnik. Jak tylko się
skończyło, siadała za niego na motocykl, on ją pędem wiózł pod kościół i w
ostatnie chwili
zdążała na modlitwy. To się wtedy zaczynało, a teraz ogarnęło cały świat,
nas wszystkich. Tabloizacja
naprawdę zmienia nas, świat, nasze wartości, stosunki międzyludzkie. Zmienia
naszą
komunikację, spłyciliśmy ją, odeszliśmy od rozmowy, zabrnęliśmy w wirtualny
świat. Stąd
kamera, paparazzi są wszędzie, bo muszą dostarczyć codziennie tę papkę, o
której na lunchu,
przy obiedzie, przy kanapce, przy kawie czy wieczorem będziemy rozmawiać.
Musi nam to
dostarczyć, my tego potrzebujemy, my tego żądamy.
To nie jest tak, że jakiś ideolog to wymyślił i wprowadził w życie i nam to
narzuca, a my
się bronimy. Nie. Tabloid jest produkowany w ten sposób, że codziennie są
robione badania, co
czytelnicy chcą czytać. Czytelnicy domagają się papki. Co więcej tabloid ma
przepis i używa odpowiedniej
liczby słów po to, żeby mógł dotrzeć do każdego, każdy mógł go zrozumieć.
Robert
Kubica wspaniały, młody, skromny, polski sportowiec, opowiadał mi, że żyje z
firankami zasłoniętymi
cały czas. Paparazzi od lat śledzą go tylko po to, żeby zrobić zdjęcie, jak
on pije piwo
albo wino, bo jest kierowcą, to musi być z alkoholem. Nie ma życia
intymnego, osobistego życia
nie ma. W tabloizacji mamy trzy razy Z: zaszokować, zobaczyć nie przeczytać
tylko zobaczyć
i zapomnieć. Jutro będzie nowa papka. Papka nie babka, bo babki są te same
cały czas.
Relatywizacja to oczywiste i to było też zawsze. Jeśli rodzina to nie mąż i
żona tylko
partner i partnerka. Dziś to już jest powszechne. Jeśli cel w życiu,
dążenie, to oczywiście praca,
pieniądze, łatwe życie, nie rodzina i dzieci. Dzieci? Jasne, że tak, ale
niewiele i później. Co to
znaczy później? To nigdy. Wiem, że przesadzam. Jeśli chcesz wierzyć w Boga,
nie ma sprawy,
możesz wierzyć, absolutnie masz do tego prawo, ale tylko prywatnie. To jest
twoje prywatne
prawo, bez pokazywania tego na zewnętrz. Krzyż w Sejmie cały czas kłuje w
oczy. Religia
w szkole miała przynieść wojny religijne w Polsce. Nikt o żadnej wojnie nie
słyszał. Mam ten
honor, że broniłem przed Trybunałem Konstytucyjnym w imieniu Rzeczpospolitej
Polskiej
w 1993 roku nauczania religii w polskich szkołach. Byłem wtedy wiceministrem
Edukacji
Narodowej. Mam to szczęście i zapamiętam to do końca swoich dni.
Jeśli chcesz wierzyć w Boga możesz, masz do tego prawo, ale najlepiej każdy
w swojego.
To jest zmiana, bo kiedyś było "Boga nie ma" nie tylko w naszym świecie
postkomunistycznym,
ale też na zachodzie. Dziś jest bóg, a nawet jest ich wielu. Każdy ma
swojego boga i ma prawo do
swojego boga. To jest dopiero relatywizm. To jest niebezpieczne, bo i my
kreujemy swoich bogów.
Następny przejaw to kosmopolityczna tolerancja, to też ma swoje zalety, bo
tolerancja ma zalety.
Zauważyłem to w Londynie. Tam nie jest ważne, jak ktoś chodzi ubrany.
Człowiek wchodzi do
metra i widzi, że jedna dziewczyna ma kozaki a druga siedzi obok niej w
japonkach. Nikt na
nikogo nie patrzy, to nie ma znaczenia, jak ktoś jest ubrany. Każdy może być
ubrany jak chce,
dowolnie. Wszyscy patrzą w buty, stąd wiem o tych japonkach i kozakach. To
jest najbezpieczniejsze
nie patrzyć sobie w oczy, lepiej czytać książkę albo patrzeć w buty. Tam
jest tolerancja, nikt
nikomu nie zawadza. Nikt nie zobaczy, że stoi kobieta w ciąży albo starsza
osoba, nikt nie ustąpi
jej miejsca, bo jej nie widzi. To jest tolerancja - ucieczka od drugiego
człowieka, od różności, od
tolerowania różności. Tolerancja polega na tolerowaniu różnic, nie zła, tu
nie, ma nie być różnic,
mam ich nie dostrzegać. Symbolem tego może być przykład dziewczyny
muzułmanki siedzącej
w metrze w czarczafie, widać jej tylko oczy. Zwróciła moją uwagę, bo ja się
patrzę nie tylko
w buty, nie jestem w stanie nie patrzeć się. Wyjmuje z torby gazetę i czyta,
jak większość ludzi
w metrze. Patrzę co czyta - Cosmopolitan takie pismo dla kobiet. Ubrana jest
jak należy.
To wszystko spowodowało, że mamy mniej wielkiego zła, zwłaszcza w
cywilizacji,
w kulturze globalizacji, tabloizacji i relatywizacji, czyli mniej zabójstw,
gwałtów, zbrodni.
Mniej wojen, na pewno. Pewnie mamy trochę więcej takiego mniejszego zła:
rozwodów, cudzołóstwa,
kłamstwa, głupoty. Pewnie przez to mamy też trochę mniej dobra. Na temat
tego,
co to jest dobro można by wygłosić osobny referat, co to jest szczęście,
radość w tym dzisiejszym
globalnym świecie.
Jak odpowiedzieć na te wyzwania i zagrożenia? Droga wewnętrznej zmiany jest
oczywista
i podstawowa, bo bez niej nie ma drugiej zmiany. Nie ma zamiany zewnętrznej
bez
wewnętrznej. Człowiek jest w stanie żyć dobrze wszędzie i w każdych
warunkach. My w PRLu
byliśmy zniewoleni zewnętrznie tak, ale wewnętrznie pewnie byliśmy bardziej
wolni niż dziś.
Człowiek może być silny, wolny, prawdziwy w każdych warunkach - w więzieniu,
obozie,
w biedzie, głodzie - wszędzie. Ma możliwość mieć nadzieję, kochać, osiągać
dobro, prawdę
i piękno Ma możliwość prawdziwego życia. Musi budować sumienie zawsze i
wszędzie: w rodzinie,
w pracy, w rozrywce, odpoczynku.
"Co to znaczy: "czuwam"? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia.
Że tego
sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło,
a nie zamazuję.
Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je
w sobie.
To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać,
zepchnąć na dalszy
plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym
ważniejsza, im
więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy
się łatwo z niego
rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni.
Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę
demoralizacji
- zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu,
ale
o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby
inni od was
nie wymagali. (.)
Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: "Czuwajcie i
módlcie
się, abyście nie ulegli pokusie".
Czuwam - to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w
ciasnym
podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam - to
znaczy: miłość
bliźniego - to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność". Mówił do nas te
słowa Jan
Paweł II w 1983 roku na Jasnej Górze. To było spotkanie z młodzieżą. Kościół
dał nam wszystkie
możliwe środki i daje je codziennie, byśmy mogli kształtować nasze sumienia.
To nie jest
proste, ale jest możliwe. Tyniec jest także takim środkiem.
Droga zewnętrznej zmiany - muszę zmieniać świat. Człowiek zawsze chciał
zmian
i zawsze zmieniał. Zmieniać świat to znaczy wojować, walczyć, nawet zabijać,
żeby świat był
lepszy. Potem, jak już nie wojna to przemiany polityczne, demokracja, rządy
większości, namawianie
do swego programu działania. Ale zmieniać świat to przede wszystkim
świadectwo.
Reagować na zło czynione przez człowieka, przez instytucje, to znaczy
świadczyć przez wewnętrzną
siłę. To świadczyć tak, jak mój ojciec, który dziś jeszcze żyje, ale prawie
nie ma z nim
kontaktu. Jak wstawaliśmy w trójkę z braćmi - w tym samym wieku chłopaki -
jeden brat
dwa lata starszy ode mnie drugi dwa lata młodszy, to rano zawsze widzieliśmy
ojca modlącego
się przy łóżku, klęczącego na kolanach. Tego nikt mi nie zabierze. Teraz
pierwszego listopada
byłem w Gorzowie, jak zwykle na cmentarzach. Tym razem tylko najstarszy syn
z nami
poszedł. Żona, ja i najstarszy syn, prawie w trzy godziny obeszliśmy -
modliliśmy się, zapaliliśmy
świeczki, przypominaliśmy sobie ważnych dla nas ludzi. Młodsze dzieci
powiedziały, że
pójdą popołudniu, bo tak będzie lepiej. W czasie obiadu wygłosiłem krótkie
kazanie. Przyszli
z cmentarza, też byli prawie dwie godziny. Powiedzieli: "Tato, przepraszamy.
Masz rację to nie
jest to samo. Zrobiliśmy bez sensu. Zawsze powinniśmy chodzić razem." Nie
skrzyczałem ich,
powiedziałem tylko, że błądzą. Nie wierzyli mi dopóki sami nie poszli.
Świadectwo zmienia
świat, człowiek zmienia świat. Zmienia świat siła, która jest w człowieku.
Ona może być zła,
może być dobra. Może zmieniać dobrze, albo źle.
Na koniec wybrałem najtrudniejszą rzecz, aż się jej boję. Chcę powiedzieć,
że jeszcze
jednym zagrożeniem jest rozbicie i rozbijanie Kościoła. Jest ono obecne w
świecie bardzo
mocno, ale jest coraz bardziej obecne także w Polsce. Dopóki był nasz
papież, może nawet
rozbijanie było, ale nie dostrzegaliśmy tego. Może nawet nie reagowaliśmy na
to, bo zawsze
mieliśmy autorytet, do którego mogliśmy się odwołać. Dziś, gdy naszego
polskiego papieża
zabrakło także w Polsce mamy rozbicie Kościoła. Papież Benedykt XVI
powiedział, że wewnętrzny
rozłam Kościoła jest jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów, że
jeszcze
niewystarczająco uświadomiliśmy go sobie. Jesteśmy zajęci ekumenizmem i
zapominamy
przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu, co dosięgło rodziny i
parafii.
"Chciałbym opowiedzieć krótką historię. Kardynał Bernardini - abp. Chicago
na krótko
przed swoją śmiercią, wyraźnie już osłabiony przez chorobę, silnie przeżywał
tę sama
sytuacje w Ameryce i zainicjował wówczas projekt "common ground" - wspólny
fundament.
I dalej ojciec święty Benedykt XVI mówi - tym wspólnym fundamentem jest
wyznanie wiary
Kościoła. To, co ponad to wyznanie dodajemy jest naszym wymysłem i nie może
być wskutek
tego ogniwem łączącym nas wszystkich. To, co wykracza poza wspólne wyznanie
Kościoła
przynależy do przestrzeni wolności, którą trzeba się też na różny sposób
nauczyć przyjmować.
Właściwym wspólnym fundamentem, jedynym, który może nas prowadzić, a który
nie
pochodzi od nas samych, który nie jest wynaleziony przez jakiekolwiek
gremium lub kogoś
innego lecz pochodzącym ze źródła jest sama wiara katolicka".
Specjalnie znalazłem te słowa, żeby nie mówić tak trudnych słów, tak
dramatycznych
i ciężkich tylko z własnego przekonania, że tak jest, żeby odwołać się do
najwyższego autorytetu
czyli do głowy Kościoła. Ale skoro jest tak źle, jest tak wiele zagrożeń,
tyle zła, trudu,
beznadziejności, skoro świat jest tak okropnie trudny, beznadziejnie trudny
i zły, człowiek tak
słaby i grzeszny, jak ja, to czy mamy jakąś szansę? Mamy i wiemy o tym
dobrze. Pewnie nie
ja o tym powinienem mówić, ale mówię. Człowieku! ufaj codziennie i co
chwilę, co sekundę,
bo jest Bóg. A Bóg tak umiłował świat, że syna swego Jednorodzonego dał, aby
świat zbawić
(por. J 3,16). Nie jesteśmy sami. Bóg jest z nami. Kościół jest z nami. Damy
radę oprzeć się
wszystkim wyzwaniom dzisiejszego świata. Tym wyzwaniom przeze mnie opisanym
i tym
pominiętym. Tak zmieniać świat, czynić sobie ziemię poddaną. Damy radę, bo
po to, między
innymi, jesteśmy tutaj w Tyńcu.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |