| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-12-02 20:03:03
Temat: Re: trudna decyzja ...ajtne pisze w news:asgdt9$727$1@news.tpi.pl
> Wcale nie optuję na siłę za biologicznym rodzicielstwem.
> Uważam, że jest wiele sytuacji, gdy adpocja jest najwspanialszym wyborem.
> Ale nigdy w sytuacji, gdy matka jest zdolna wychować dziecko. I chce tego.
Zgadzam się. Całym sercem! W ogóle uważam, że jeśli matka może i
chce dziecko wychować, to powinno się zrobić wszystko, żeby jej
to materialnie umożliwić..
W Wielkiej Brytanii samotne matki niepełnoletnie dostają kąt
(najczęściej dom szeregowy) i są utrzymywane przez państwo.
Szkoda, że nam do takich standartów dużo brakuje. :(
> Masz rację.
> Może nieco nadinterpretowałam ;)
> Może to projekcja własnego macierzyństwa? :)
:-) Tak sobie myślę, że nasze dygresje nie są wcale biepotrzebne.
Im więcej się wie, im więcej refleksji - czasem (pozornie)
absurdalnych - tym lepiej dla podjęcia decyzji. :)
--
Pozdrowieństwa,
Daga
http://www.modus-vivendi.w.pl
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-12-02 21:47:14
Temat: Re: trudna decyzja ...
"Renata T" <t...@a...univ.rzeszow.pl> wrote in message
news:3DEB470A.74D84F9A@poczta.onet.pl...
>
>
> Pyzol napisał(a):
>
> > Potem ktos mi napisal, co ja bym zrobila
> > w jej sytuacji. Ja bym sie w taka sytuacje nie wpakowala - i tyle.
>
> O ile dobrze zrozumialam Twoj post "plasterek" czy jakos tak to jednak
> kiedys wpakowalas sie w dosc podobna.
Nie. Nie bylam w jednym zwiazku, realizujac swe zapotrzebowania seksualne w
innym. Nie zakladalam z gory,ze bede samoitnie wychowywac dziecko.
Doswiadczenia wlasnie rozbitego zwiazku m.in. doprowadzily mnie do takich a
nie innych opinii dzis - ze najistotniejsze jest MADRZE rozumiane dobro
dziecka,a tym dobrem jest przede wszytkim pelna, kochajaca sie rodzina. Ja
wowczas nie bardzo rozumialam, to i nie bylo nikogo, kto by mi to tak
dobitnie wytlumaczyl, jak ja probuje teraz tutaj.
Uczymy sie na bledach, niekiedy sensowniej jest na cudzych zanim sie zrobi
wlasne, nie?
>
> I kolejna kwestia: o ile dobrze kojarze to nie jestes z ojcem swojego
> pierwszego syna: dlaczego nie oddalas go do adopcji w momencie jak sie
> rozstaliscie?
Moj syn mial i ma ojca! Byl czas, kiedy czesciej przebywal u niego niz ze
mna ( np. w okresie sesji egzaminacyjnej). O czym ty mowisz, co porownujesz?
>
> Dlaczego zakladasz, ze Lucyna nigdy nie spotka nikogo z kim zalozy
kochajaca
> i szczesliwa rodzine?
Nie zakladam. WIEM na dzis, na teraz, ze zamierza zafundowac zycie
czlowiekowi z pominieciem w tym zyciu roli ojca.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-02 23:13:50
Temat: Re: trudna decyzja ...Niezle, niezle - coraz bardziej pdooba mi sie to psychologia.
Dziewczyna sie puszcza, a Ty jej facetowi wmawiasz, ze jest chory i
kazesz mu sie zmienic. To i ja wiem, ze cos jest nie tak.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 00:09:47
Temat: Re: trudna decyzja ...a...@p...onet.pl writes:
> Nie wiem, cały dzień siedziałem i płakałem. Może to nie męskie.
> Nie spodziewałem się czegoś takiego z jej strony. :(
no coz.
co sie stalo, to sie nie odstanie, niestety.
zakladajac, ze to co napisales to prawda, nalezy wam sie powazna
wyjasniajaca rozmowa.
powiedz jej, ze widziales jej posty tutaj. zapytaj, czy to prawda.
a potem nie zostaje juz chyba nic innego jak rozstanie.
--
Nina Mazur Miller
n...@p...ninka.net
http://pierdol.ninka.net/~ninka/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 06:52:15
Temat: Re: trudna decyzja ...
Pyzol napisał(a):
(...)
> > O ile dobrze zrozumialam Twoj post "plasterek" czy jakos tak to jednak
> > kiedys wpakowalas sie w dosc podobna.
> Nie. Nie bylam w jednym zwiazku, realizujac swe zapotrzebowania seksualne w
> innym.
To jest przyczyna powolania do zycia nieplanowanego dziecka.
Z tym, ze Lucyna ma conajmniej dziwne podejscie do zwiazkow
z mezczyznami nie mam zamiaru sie spierac. Nie zgodze sie jednak,
ze powinna oddac do adopcji dziecko ktorego chce i ktore
potrafi pokochac. Wasze sytuacje wydaly mi sie podobne dlatego, ze
urodzilas i wychowalas dziecko czlowieka z ktorym nie jestes. I jezeli
caly czas trzymasz sie zasady "przed nastepnym zwiazkiem koncze poprzedni"
(a zrozumialam, ze tak wlasnie jest) to przez jakis czas bylas
samotna matka. I tez nie wiedzialas, ze za jakis czas zalozysz z kims
rodzine. Jezeli tak nie bylo: to jednak bedac w jednym zwiazku
rozgladalas sie za nastepnym partnerem.
> Nie zakladalam z gory,ze bede samoitnie wychowywac dziecko.
Ale je przez jakis czas samotnie wychowywalas - w znaczeniu: jego ojciec
nie mieszkal z Wami. Co za roznica dla dziecka ze nie bylo to zakladane
od poczatku? Myslisz, ze takie zycie: "chwile u ojca, chwile u matki"
sporo sie rozni od bycia tylko z kochajaca mataka, jezeli bedzie mialo
rowniez dobry kontakt z jakims doroslym mezczyzna (np. bratem lub
kuzynem matki)? Przeciez tez ktos Ci mogl wtedy powiedziec "powinnas je
oddac do adopcji: jakas mila para zaopiekuje sie nim lepiej, mezczyzna
bedzie mieszkal z nim pod jednym dachem, beda mu w stanie poswiecic
wiecej czasu bo beda miec ustabilizowana sytuacje materialna, nie beda
miec na glowie sesji" i pare innych tego typu argumentow. Patrzac
z perspektywy czasu: czy to napewno byloby dla Twojego syna lepsze ?
> Doswiadczenia wlasnie rozbitego zwiazku m.in. doprowadzily mnie do takich a
> nie innych opinii dzis - ze najistotniejsze jest MADRZE rozumiane dobro
> dziecka,a tym dobrem jest przede wszytkim pelna, kochajaca sie rodzina.
Oczywiscie, ze tak. Ale czasem zapewnienie dziecku tej rodziny jest
chwilowo niemozliwe: czy to oznacza, ze nalezy przerwac ciaze albo
oddac dziecko jakiejs pelnej rodzinie? moim zdaniem nie. Nikt nie zna
przyszlosci: rownie prawdopodobne jest to, ze Lucyna bedzie do konca
zycia samotna matka jak i to, ze po urodzeniu dziecka dojrzeje do
zwiazku i szybko zalozy pelna rodzine. Lepiej, zeby dziecko bylo
z kochajaca biologiczna matka i adopcyjnym ojcem niz dwojgiem adopcyjnych
rodzicow. Moim zdaniem w takim wypadku nie bedzie sie czulo kiedys
az tak bardzo odrzucone.
> Ja wowczas nie bardzo rozumialam, to i nie bylo nikogo, kto by mi to tak
> dobitnie wytlumaczyl, jak ja probuje teraz tutaj.
I co by to zmienilo? Zostalabys do konca zycia z tamtym czlowiekiem czy
oddalabys syna do adopcji?
Tylko nie pisz, ze nie zaszlabys w ciaze: na to dla Lucyny jest zapozno
bo ona juz jest w ciazy.
> Uczymy sie na bledach, niekiedy sensowniej jest na cudzych zanim sie zrobi
> wlasne, nie?
Jasne, ze sensowniej na cudzych. Jednak nie moge zrozumiec dlaczego
oddanie wlasnego, kochanego dziecka do adopcji jest mniejszym bledem
niz wychowywanie go w miare mozliwosci w sposob najbardziej sensowny.
> > I kolejna kwestia: o ile dobrze kojarze to nie jestes z ojcem swojego
> > pierwszego syna: dlaczego nie oddalas go do adopcji w momencie jak sie
> > rozstaliscie?
> Moj syn mial i ma ojca!
Nie widze wiekszej roznicy o ile nie mieszkaliscie razem. Taki sam
kontakt moze miec dziecko np. z bratem matki.
Fakt, ze przychodzi taki czas, ze dziecko chce poznac dawce
spermy. Ale w opcji, ktora proponujesz to dziecko mialoby dodatkowo
do odszukania jeszcze i osobe, ktora uzyczala przez jakis czas
macicy. Dlaczego taka opcja bylaby lepsza pod wzgledem psychicznym
dla dziecka?
> Byl czas, kiedy czesciej przebywal u niego niz ze
> mna ( np. w okresie sesji egzaminacyjnej).
Ale wtedy tez nie byl w kochajacej sie_pelnej_rodzinie: byl albo u
ojca albo u matki. To Twoim zdaniem jest to samo co pelna
kochajaca sie rodzina?
> O czym ty mowisz, co porownujesz?
Porownuje dwoje dzieci wychowujacych sie przez jakis czas
w niepelnych rodzinach. Twojemu synowi to nie zaszkodzilo:
dlaczego ma zaszkodzic, i to bardzo dziecku Lucyny?
> > Dlaczego zakladasz, ze Lucyna nigdy nie spotka nikogo z kim zalozy
> > kochajaca i szczesliwa rodzine?
> Nie zakladam. WIEM na dzis, na teraz, ze zamierza zafundowac zycie
> czlowiekowi z pominieciem w tym zyciu roli ojca.
Chce pominac biologicznego ojca. Nie doczytalam nigdzie, ze nie ma
nigdy zamiaru wiazac sie z mezczyznami w staly zwiazek. Ani tego, ze
nie ma w jej otoczeniu mezczyzny, ktory by byl w stanie zastopic
dziecku tego ojca.
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 10:10:22
Temat: Re: trudna decyzja ...Ponieważ Kaśku chyba zrobisz taktyczny unik - muszę wyjaśnić rzecz,
która prawdopodobnie wypłynęłaby przy daklszej rozmowie, a teraz,
pozostawiona, stawia mnie być może w niewłaściwym świetle -
czyli "wypacza moje intencje";).
"... z Gormenghast" w news:asfgte.3vs7kqh.1@Gormenghast.h8c67f9d2.invalid.
..
/.../
> > Czy uznalbys za wlasciwe ukradzenie pieniedzy aby sobie taka
> > radosc gratyfikowac?
> Doskonały strzał sambójczy Kaśku :)). W ten sposób odsłaniasz swój
> własny stosunek do tej sfery życia, _degradując ją_ do poziomu wycieczki
> dookoła świata. Świat jest dość duży, jednak wycieczkę taką można
> sobie zrealizować w czasie jednego - dwóch miesięcy. I Twoim zdaniem
> znaczy to tyle samo, ile kilkadziesiąt lat twórczego życia podpartego
> radością seksu ;)...
Tu więc wyraźnie powiem, że nie mam na myśli seksu jako zabawki, seksu
nie mającego podbudowy uczuciowej, seksu luzackiego, czy jak tam to
nazwać, seksu o jakim opowiadała swego czasu Nina MM, bulwersując
wielu.
Uważam, że udany seks w stałym związku jest jednym z filarów powodzenia
wszelkich podejmowanych działań, w tym na przykład sukcesów wychowawczych
względem własnych dzieci.
Jest również iluzją przekonanie, że procesy z tym związane dadzą się kwantyfikować.
Świat jest w wiecznym ruchu, zdarzenia bywają przewidywalne i nieprzewidywalne.
Jeśłi coś się w związku nie układa, to nie sposób wskazać ostrej granicy, od
której _należy_ zakończyć związek (i najlepiej wg Kaśku również formalnie),
po to, by potem zacząć się zastanawiać nad ewentualnym kolejnym partnerem,
wzorcem przeciwnej płci dla własnego dziecka.
Czy ktoś, komu nie układa się w związku może mieć pewność co do przyczyn
niepowodzenia? Jeśłi ma pewność, że przyczyny leżą po "przeciwnej stronie",
to jest duże prawdopodobieństwo, ze przyczyny leżą właśnie po jego stronie.
Tak czy inaczej - nieudany związek podkopuje znacznie poczucie własnej
wartości, i naturalne jest dążenie do weryfikacji tego stanu. Z rozmowami
w takich związkach jest na ogół bardzo ciężko - namówienie partnera na
współną wizytę u psychologa czy seksuologa to już jest nieosiagalny szczyt
marzeń. Najczęściej się usłyszy "idź Ty - ja jestem zdrowy/zdrowa".
I gdzie Kaśku postawisz wówczas granicę? Gdzie będziesz widziała większe
"dobro dziecka" - konkretne, a nie tylko slogan reklamowy.
Mówisz, ze trzeba się najpierw rozstać a potem dopiero ewentualnie szukać
nowego partnera. A skąd masz gwarancję, że tego partnera znajdziesz?
A skąd masz gwarancję, że ten, którego spotkasz, będzie rzeczywiście tym
niezawodnym i na resztę życia? No bo jeśli nie masz gwarancji, to przecież
nie powinnaś się w ogóle rozstawać! Dla dziecka wszak powinno być lepiej
w "kompletnej rodzinie", niz "przy samotnej matce". A masz taką pewność,
że będzie lepiej? A może sytuacja się jeszcze bardziej wynaturzy?
Wymachiwanie sztandarem teorii jest oczywiście potrzebne i zasadne.
Powinniśmy wszyscy znać najlepsze, sprawdzone i wymyślone wzorce.
Jednak nigdy i nigdzie nie udaje się ich realizować w całości. Wszyscy
staraja się jak mogą, aby być najbliżej nich, ale praktycznie tylko nielicznym
udaje się zbliżyć do ideału i to zwykle tylko na jakiś przejściowy czas.
/.../
> Życzmy Lucynie mądrych decyzji, hartu ducha i wiary, że nigdy nie zawiedzie
> swego dziecka.
>
> > Kaska
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 16:45:33
Temat: Re: trudna decyzja ...
"... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> wrote in message
news:asi3n7.3vs7g0t.1@Gormenghast.h01522d71.invalid.
..
> Ponieważ Kaśku chyba zrobisz taktyczny unik
Nie robie zadnych unikow, ale wczoraj mialam praktycznie 20 minut na
internet, z odpowiedziami na prywatna poczte wlacznie. Bywa.
Nie bede polemizowac z szalenie poprawnymi ogolnikami, ktore prezentujesz
nizej, bo to nie ma sensu. Generalnie zgadzam sie z nimi. Tylko,ze jest
to....teoria. Tak Allu, ta teoria, ktora mnie zarzucasz.
> Tak czy inaczej - nieudany związek podkopuje znacznie poczucie własnej
> wartości, i naturalne jest dążenie do weryfikacji tego stanu. Z rozmowami
> w takich związkach jest na ogół bardzo ciężko - namówienie partnera na
> współną wizytę u psychologa czy seksuologa to już jest nieosiagalny szczyt
> marzeń. Najczęściej się usłyszy "idź Ty - ja jestem zdrowy/zdrowa".
> I gdzie Kaśku postawisz wówczas granicę? Gdzie będziesz widziała większe
> "dobro dziecka" - konkretne, a nie tylko slogan reklamowy.
Allu, NIE jest o przyklad, jaki spowodowal te rozmowe! Lucyna nie odeszla od
nieudanego zwiazu i nie probowala stworzyc innego, lepszego,ale trwajac w
tym "wypalonym" grafyfikowala sobie braki z kims o kim wiedziala, ze na
stworzenie rodziny nie moze liczyc. Czy ty naprawde nie rozumiesz roznicy?
>
> Mówisz, ze trzeba się najpierw rozstać a potem dopiero ewentualnie szukać
> nowego partnera. A skąd masz gwarancję, że tego partnera znajdziesz?
Och! A PO CO ci nieudany zwiazek? Po co w nim trwac? Tak, na wszelki
wypadek? A no - na jaki "wszelki" wypadek? Nie rozumiem cie Allu, nie
rozumiem twojego myslenia.
> A skąd masz gwarancję, że ten, którego spotkasz, będzie rzeczywiście tym
> niezawodnym i na resztę życia?
Niewatpliwie, urzadzajac sobie przygode z kims kto ma rodzine, perspektywy
stworzenia takiego zwiazku sa w sposob oczywisty mniejsze - czyz nie?
Pamietaj tutaj, o czym ja przez moment nie zapominam- ze kazdy seks moze
spowodowac powolanie nowego zycia do istnienia.
No bo jeśli nie masz gwarancji, to przecież
> nie powinnaś się w ogóle rozstawać! Dla dziecka wszak powinno być lepiej
> w "kompletnej rodzinie", niz "przy samotnej matce". A masz taką pewność,
> że będzie lepiej? A może sytuacja się jeszcze bardziej wynaturzy?
Moze, byc moze, bywa i tak... Allu - jak to sie ma do konkretnej sytuacji, o
ktorej mowimy? Do sytuacji d z i e c k a, ktoremu planuje sie pustke w
miejsce ojca, poniewaz matka nie chce uslyszec paru cierpkich slow?
>
> Wymachiwanie sztandarem teorii jest oczywiście potrzebne i zasadne.
> Powinniśmy wszyscy znać najlepsze, sprawdzone i wymyślone wzorce.
> Jednak nigdy i nigdzie nie udaje się ich realizować w całości. Wszyscy
> staraja się jak mogą, aby być najbliżej nich, ale praktycznie tylko
nielicznym
> udaje się zbliżyć do ideału i to zwykle tylko na jakiś przejściowy czas.
Skomentowalam "Trudna decyzje" Lucyny moja opinia - z e ojciec musi
wiedziec. Dalej, rzucilam (watla, to watla, ale warta sprobowania) wizje, ze
moze to dziecko zostaloby zaakceptowane przez obecnego partnera. Dalej
podalam jeszcze rozwiazanie w postaci adopcji. Wykazalam, iz jej problem
wynikl z wadliwych decyzji, ktore wczesniej podjela.
Z wypowiedzi Lucyny wnioskuje, ze nie bardzo oan rozumie co robi. Na kwestie
ojcostwa, pisze gdzies, z e wspaniale byloby aby ojciec byl przy porodzie -
tylko tyle???? Znowu mysli wiec wylacznie o sobie. K o m u byloby
wspaniale, jesli nie jej? To byl jej komentarz. Tyle zdolala zauwazyc.
Jesli Lucyna chce zostac samotna matka, musi ciezko pracowac aby tego punktu
widzenia na swiat sie pozbyc, bo teraz wazniejsze jest to dziecko a nie co
"ona chce". Nic nie wiemy o sytuacji materialnej Lucyny, ale skoro nie
widzi miejsca dla ojca, rozumiem, nie widzi tez alimentow. Mozliwe, ze jest
samowystarczalna....ale w ogromnej wiekszosci wypadkow oznacza to,ze dziecko
bardzo duzo czasu bedzie spedzalo z osoba obca, nianka, moze w zblobku.
Pytan i problemow jest znacznie wiecej.
Jezeli moje twarde slowa w jakikolwiek sposob pomoga Lucynie spojrzec
przytomniej na jej sytuacje - to mi wystarczy. Czeka ja ciezka rozprawa z
zyciem, zycze jej jak najlepiej, ale do tego nie wystarcza same dobre checi.
Jakie stanowisko zajmuja jej rodzice? Czy moze liczyc na ich pomoc? Czyjas
pomoc bedzie jej potrzebna - czy ma taka?
Przyznaje,ze najbardziej wzburzyla mnie jej motywacja o niepowiadomianiu
ojca, bardzo wzburzyla. Byla to czysta afirmacja egoizmu,nie pierwsza
zreszta. Lucyna musi zaczac myslec inaczej, jesli rzeczywiscie, chce dobra
dziecka a nie glownie - swojego.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 17:15:31
Temat: Re: trudna decyzja ...
"Renata" <t...@a...univ.rzeszow.pl> wrote in message
news:3DEC549F.4256CAE5@atena.univ.rzeszow.pl...
>
> Pyzol napisał(a):
>
>
> (...)
> > > O ile dobrze zrozumialam Twoj post "plasterek" czy jakos tak to jednak
> > > kiedys wpakowalas sie w dosc podobna.
> > Nie. Nie bylam w jednym zwiazku, realizujac swe zapotrzebowania
seksualne w
> > innym.
>
> To jest przyczyna powolania do zycia nieplanowanego dziecka.
> Z tym, ze Lucyna ma conajmniej dziwne podejscie do zwiazkow
> z mezczyznami nie mam zamiaru sie spierac. Nie zgodze sie jednak,
> ze powinna oddac do adopcji dziecko ktorego chce i ktore
> potrafi pokochac.
Ja sie nie upieram! Ja tylko podalam to jako jedno z mozliwych rozwiazan i
staralam sie wykazac jego przewage nad wychowywaniem dziecka zupelnie bez
ojca!
Wasze sytuacje wydaly mi sie podobne dlatego, ze
> urodzilas i wychowalas dziecko czlowieka z ktorym nie jestes. I jezeli
> caly czas trzymasz sie zasady "przed nastepnym zwiazkiem koncze poprzedni"
> (a zrozumialam, ze tak wlasnie jest) to przez jakis czas bylas
> samotna matka. I tez nie wiedzialas, ze za jakis czas zalozysz z kims
> rodzine. Jezeli tak nie bylo: to jednak bedac w jednym zwiazku
> rozgladalas sie za nastepnym partnerem.
Nie bardzo, bo rozgladac to ja sie nie musialam. W dodatku, dopoki moj
pierwszy najdrozszy nie znalazl sobie kobiety, trwalalam w pojedynce, bo mi
bylo g l u p i o tak juz doszczetnie go dobijac. Nigdy nie wykluczalam,
jednakze zalozenia nowego zwiazku - chocby wlasnie z tego powodu, aby moj
syn mial w domu, na codzien rodzine pelna. Jednakze, kiedy sie ma dziecko,
inaczej ocenia sie mozliwosci, jakie niesie ze soba potencjalny partner.
Jasne, jest, ze musi zaakceptowac fakt, iz juz jest jedno dziecko. Dzieki
zwiazkowi, moj syn ma teraz rodzenstwo.
Moj drugi zwiazek tez kilka razy byl na krawedzi rozpadniecia sie, ale
nauczona jedna glupota, umialam juz sensowniej postepowac. N.b. to nie ja
chcialam wyjechac z Polski. Wyjechalam jednak, bo tak trzeba bylo, bo
inaczej rozpadlaby mi sie rodzina. Dla mnie osobiscie, wyjazd byl tragedia,
na granicy dostalam wrecz histerii.
Co za roznica dla dziecka ze nie bylo to zakladane
> od poczatku? Myslisz, ze takie zycie: "chwile u ojca, chwile u matki"
> sporo sie rozni od bycia tylko z kochajaca mataka, jezeli bedzie mialo
> rowniez dobry kontakt z jakims doroslym mezczyzna (np. bratem lub
> kuzynem matki)?
Nic o tym, w przypadku Lucyny nie wiemy, posilkowalam sie tym, co napisala,
inaczej nie moglam, no bo - jakze?
Przeciez tez ktos Ci mogl wtedy powiedziec "powinnas je
> oddac do adopcji: jakas mila para zaopiekuje sie nim lepiej, mezczyzna
> bedzie mieszkal z nim pod jednym dachem, beda mu w stanie poswiecic
> wiecej czasu bo beda miec ustabilizowana sytuacje materialna, nie beda
> miec na glowie sesji" i pare innych tego typu argumentow. Patrzac
> z perspektywy czasu: czy to napewno byloby dla Twojego syna lepsze ?
Na to pytanie odpowiedziec ci NIE UMIEM. Znaczy to dokladnie "Nie wiem" a
nie "Na pewno byloby gorsze". Wiem, jakie bledy popelnilam, wiem ile mnie
kosztoewalo "nauczenie sie rozumu", a co gorsza - wiem, ile to kosztowalo
mojego syna. O tym byl tamten post.
>
> Oczywiscie, ze tak. Ale czasem zapewnienie dziecku tej rodziny jest
> chwilowo niemozliwe: czy to oznacza, ze nalezy przerwac ciaze albo
> oddac dziecko jakiejs pelnej rodzinie? moim zdaniem nie. Nikt nie zna
> przyszlosci: rownie prawdopodobne jest to, ze Lucyna bedzie do konca
> zycia samotna matka jak i to, ze po urodzeniu dziecka dojrzeje do
> zwiazku i szybko zalozy pelna rodzine. Lepiej, zeby dziecko bylo
> z kochajaca biologiczna matka i adopcyjnym ojcem niz dwojgiem adopcyjnych
> rodzicow.
Tego tez nie mozna powiedziec na 100%.
Moim zdaniem w takim wypadku nie bedzie sie czulo kiedys
> az tak bardzo odrzucone.
Czy bedzie sie czulo odrzucone, czy nie, w ogromnym stopniu zalezy od tego
jak bedzie wychowywane.
>
> > Ja wowczas nie bardzo rozumialam, to i nie bylo nikogo, kto by mi to tak
> > dobitnie wytlumaczyl, jak ja probuje teraz tutaj.
>
> I co by to zmienilo? Zostalabys do konca zycia z tamtym czlowiekiem czy
> oddalabys syna do adopcji?
Zostalabym z tamtym czlowiekiem. Dzis wiem,ze sytuacje, kiedy ludzie nie
moga sie zupelnie,ale to zupelnie dogadac, sa w sumie dosc rzadkie. Ja
postapilam extra egoistycznie - poniewaz uwazalam,ze"nie jestem szczesliwa"
rozwalilam swemu dziecku dom. Nie ma czym sie chwalic, nie chwale sie.
Uwazam to zachowanie za nader niedojrzale.
> Tylko nie pisz, ze nie zaszlabys w ciaze: na to dla Lucyny jest zapozno
> bo ona juz jest w ciazy.
>
> > Uczymy sie na bledach, niekiedy sensowniej jest na cudzych zanim sie
zrobi
> > wlasne, nie?
>
> Jasne, ze sensowniej na cudzych. Jednak nie moge zrozumiec dlaczego
> oddanie wlasnego, kochanego dziecka do adopcji jest mniejszym bledem
> niz wychowywanie go w miare mozliwosci w sposob najbardziej sensowny.
Istotna sprawa jest tutaj "w miare mozliwosci" - te mozliwosci sobie
dokladnie przejrzec. Sposob, w jaki pisala Lucyna, punkty ciezkosci ktore
wyartykulowala nie bardzo swiadczyly o tym, aby poswiecila minimum uwagi
temu zagadnieniu.
>
> Nie widze wiekszej roznicy o ile nie mieszkaliscie razem. Taki sam
> kontakt moze miec dziecko np. z bratem matki.
> Fakt, ze przychodzi taki czas, ze dziecko chce poznac dawce
> spermy. Ale w opcji, ktora proponujesz to dziecko mialoby dodatkowo
> do odszukania jeszcze i osobe, ktora uzyczala przez jakis czas
> macicy. Dlaczego taka opcja bylaby lepsza pod wzgledem psychicznym
> dla dziecka?
Dlatego, ze "szukaniem macicy" zajeloby sie juz jako czlowiek dorosly,
wychowany i uksztaltowany porzez rodzicow. Tak - przez rodzicow.
> Ale wtedy tez nie byl w kochajacej sie_pelnej_rodzinie: byl albo u
> ojca albo u matki. To Twoim zdaniem jest to samo co pelna
> kochajaca sie rodzina?
Nie. Czy ja swego wyboru wtedy b r o n i e??? Wydawalo mi sie, ze dosc
jasno wyrazilam sie w tamtym poscie....
> Porownuje dwoje dzieci wychowujacych sie przez jakis czas
> w niepelnych rodzinach. Twojemu synowi to nie zaszkodzilo:
> dlaczego ma zaszkodzic, i to bardzo dziecku Lucyny?
A skad ty wiesz, czy mojemu synowi to nie zaszkodzilo? Ja tego jeszcze do
konca nie wiem, a ty wiesz? Co mozna rozumiec przez "nie zaszkodzilo"?
> Chce pominac biologicznego ojca. Nie doczytalam nigdzie, ze nie ma
> nigdy zamiaru wiazac sie z mezczyznami w staly zwiazek. Ani tego, ze
> nie ma w jej otoczeniu mezczyzny, ktory by byl w stanie zastopic
> dziecku tego ojca.
No wlasnie. Ja tez sie nie doczytalam. Poki co doczytalam sie, iz nie chce
uslyszec kilku przykrych slow i ze milo byloby, aby ojciec byl przy
porodzie.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 17:27:18
Temat: Re: trudna decyzja ...
"Jerzy"
Kazdy dorosly czlowiek wie, ze
> uprawianie seksu moze doprowadzic do ciazy, tak wiec NIE UPRAWIA sie seksu
z
> kims, o kim sie doskonale wie,ze nie zalozy sie z nim rodziny."
Powqtarzam te mysl, co by nie uciekla.
> I to ona wlasnie zrodzila moj sprzeciw.
Znaczy, twoj sprzeciw budzi moje potepienie zwiazkow, ktore na pewno nie
skoncza sie zalozeniem rodziny?
No, coz, rzeczywiscie wiele nas rozni. Bywa, przezyjemy oboje - nie:)
> > Nic nie sadze - powiesz mi? To moze byc nawet ciekawe.
Ze masz sklonnosc do chowania glowy w piask przed problemem, zastepoujac go
jakimis surogatami. Omijac s e d n o, tworzysz podproblem, taki, ktory juz
rozwiazac jest l a t w i e j.
> p.s. a co powiesz o calkowitej zmianie intencji mojego przykladu z
> samochodem - zrobilas to.
Nie zmienilam twojej intencji, tylko przedstawilam ci inny sposob oceny
przykladu. Na tym wlasnie polega umiejetnosc calosciowego traktowania
rzeczywistosci. Intencje, to znacznie za malo do radzenia sobie z
problemami.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 17:30:29
Temat: Re: trudna decyzja ...
"Kis Smis"
> Twoje unikanie prawdy jest objawem choroby. Nie możesz jej ulegać. Być
może
> to ta sama choroba, która wypaliła twój związek i wypali całe twoje życie,
> jeśli się jej poddasz.
Dziekuje Kim. Powiedziales wiecej niz nawet ja chcialam powiedziec.
Widzac sprawe dokladnie jak ty, przyszlo mi do glowy,ze kwalifikacje na
wychowywanie dziecka to Lucyna ma dokladnie takie sobie, stad i moj "atak".
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |