Strona główna Grupy pl.soc.rodzina 10 m-cy małżeństwa i już....

Grupy

Szukaj w grupach

 

10 m-cy małżeństwa i już....

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 18


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-05-20 08:29:26

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: "pamana" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


>
> Jestem mężatką od 10 miesięcy. W lipcu, jeżeli dobrze pójdzie, będzie
nasza
> pierwsza rocznica ślubu... Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę jeżeli
> dobrze pójdzie... Ano dlatego, że odkryłam ostatnio, iż mój mąż zdradza
mnie
> psychicznie z inną kobietą... Jest to dla mnie tak bardzo cieżkie
przeżycie
> i tak bolesne, że odważyłam się o tym opowiedzieć...
>
>kochana,zabierz jego rzeczy i wynocha z domu, wy nie jestescie razem
,jestescie obok siebie ,przerazila mnie opowiesc o twojej mamie(bardzo ci
wspóczuje i wyobrazam sobie jak to boli) .
co do bibli to nic ci nie doradze bo nie wierze w te gusła ,zapewne ksiądz
kaze ci sie pswiecic i walczyc o męza i małżeństwo ,a po 20 latach walki
okaze sie ze ejstes stara ,zniszczona i nieszczesliwa kobieta a twoj maż
znajdzie nowszy model.
trzymaj sie i wierz w siebie ,zacznij zyc dla siebie .
p.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2004-05-20 08:31:20

Temat: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: "Justyna" <m...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam wszystkich....

Jestem mężatką od 10 miesięcy. W lipcu, jeżeli dobrze pójdzie, będzie nasza
pierwsza rocznica ślubu... Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę jeżeli
dobrze pójdzie... Ano dlatego, że odkryłam ostatnio, iż mój mąż zdradza mnie
psychicznie z inną kobietą... Jest to dla mnie tak bardzo cieżkie przeżycie
i tak bolesne, że odważyłam się o tym opowiedzieć...

Znamy się z moim mężem już około 10 lat. Nie był to związek bezproblemowy
jak to mówią... Były rozstania i powroty, zawsze spowodowane przez Niego. A
to sesja (podczas studiów) i chęć świętego spokoju (od baby, któa chce go
mieć przy sobie cały czas :)), a to jakiś kryzys osobowości, a i w końcu
nawet inna kobieta, z którą nota bene miał się w 2002 roku żenić, ale zerwał
ślub na miesiąc przed ustaloną datą. Opisałam Go tutaj jak dość ciężki
przypadek, ale tak naprawdę jest, a ja rok temu odważyłam się z Nim założyć
rodzinę....

Wracaliśmy do siebie jak bumerangi (to jest nawet Jego określenie), czasem
przypadkowo, czasem trochę naciągane to było, ale zawsze z jego inicjatywy.
Tak było również w ostatnim przypadku czyli 1,5 roku przed naszym ślubem. Z
rozmów przeprowadzonych w ostatnich dniach na ten temat wynika, że Jego
stanowisko jest takie, że zawsze się odnajdywaliśmy w momentach, kiedy
któreś z nas potrzebowało pomocy. Ale czy nie o to chodzi? Jesteśmy za sobą
strasznie!!! Ostatnio w dodatku bardzo ciężki okres przechodziałam ja: moja
mama umierała na raka, zmarła w grudniu w zeszłym roku (po 3 miesiącach od
ślubu). Jak się domyślacie, ślub był podyktowany chorobą mamy - to
również teraz jest mi zarzucane przez męża...
Dlatego ucieka gdzieś indziej... nie wiem co się dzieje, bo wszelkie próby
rozmowy z nim kończą jego odpowiedzią, że nawet nie daję mu szansy tego
przemyśleć, pomyśleć itd... Jak chciałam i dałam mu szansę, wyniosłam się z
domu na dwie noce - to zaraz do pojechał tam... Na tym polega to jego
przemyśliwanie??? Zadaję sobie to pytanie w każdej sekundzie. Przecież On
tym wogóle Nam nie pomaga, wręcz przeciwnie...

Oczywiście cały ten konflikt uświadomił mi, nam co się stało i nie potrafię
sobie darować, że do tego doszło... Na pewno jest w tym dużo mojej winy,
rzeczywiście trzymałam Go za bardzo "na uwięzi" i wiem, że to miało wielki
wpływ na to, co się stało. Bo przecież nie można mieć nikogo na własność!!
Chociaż ja w Jego "niewoli" jestem już od dawna i wcale mi to nie
przeszkadza... (może dlatego nie potrafię zrozumieć róznicy między Jego
wolonością a moją). Ale zdałam sobie sprawę, że z nim źle postępowałam.
Oczywiście nie ma sensu się tutaj usprawiedliwiać. Ale najgorsze jest to, że
kiedy sobie to uświadomiłam i CHCĘ zmienić swoje postępowanie, On jesteś już
dalekoo... Jesteś myślami z inną kobietą...nie mogę tego znieść!!! Musi mnie
okłamywać, bo nie chce mnie zranić. Ja go ciągle sprawdzam, bo nie mogę
znieść niepewności i niewiedzy...

A gdzie przysięga małżeńska??? On się uważa za bardzo bliskiego Bogu, ja na
przykład nigdy nie umiałam się tak modlić, jak on. Próbował mi to pokazać,
ale ja jakoś zawsze znajdowałam wymówki, to też jedna z przyczyn..
Ta kobieta podobno zadawala go "duchowo" ...

Jest mi bardzo przykro i czuję się mocno już depresyjnie, mam nadzieję, że
Was nie zanudziłam... Ale chciałam zapytać czy jest sens walczyć o to
małżeństwo, co mówi na ten temat Biblia? Gdzie szukać odpowiedzi i Prawdy?
Czy czas pokaże, czy ja mam działać?

Proszę mi jakoś pomóc. Może ktoś przeżył podobną historię. Nie mam sie do
Kogo pożalić i wygadać, przyjaciół się wstydzę (nie chcę im nic mówić, póki
nie znam kolejnego kroku), rodziców nie mam (mama zmarła, a ojciec się mną
nie interesuje od kilkunastu lat... Jego rodzice wiedzą, ale nic nie mogą
zrobić), a siostra (młodsza) ma dość swoich problemów, chociaż conieco już
wie, ale nie chcę jej zadręczać.

JUSTYNA


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2004-05-20 08:50:57

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: Eulalia <e...@k...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Justyna napisał:

> Znamy się z moim mężem już około 10 lat. Nie był to związek bezproblemowy
> jak to mówią... Były rozstania i powroty, zawsze spowodowane przez Niego. A
> to sesja (podczas studiów) i chęć świętego spokoju (od baby, któa chce go
> mieć przy sobie cały czas :)), a to jakiś kryzys osobowości, a i w końcu
> nawet inna kobieta

Cóż - chyba wiedziałaś co bierzesz.
Charakteru człowieka nie zmienisz. Albo będziesz
się naginać i poświęcać, albo nici z tego.

Eulalka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2004-05-20 08:53:09

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: tapta <t...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

pamana wrote:

> co do bibli to nic ci nie doradze bo nie wierze w te gusła ,zapewne ksiądz
> kaze ci sie pswiecic i walczyc o męza i małżeństwo ,a po 20 latach walki
> okaze sie ze ejstes stara ,zniszczona i nieszczesliwa kobieta a twoj maż
> znajdzie nowszy model.

Tak nie do końca, bo 'te gusła' są po jej stronie, to ona stara się żyć
w zgodzie z Pismem, a nie on, który z pewnością nie jest 'bliżej Boga'
niż ona.

--
pozdrawiam
tapta
GG:4082847

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2004-05-20 08:57:53

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: tapta <t...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Justyna wrote:
> Witam wszystkich....
>
> Jestem mężatką od 10 miesięcy. W lipcu, jeżeli dobrze pójdzie, będzie nasza
> pierwsza rocznica ślubu... Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę jeżeli
> dobrze pójdzie... Ano dlatego, że odkryłam ostatnio, iż mój mąż zdradza mnie
> psychicznie z inną kobietą... Jest to dla mnie tak bardzo cieżkie przeżycie
> i tak bolesne, że odważyłam się o tym opowiedzieć...

Ja naprawdę nie rozumiem niektórych panów... To po co on się żenił? Jak
woli tamtą, to niech się zmywa i da Ci spokój. A Ty się nie obwiniaj, bo
Ty jesteś w porządku. Może tylko niepotrzebnie wpakowałaś się w
małżeństwo z problemowego związku. Mam taką opinię, ze im dłuzej przed
slubem się ze sobą chodzi, tym później małżeństwo bardziej
problematyczne... I jakoś mi się zawsze to potwierdza, niestety...
Chyba daj sobie z nim spokój, pogoń i nie dopuść, byście znowu do siebie
wrócili jak bumerangi...

--
pozdrawiam
tapta
GG:4082847

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2004-05-20 09:11:06

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "tapta" <t...@w...pl> napisał w wiadomości
news:c8hru9$2k0b$1@news2.ipartners.pl...
>
> Ja naprawdę nie rozumiem niektórych panów... To po co on się żenił? Jak
> woli tamtą, to niech się zmywa i da Ci spokój. A Ty się nie obwiniaj, bo
> Ty jesteś w porządku. Może tylko niepotrzebnie wpakowałaś się w
> małżeństwo z problemowego związku.

Ba, powiem szczerze, że nawet Kościół jest w stanie pojąć, że ktoś
psychologicnzie do małżeństwa się nie nadaje, bo ma niedojrzałą osobowość
(badają to testy rozmaite) - a ten pan mi na takiego wygląda - a wiem stąd,
że szczęśliwie unieważniono moje pierwsze małżeństwo kościelne z takim
właśnie ptaszkiem.

Jednak rzeknę, że zanim zdecydujesz się na krok ostateczny, warto uczynić
przedostateczny - rozstanie "na przemyślenie" (niech będzie) - najpierw zero
kontaktu przez jakiś czas (dłuższy niż dwa tygodnie, hehe) - a potem
propozycja uczestniczenia albo w warsztatac terapii małżeńskiej, albo
jakiejś innej formie. Przy poradniach rodzinnych prowadzonych przez Kościół
sporo jest mądrych i dobrych psychologów, organizuje się też fajne
rekolekcje dla małżonków, warto moim zdaniem spróbować, jeśli to dla niego
NAPRAWDĘ ważne, a nie jest to jakaś przyschnięta maska, która odpada, jak
postukać mocniej.

Trzmaj się, odejdź od niego na chwilę, niech mu się uporządkują priorytety
(nie będzie walczył o to, co ma pod ręką) A jeśli pójdzie sobie do tamtej
pani... cóż, stracisz tylko kilkanaście miesięcy, ja straciłam 4 lata w
takim małżeństwie. Ale od paru lat mam udany drugi związek, a mój były...
cóż.. .rozwiódł się drugi raz. I zawsze to świat jest winien, nie on.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2004-05-20 10:07:18

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: Karolina Matuszewska <g...@s...am.lublin.pl> szukaj wiadomości tego autora

Margola Sularczyk wrote:

> Jednak rzeknę, że zanim zdecydujesz się na krok ostateczny, warto uczynić
> przedostateczny - rozstanie "na przemyślenie"

Czy mi się wydawało, czy oni się już nie raz, nie dwa rozstawali? Moim
zdaniem takie rozstawanie się i wracanie jako terapia szokowa działa
raz, góra dwa razy. Jeżeli ludzie ciągle czują potrzebę odpoczęcia od
siebie, ciągle się rozchodzą żeby coś przemyśleć -- to niech dadzą sobie
spokój raz na zawsze i ułożą sobie życie z kimś, od kogo nie czują
potrzeby odpoczywać.

Bardzo współczuję Justynie tragedii, jaką przeżyła, ale uważam, że nie
można budować zwiazku na takich fundamentach. Byli ze sobą 10 lat,
ciągle sie w tym czasie rozstawali i wracali, ale na ślub zdecydowali
sie dopiero pod wpływem osobistej tragedii Justyny -- i to mi się nie
podoba. Małżeństwo to bardzo poważna sprawa i nie należy decyzji
podejmować pod wpływem chwilowych emocji. Teraz emocje opadły, a facet,
który już wcześniej interesował się innymi kobietami, poleciał do
kolejnej. I mój scenariusz jest taki, że on sam wróci do Justyny, tak
jak zwykle. I po jakimś czasie jak zwykle się zmyje i... znowu wróci.
Jak bumerang. Bo wie, że może. Że ma bezpieczną przystań, kobietę, która
zawsze wybaczy, a winę zwali na siebie. Kobietę, która poświęci osobiste
szczęście i będzie zawsze prowadzić za rączkę niedorozwiniętego
emocjonalnie mężusia. A powinna kopnąć w rzyć i wreszcie pomyśleć o sobie.


Pozdrawiam,
Karola

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2004-05-20 10:15:41

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: Grzegorz Janoszka <G...@S...pro.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

On Thu, 20 May 2004 09:31:20 +0100 I had a dream that Justyna
<m...@p...onet.pl> wrote:
> A gdzie przysięga małżeńska??? On się uważa za bardzo bliskiego Bogu, ja na

Uważaj, bo z doświadczenia wiem, że ci, co siebie uważają za najbardziej
świętych, to bywają naprawdę największymi szujami.

--
Grzegorz Janoszka odpowiadając POPRAW adres

UWAGA, mam specyficzne poczucie humoru! Na newsach wyrażam swoje prywatne
specyficzne poglądy, a nie moich byłych, obecnych i przyszłych pracodawców.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2004-05-20 11:03:16

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Karolina Matuszewska" <g...@s...am.lublin.pl>
napisał w wiadomości
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E10012C633B@jplwan
t003.jasien.net...
> Czy mi się wydawało, czy oni się już nie raz, nie dwa rozstawali? Moim
> zdaniem takie rozstawanie się i wracanie jako terapia szokowa działa
> raz, góra dwa razy.

Karolina, najgorsze jest to, że ja się z Tobą w głównej mierze zgadzam. Ale
stałam kiedyś po drugiej stronie tej barykady i to mnie trzeba było podnieść
nogę i kopnąć w tę ukochaną do niedawna rzyć. Łatwo sie doradza, stojąc z
boku. A wiem, że gdybym nie zrobiła wszystkiego, co uważałam za stosowne, by
uratować ten związek (od osoby, którą się kocha, z którą się ma wiele
wspólnego, nie jest tak łatwo odejść) - nie wybaczyłabym, sobie i dziś,
miast cieszyć się szczęśliwą rodziną, zadręczałabym się, że mogłam jeszcze
to, jeszcze tamto, jeszcze tak. Trzeba podjąć kroki i wyciągnąć rękę. Tak mi
się wydaje, że odejście od żony/męża niesie z sobą ciężar emocjonalny
znacznie większy niż odejście od po prostu partnera. Ponadto takie odejście
"na próbę" pomaga "uratować twarz" we własnych oczach (o ile to ma
jakiekolwiek znaczenie wobec tragedii jaką jest rozpad małżeństwa) - zawsze
można sobie powiedzieć "no cóż, dałam mu szansę, nie skorzystał", z drugiej
strony (coś chyba jestem mało precyzyjna) rozstanie "na opamiętanie" wydaje
się mniej ostateczne, łatwiej taką decyzję podjąć, niż o zerwaniu "na
zawsze". A odległość fizyczna i czasowa powinna by dobrym sposobem
uświadomienia sobie raz na zawsze, że partner skrewił, że nie nadaje się do
związku, że jest niedojrzały - albo "nawrócenia się" partnera, jeśli jest
taka szansa. Tylko jedno - trzeba konsekwentnie przeciąć więzi, odciąć się,
spotkać dopiero po jakimś czasie, a dotąd prosić o czas na przemyślene
pewnych rzeczy, co jak widomo leiej jest uczynić w odosobnieniu od
pzredmiotu myśli.
To prawda, naprawa tego związku wydaje mi się mało prawdopodobna, ale
widziałam w życiu tak różne układy, które nagle zdrowiały, że jakoś nie
potrafię postawić swojego odważnika na szali "nie, z tego nic nie będzie,
rozstańcie się".

Aha - i jeszcze jedno - jeśli skruszony partner wróci, żadnych dzieci
(poczętych w euforii) przez parę lat (dwa? trzy? czy ilość ma tu
znaczenie?). Obserwować czujnie i w razie najmniejszego zagrożenia, że
sytacja się powtarza - rzeczy w węzełek i wiać. Wówczas już nie ma szans.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2004-05-20 11:04:00

Temat: Re: 10 m-cy małżeństwa i już....
Od: "pamana" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


>
> Tak nie do końca, bo 'te gusła' są po jej stronie, to ona stara się żyć
> w zgodzie z Pismem, a nie on, który z pewnością nie jest 'bliżej Boga'
> niż ona.
>
> --
i coz tego ,ze sa po jej stronie ?
ani spokoju ani bezpieczeństwa a jeszcze męczy sie w jakis regułach .
p.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Slub - pytanie (pilne)
jak to jest z tym seksem?
obozy wakacyjne
Czy jestem wariatka?- troche dlugie
Do czego prowadzi nadmiar religii...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »