Data: 2003-02-06 15:38:48
Temat: Diagnoza RAK - to nie wyrok; z własnych przeżyć
Od: j...@o...pl
Pokaż wszystkie nagłówki
Bliska znajoma ( rocznik 47 ) zachorowała na raka.
Nie ma komputera, nie wie jak korzystać z internetu, ale kiedy dowiedziała
się, że są dyskusje, gdzie można pytać, lub wyrażać swoje opinie i poglądy
na tak szerokim forum, prosiła mnie o przekazanie poniższych informacji
dla pokrzepienia innych.
Kiedy byłam pewna że to RAK, nie chciałam wzbudzać sensacji, ani litości
dlatego o tym wiedział tylko mój mąż, który jak na ironię, w czasie trwania
choroby stracił pracę i był bezrobotny..
Rak zaatakował jelito grube; decyzja lekarza - operacja usunięto wszyskie
komórki rakowe (jak się wydawało) Szczęście w nieszczęściu , ze nie
musiałam nosić woreczka.
Po 6 miesiącach ognisko rakowe ujawniło się w narządach rodnych – decyzja
o operacji - usunięcie „wszystkiego” i już od tej chwili
niepewność;
co będzie następne.
Badania wykazały przerzuty na inne wewnętrzne organy oraz piersi..
Tym razem leczenie chemią. Brałam trzy chemie. Kolejna seria
silniejsza od poprzedniej.
Z kobiety 85 kg został szkielet i kości – waga około 40 kg.
Bardzo trudno znosiłam chemię. Wszelkie zapachy z kuchni kończyły się
godzinnymi torsjami. Całkowity brak apetytu, apatia, ale i
niezrozumiała zazdrość połączona z żalem do innych, że to właśnie
ja.....
Po trzeciej chemii, która była nie do zniesienia postanowiłam: wolę
umrzeć niż tak się męczyć, tym bardziej, że byłam świadoma, iż coraz słabsze
rokowania na zahamowamie postępu choroby nie mówiąc o wyzdrowieniu..
Postanowiłam urządzić dla najbliższych kolację pożegnalną. Zaprosiłam
również ojca powiadamiając go oględnie, że mam raka.
Wśród zaproszonych była osoba, która miała kontakt z lekarką propagującą
preparaty tybetańskie, oparte na starych recepturach chińskich. Według jej
zapewnień skuteczne w zahamowaniu a następnie zwalczaniu komórek nowotworowych
przez sam organizm. Niestety jest do dość droga kuracja jak na rencistkę.
Traf, czy przeznaczenie sprawiło, że ta zagraniczna lekarka była w tym czasie
w Polsce.
Szybki kontakt, pomoc finansowa ojca emeryta i tak wspólnymi siłami kupiłam
niepełny zestaw na kurację.
W czasie pierwszych trzech tygodni kuracji pojawił się apetyt, znikła
apatia, poprawił się wygląd mojej skóry. Powróciła chęć do życia.
Jestem już 9 miesięcy po pierwszej kuracji, i miesiąc po powtórnej ( tak
zalecała lekarka ), a po komórkach rakowych nie ma śladu.
Lekarz prowadzący, (który w czasie choroby - jak powiedział mężowi - dawała mi
miesiąc życia) dziś nie umie to wytłumaczyć - nie mówiłam mu że brałam jakieś
preparaty.
Dziś z całą odpowiedzialnością mogę polecam innym te preparaty, które
mnie uratowały życie.
Jest to dla nas „rakowców” szansa, z której ja skorzystałam i
wierze, że
to właśnie uratowało moje życie.
Dziś mam stały kontakt z przedstawicielem firmy i z radością się podzielę
wiedzą własną i już zdobytą o działaniu preparatów.
Kontakt:
Tel. 0 691 884 990
E mail: j...@o...pl
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|