| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2008-04-30 08:14:25
Temat: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień konstruktywnych
(nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na wszystko) względem własnej
osoby (nie tylko ciała). Czyli oczywiście, jak pisał Michał, szacunek dla
samego siebie też, ale i pozytywny emocjonalny i fizyczny (tak tak!)
stosunek do siebie, który wynika z uznawania właściwych zasad i wzorców,
które uznajemy, że spełniliśmy, lub przynajmniej są one naszym celem i
chcemy w tym kierunku siebie zmieniać.
Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA AKCEPTACJI
SIEBIE :-)
Powszechnym nastawieniem do ludzi akceptujących akceptację siebie jest
NIEAKCEPTACJA otoczenia.
Wręcz odnosze wrażenie, że ludzie generalnie SIEBIE SAMYCH nie akceptują,
więc spotkanie z takim indywiduum jak ja powoduje złe nastawienie, w
najlepszym razie reakcje typu "podnoszę lupę i podziwiam" :-)
Nie dam się zmienić nikomu. Ja ciężko pracuję na swoją akceptację. Czyjaś
niemożność nie jest w stanie mnie zniechęcić, przeciwnie - to ja będę
takiemu człowiekowi tym mocniej pokazywać wzorzec, dla jego własnego dobra:
może wreszcie zrozumie, że można, po prostu i zwyczajnie można i TRZEBA
siebie zakceptować, podziwiać, kochać. Kiedy się to osiągnie (a łatwo nie
jest), wtedy "okaz" taki jak ja przestanie dziwić :-)
Co mi daje moja postawa?
Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie tylko
osoby nie akceptujące siebie ;-P
Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
ulotności.
Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się starzeją,
zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie :-)
Jak z tym jest u Was?
--
XL wiosenna :-)
Mój serwer to news.gazeta.pl (bez przekierowań przez inne), email
i...@g...pl., podany także w nagłówku.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2008-04-30 08:54:41
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...On 30 Kwi, 10:14, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
Najlepszym przykładem milosci własnej jest kolejna ciąża - podobno
jest...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2008-04-30 09:12:19
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...Dnia Wed, 30 Apr 2008 01:54:41 -0700 (PDT), Panslavista napisał(a):
> On 30 Kwi, 10:14, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
>
> Najlepszym przykładem milosci własnej jest kolejna ciąża - podobno
> jest...
5 lat temu miałam okazję zakochać się w sobie aż tak... ale teraz już muszę
(z rozsądku) poprzestać na innych, a też dobrych sposobach... i jakoś mi
się udaje nie tracić wiary ani miłości pomimo złych przeżyć.
--
XL wiosenna :-)
Mój serwer to news.gazeta.pl (bez przekierowań przez inne), email
i...@g...pl., podany także w nagłówku.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2008-04-30 09:38:48
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...Wiesz co Xlko, mam (ulotne) wrażenie, że coraz lepiej jest z tą samo- i
cudzo-akceptacją. Tzn. ludzie jakby coraz bardziej wyluzowani, pogodzeni ze
sobą i ze światem.
Jeśli to prawda, a nie szczęśliwie przypadkowy rozkład, byłoby super.
W sumie takie jednostki spięte i z aurą strachu i braku samoakceptacji
dookoła siebie zdarzają się coraz rzadziej. I budzą zdziwienie - we mnie
przynajmniej. I w sumie to jakoś mi ich żal. Ale może dojrzeją? (Albo mieli
paskudny dzień w tyrze, czy prywatnie i dlatego tacy pozwijani?)
A im bardziej człowiek siebie lubi/kocha tym bardziej potrafi lubić i kochać
innych. To chyba oczywiste. Ze wszystkimi ich niedoskonałościami. Twierdzę
wręcz, że te niedoskonałości robią z nas ludzi.
M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2008-04-30 09:53:11
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...Dnia Wed, 30 Apr 2008 11:38:48 +0200, Vilar napisał(a):
> Wiesz co Xlko, mam (ulotne) wrażenie, że coraz lepiej jest z tą samo- i
> cudzo-akceptacją. Tzn. ludzie jakby coraz bardziej wyluzowani, pogodzeni ze
> sobą i ze światem.
> Jeśli to prawda, a nie szczęśliwie przypadkowy rozkład, byłoby super.
Chciałabym. Jednak póki moje (hie hie, legendarne już tutaj)
samouwielbienie będzie odbierane jako narcyzm, no to słabe to wrażenie...
> W sumie takie jednostki spięte i z aurą strachu i braku samoakceptacji
> dookoła siebie zdarzają się coraz rzadziej. I budzą zdziwienie - we mnie
> przynajmniej. I w sumie to jakoś mi ich żal. Ale może dojrzeją? (Albo mieli
> paskudny dzień w tyrze, czy prywatnie i dlatego tacy pozwijani?)
Chyba to nie polega na dojrzeniu, ale na zmianie punktu widzenia. Do tego
potrzeba smiałej decyzji, wbrew pozorom, tylko decyzji. Trudnej - paradoks
- bo dotyczącej siebie.
> A im bardziej człowiek siebie lubi/kocha tym bardziej potrafi lubić i kochać
> innych. To chyba oczywiste. Ze wszystkimi ich niedoskonałościami. Twierdzę
> wręcz, że te niedoskonałości robią z nas ludzi.
Czyli nie tylko ja jestem zafascynowana głębokim sensem zdania "Kochaj
bliźniego swego jak siebie samego".
Od razu mi lepiej :-)
PS. A miłośnicy złej królowej z bajki o królewnie Śnieżce niech wreszcie
swoim włąsnym okiem zobaczą się pięknymi, zamiast niepewnie pytać lustro o
opinię...
--
XL wiosenna :-)
Mój serwer to news.gazeta.pl (bez przekierowań przez inne), email
i...@g...pl., podany także w nagłówku.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2008-04-30 10:04:22
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...> Czyli nie tylko ja jestem zafascynowana głębokim sensem zdania "Kochaj
> bliźniego swego jak siebie samego".
O tak, bo ten kijek ma bardzo wiele końców.
Ze po pierwsze trzeba siebie kochać (cóż za udręka :-) ).
Ze innych trzeba kochać (no nie do pomyślenia)
I że trzeba ich kochać tak, jak siebie, i nie więcej (to do potencjalnych
męczenników chętnych do poświęcania się komuś kosztem siebie - mam dla was
dobrą wiadomość: Czasami można. Czasami!)
itd... M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2008-04-30 10:20:04
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...On 30 Kwi, 12:04, "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> wrote:
> I że trzeba ich kochać tak, jak siebie, i nie więcej (to do potencjalnych
> męczenników chętnych do poświęcania się komuś kosztem siebie - mam dla was
> dobrą wiadomość: Czasami można. Czasami!)
>
Uff, dzieki dobra kobieto ;)
--
Pozdrawiam,
Fra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2008-04-30 10:26:08
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...On 30 Kwi, 11:53, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Dnia Wed, 30 Apr 2008 11:38:48 +0200, Vilar napisał(a):
>
> > A im bardziej człowiek siebie lubi/kocha tym bardziej potrafi lubić i kochać
> > innych. To chyba oczywiste. Ze wszystkimi ich niedoskonałościami. Twierdzę
> > wręcz, że te niedoskonałości robią z nas ludzi.
>
> Czyli nie tylko ja jestem zafascynowana głębokim sensem zdania "Kochaj
> bliźniego swego jak siebie samego".
> Od razu mi lepiej :-)
>
Nie tylko Ty :) Z Twoja wypowiedzia rozpoczynajaca ten watek zgadzam
sie calkowicie. Moze bym cos dodala jeszcze, ale za chwile przychodzi
fryzjer, i nie bardzo mam czas :)
Ja juz wypowiedzialam sie dosc szroko w tym temacie w watku 'siostry'
"Urodzilam chama" (bodajze taki byl tytul).
Kochanie siebie jest warunkiem i podstawa, na ktorej mozna budowac
milosc do innych. _Dobra_ milosc :)
--
Pozdrawiam,
Fra
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2008-04-30 10:47:23
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...Dnia Wed, 30 Apr 2008 12:04:22 +0200, Vilar napisał(a):
>> Czyli nie tylko ja jestem zafascynowana głębokim sensem zdania "Kochaj
>> bliźniego swego jak siebie samego".
>
> O tak, bo ten kijek ma bardzo wiele końców.
>
> Ze po pierwsze trzeba siebie kochać (cóż za udręka :-) ).
> Ze innych trzeba kochać (no nie do pomyślenia)
> I że trzeba ich kochać tak, jak siebie, i nie więcej
Powiedziałaś rzecz NAJWAŻNIEJSZĄ w tym wszystkim.
Dlatego należy kochać siebie JAK NAJWIĘCEJ, tym więcej kocha się ludzi :-)
> - mam dla was
> dobrą wiadomość: Czasami można. Czasami!)
Jasne, że można. Nawet kiedy to poświęcenie dla innych spotyka się z ich
niewdzięcznością. Wtedy dopiero trzeba mieć szczególnie dużo miłości dla
siebie, aby sobie z taką niewdzięcznością poradzić.
--
XL wiosenna :-)
Mój serwer to news.gazeta.pl (bez przekierowań przez inne), email
i...@g...pl., podany także w nagłówku.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2008-04-30 13:45:22
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...Ikselka wrote:
> Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
> Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień
> konstruktywnych (nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na
> wszystko) względem własnej osoby (nie tylko ciała). Czyli oczywiście,
> jak pisał Michał, szacunek dla samego siebie też, ale i pozytywny
> emocjonalny i fizyczny (tak tak!) stosunek do siebie, który wynika z
> uznawania właściwych zasad i wzorców, które uznajemy, że spełniliśmy,
> lub przynajmniej są one naszym celem i chcemy w tym kierunku siebie
> zmieniać.
Stosując niewłaciwe wzorce i zasady wcale nie musimy zmieniać pozytywnego
stosunku do siebie. Projekcja i racjonalizacja nam w tym skutecznie pomogą.
> Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA
> AKCEPTACJI SIEBIE :-)
Akceptacja akceptacji siebie, jest podobna do miłości do miłości własnej. :)
> Powszechnym nastawieniem do ludzi akceptujących akceptację siebie jest
> NIEAKCEPTACJA otoczenia.
> Wręcz odnosze wrażenie, że ludzie generalnie SIEBIE SAMYCH nie
> akceptują, więc spotkanie z takim indywiduum jak ja powoduje złe
> nastawienie, w najlepszym razie reakcje typu "podnoszę lupę i
> podziwiam" :-)
> Nie dam się zmienić nikomu. Ja ciężko pracuję na swoją akceptację.
> Czyjaś niemożność nie jest w stanie mnie zniechęcić, przeciwnie - to
> ja będę takiemu człowiekowi tym mocniej pokazywać wzorzec, dla jego
> własnego dobra: może wreszcie zrozumie, że można, po prostu i
> zwyczajnie można i TRZEBA siebie zakceptować, podziwiać, kochać.
> Kiedy się to osiągnie (a łatwo nie jest), wtedy "okaz" taki jak ja
> przestanie dziwić :-)
A do czego taka postawa może doprowadzić? Bo jeśli to prawda, że Twoje
samouwielbienie (miłość do miłości własnej - to dobre określenie, podoba mi
się) powoduje brak akceptacji otoczenia - to wygląda na to, że jak już
wszyscy znajomi Ciebie poznają od tej strony, będziesz w końcu osamotniona.
Ale jeżeli dalej będziesz się zastanawiać nad tym, dlaczego tak jest i
dojdziesz kiedyś do wniosku, że może to wcale nie dlatego, że otoczenie jest
zawistne i nie akceptujące siebie - to jakieś światełko w tunelu być może
zaświeci... :)
> Co mi daje moja postawa?
> Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie
> tylko osoby nie akceptujące siebie ;-P
> Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
> ulotności.
Rzetelną kontrolę zmian zwykło się nazywać weryfikacją. Konfrontowaniem
podejmowanych decyzji z przyjętymi zasadami. Przy weryfikacji swoich
poczynań zalecałbym ostrą krytykę zamiast zachwytu za wszelką cenę..
> Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się
> starzeją, zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie :-)
To są Ci sami, co Ciebie nie akceptują?
> Jak z tym jest u Was?
Raczej odwrotnie. U mnie.
--
pozdrawiam
michał
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |