Data: 2003-08-02 08:36:56
Temat: O roli autorytetów w sztuce ... było: "Artystów" karzą...
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Bacha" w news:bgd7m9$1pmt$1@foka.acn.pl...
/.../
~.¨.~
> Mnie jednak właśnie o tą "rozdziawioną buzię" chodzi najbardziej,
> bo to ona jest dla obcującego z dziełem najważniejszym kryterium.
> Co się takiego dzieje, że niektóre dzieła wywołują to poruszenie czy
> uniesienie u odbiorcy w większym a inne w mniejszym stopniu?
> Kwestia wrażliwości zapewne, ale to charakteryzuje odbiorcę a nie
> dzieło sztuki. Podmiot doznający a nie przedmiot będący tego
> doznania przyczyną.
Podchodzę do tego pytania z ogromną pokorą. Nie sztuka jest "palnąć"
własną wizję "na temat", niewiele różniącą się od innych, a w sumie zawsze
będącą jakąś tam kompilacją wszystkiego co w nas samych...
A temat jest pasjonujący, co widać po zakrętasach mani...
(_dzięki_ maniowej otwartości można się wiele nauczyć!!:))
Rzecz tkwi moim zdaniem w różnorodności, i to o wiele głębiej niż się na
ogół wydaje. Różnorodność dotyczy zarówno każdego odbiorcy, jak
i tworzącego. Różnorodne są CHWILE oddalone od siebie o sekundy
lub ułamki milimetrów, a co dopiero mówić o miesiącach czy stuleciach.
Można sobie wyobrazić, że podróż w czasie i przestrzeni każdego
osobnika z osobna odbywa się w indywidualnych __kokonach historii__,
w których zawarte jest wszystko, co dany osobnik zdołał zgromadzić
w swej indywidualnej przeszłości. Jest to więc bagaż genów, bagaż
rodziny i najważniejszego dla rozwoju środowiska lat dziecinnych, następnie
wszystkie po kolei inne bagaże, jakie wdzierają się do kokonu wszystkimi
"urządzeniami wejścia" człowieka, tworząc jego indywidualny i niepowtarzalny
"interface", czyli pancerz _do porozumiewania się ze światem_, a także
do wzbudzania w sobie określonych stanów emocjonalnych uznawanych
przez siebie za "przyjemne".
Co teraz dzieje się z człowiekiem i od czego to dzianie zależy, gdy staje on
zanurzony w swym kokonie historii naprzeciw zjawiska - Dzieła, będącego
wytworem innego człowieka bądź czegokolwiek, co znajduje się na zewnątrz
jego kokonu. Wszystko, co się dzieje jest zawarte już w nim samym.
Do jego urządzeń wejściowych, samodzielnie (acz z udziałem otoczenia!!)
skonstruowanym kanałem mniej lub bardziej szerokopasmowym, dociera
strumień informacji - strumień który spotyka się w głowie z mniej lub bardziej
rezonującymi obiektami, gdzie tylko siła skojarzeń podświadomych jest
w stanie wzbudzić cały układ do stanu transcendencji, iluminacji (to adekwatne
słowa z Twego listu obok).
Gdy ten stan się pojawia - umysł zapewne zauważa "przyjemność" i czyni
sam coś na kształt dodatniej pętli sprzężenia zwrotnego, a więc pobiera
strzępy sygnałów z wyjścia (wewnątrz mózgu) i podaje je na wejście
(wewnątrz mózgu) tak, aby "wrażenie" uniesienia było wzmacniane i potęgowane...
Wówczas to "odpływamy w boskim przeświadczeniu, że oto stoimy przed
Prawdziwą Sztuką", że to, co się dzieje w nas pod jej wpływem, usprawiedliwia
użycie miana Dzieło Sztuki.
Niestety, po chwili jesteśmy szturchani przez kogoś, "budzeni z transu" słowami:
- hej, paniusiu,... kopsnij no piątkę na flaszkę, bo jak nie to ci mordkę skujem...
i przerażeni stwierdzamy, że wszystko to jest względne!! Że nasze przeżycia
wtedy mają sens, kiedy czynimy je wśród podobnych sobie ludzi, kiedy możemy
liczyć na _wzajemne_ zrozumienie i podzielenie się własnymi wrażeniami z kimś,
kto _przeżywa podobnie_.
A jak tu wymagać podobieństw od tak zróżnicowanego jarmarku osobliwości.
Nawet samo słowo "SMAK" może być interpretowane różnie, o ile nie
obstawimy się słownikami ujednolicającymi jego znaczenia, o ile ich sobie
nie przyswoimy w długich rozmowach, tworząc z niego część własnego
_kokonu historii_.
~.¨.~
> [...]
> > Piękno tkwi w różnorodności. ...
>
> O to już chyba bliżej. Różnorodność może być jednak chaotyczna, przypadkowa
> jak choćby dźwięki składające się na hałas, a może też być skomponowana,
> harmonijna jak utwór. Ale to za mało. Nie każdy utwór porusza.
Nie każdy, ale też i nie każdego. Utwór - jako efekt pasji twórczej, stanowi
produkt określonego kokona historii. Jest w nim wszystko, co było
"pod ręką" twórcy, w jego głowie przede wszystkim, ale i w otoczeniu
fizycznym. Daje on z siebie to, co uznaje za istotne, potrzebne, to co nadaje
czasem sens jego własnemu życiu. Spełnia się _produkując_twór_, który
natychmiast po opuszczeniu pracowni (albo czasem przed) podlega interpretacji
pobratymców. Gdy trafi na pobratymców tępych, płaskich, o wyjałowionych
mózgach, nie widzą one w Tworze niczego, co by ich samych mogło wzbudzić
do stanu uniesienia. Ot - jakieś bazgroły dziecka, obrazoburcza instalacja,
"niedozwolone przekazy"... i tak dalej.
Wówczas dzieło to jest chowane na strychu, w piwnicy... znika z oczu świata
w jego ściśle określonym czasie i przestrzeni. Czasem jest zamalowywane
kolejną warstwą farby...
Mogą minąć lata, a nawet stulecia, gdy zmieni się czas i odbiorcy. To samo,
odrzucone w chwili powstania dzieło staje się Dziełem - przekazem
ponadmaterialnym...
/.../
> Zgadzam się, że sztuka powinna podlegać osądowi estetycznemu, etycznemu
> nawet, jeżeli jest nośnikiem takiego przekazu. W żadnym jednak razie
> prawnemu. Tylko kto ma rozstrzygnąć co jest sztuką a co tylko ją udaje?
> Przecież nie ci, którzy rozdają dyplomy artystycznych uczelni, czy parający
> się zawodowo krytyką, bo sztuka nie tylko do nich jest kierowana. Może
> więc w drodze referendum? ;)
Dowcipnaś Baszko :))...
W pytaniu "kto ma rozstrzygnąć co jest sztuką a co nie" kryje się istota
człowieka bezradnego i poszukującego. Istoty społecznej oczekującej
wsparcia z zewnątrz w jakiejkolwiek postaci. Najczęściej świat zewnętrzny
bardzo chętnie nadbiega z własnymi interpretacjami, wsparciami, chcąc
uczynić _siebie_ bardziej nieśmiertelnym. _Świadomość_ polega na tym, że
jedynym, czego osobnik oczekuje od świata zewnętrznego, to dostarczenie
mu informacji o tym co _zastane_, a czego sam nie jest w stanie się dokopać.
Wszelka ich obróbka, roztrząsanie, miksowanie, cięcie, wyrzucanie, a także
uklepywanie na strychu własnego tessaurusa - jest pracą własną budującą
każdego dnia własny, niepowtarzalny _kokon historii_.
Oczywiście podążanie z prądem tłumu jest dla wielu o wiele wygodniejsze
(mniej energochłonne), niż jakikolwiek samodzielny wysiłek umysłowy.
Tacy ludzie czekają na "werdykty społeczne", i nigdy nie zdobędą się na
samodzielność oceny. Najczęściej potem są jedynie powielaczami
"poprawności", a więc tego, co w danym środowisku uchodzi za jedynie
słuszne. Wówczas, we własnym sosie, czują się dobrze i bezpiecznie.
Pytanie - czy własne środowisko ma być środowiskiem pijaczka z cegłą,
czy też miłośnika fug organowych Bacha - pozostawiam bez odpowiedzi...
>
> Pozdrówka. Bacha.
>
pozdrawiam
All
|