Data: 2000-01-11 18:56:53
Temat: Odp: nieśmiałość, zamykanie się w sobie, apelacja
Od: "Duch<->" <a...@f...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Okazuje się że zamykanie się w sobie jest spowodowane introwertycznym
> sposobem myślenia który jest narzucony przez człowieka umniejszającego...
> Człowiek umniejszony nie wie dlaczego zaczął się zastanawiać, a przez
> roztrzyganie problemu zaczyna się obwiniać, bo jego świadomość nie potrafi
> znaleźć innego logicznego wytłumaczenia tego...
Przeczytalem i prawie nie moglem uwierzyc :-)))
Napisales o pewnym niezwykle waznym mechanizmie
(jesli Cie dobrze zrozumialem), ktory mial
niezwykle destrukcyjne dla mnie dzialanie do czasu kiedy go nie
zobaczylem. Zamknelem sie w sobie i ... depresja,
totalny, nieskonczony dol.
Z tym, ze to o czym piszesz -ten mechanizm- jest bardzo gleboki.
Jak to odkryles? Obserwujac kogos, czy siebie?
Jak to "ukazalo sie twoim oczom"?
> Nie zna mechanizmu i nie
> wie, że tak naprawdę uległ sugestii... A potem wynikają z tego różne
przykre
> sprawy np. nerwice.. Uciekanie przed ludzmi.. właśnie w obawie przed
takimi
> 'wrednymi'.
Dokladnie.
> Ale myślę, że jeśli ludzie zrozumieją mechanizmy oddziaływania to będą
> potrafili się temu przeciwstawić i zamiast obwiniać siebie, rozejrzą się w
> sytuacji i dzięki ekstrawertycznemu spojrzeniu obronią się przed naiwną
> sugestią... o której działaniu może nie wie nawet sam umniejaszający...
Ufffff, zrozumiec/zobaczyc ten mechanizm jest niezwykle trudno
(przynajmniej dla mnie),
nawet dziwie sie, ze to komus proponujesz.
> I naprawdę taki apel do ludzi uważajcie na to co robicie bo ten system
> działa i potrafi niszczyć ludzi... sam widziałem, słyszałem i się
> przekonałem... na śmierć...
> Nawet dla niektórych wrażliwych to działa na grupach dyskusyjnych...
> dlatego nie naskakujcie nigdy na siebie... pełna kultura.. proszę...
Tu prawie zgoda, z tym, ze .... napisze jak to bylo u mnie:
Ten mechanizm ja tez odkrylem. Z tym, ze z tego co widze to byl
jakby pierwszy etap, z tym, ze w sumie najwazniejszy.
Wtedy, rzeczywiscie, pierwszym spostrzezeniem dla mnie bylo, jak
bardzo trzeba uwazac; zwlaszcza, zeby nie zranic tych wrazliwych.
Ale ci mnie-umniejszajacy - "umniejszacze" dalej byli naokolo mnie
i dalej czulem sie umniejszany (nazwijmy to tak, "roboczo").
I co, mialem prosic, "nie umniejszajcie mnie"? :-))
Czasem poprosilem, ale oni nie wiedzieli o co chodzi, albo
"spadaj mieczaku".
Mimo, ze znalem juz mniej/wiecej mechanizm, to jedno slowo
umniejszacza potrafilo mnie niezle uwalic. To tak jakby ktos bliski
powiedzial Ci, ze jestes glupi. Wiesz, ze nie jestes, ale to cie dreczy.
Wiec zaczelem sie jeszcze bardziej przygladac calemu temu mechanizmowi.
Caly problem polegal na tym, ze kontakt z "umniejszaczem" jest tak bolesny,
ze chce sie uciec na koniec swiata, ... a co dopiero, zeby z nim "zostac" i
sie jeszcze temu poprzygladac i to przez dlugi czas
(bo te cale mechanizmy sa bardzo zamaskowane,
wiec trzeba czasu na odkrycie czegos).
Ale za ktoryms tam razem wytrzymalem, bo chcialem
wreszcie wiedziec jak to jest. Wyszlo na to, ze ten
"umniejszacz" sam ma duzy problem!
Np. Kumpel moj, pokloci sie ze swoim innym kumplem
(czy tez z zona, nie wazne)
i jest w zlym nastroju. Ostatnio ta jego klotnia byl np. o to czy kwiatki w
doniczce na balkonie maja byc niebieskie, czy czerwone. (tak dla przykladu)
Ostatnia jego klotnia byla bardzo zajadla.
... z tym, ze ja o tym nie wiedzialem, idac z nim do sklepu.
Gdy powiedzialem:
-"zobacz jakie ladne czerwone kwiaty na balkonie".
Dostalem gwaltowna odpowiedz: "Tylko idiotom podobaja sie czerwone
kwiaty na balkonie".
Zamurowalo mnie i nie wiedzialem co powiedziec. A to, ze jestem "idiota"
dlugo jeszcze mi dzwieczalo w uszach.
Pol biedy kiedy ktos mnie otwarcie zaatakuje, tak jak on.
Gorzej gdy pol-slowkami saczy swoje nieswiadome tresci,
to jest jeszcze gorsze. Wtedy nie ma nawet sie przed czym bronic,
bo niby nic sie nie stalo!
"Umniejszacz" jest czesto w konflikcie, ale go tlumi z jakiegos tam powodu
(bo np. nie umie problemu rozwiazac).
Ty podchodzisz do niego, cos zagadasz,
co akurat niechco naruszy jego "konflikt" (ale niby skad ja mam to
wiedziec?)
a on niechcaco chuhnie na mnie tym swoim problem
jak nieprzyjemnym oddechem, czesto bardzo subtelnie
ale zajadle, tak, ze mi to w piety idzie, z tym, ze nie znam
do konca problemu, bo ten niby-umniejszacz nigdy nie mowi do konca
o co chodzi, nieswiadomie ukrywa problem. Wiec ja to przerzucam
na siebie. wydaje mi sie, ze to dotyczy mnie, a tak nie jest.
Ale mimo, ze to *wiem* ze to nie moj problem, to i tak nie jestem
w stanie sie otrzasnac z tego "nieprzyjemmnego oddechu".
Sedno jest w tym, ze o ile dla "umniejszacza" jest to
srednio-duzy problem to dla "umniejszanego" - jesli nie umie
"odbic pileczki" - to jest to bardzo duzy problem.
Ale rozwiazaniem nie jest "kneblowanie ust" umniejszaczowi.
Dlaczego? Bo wtedy -jak nam sie to uda-
sami stajemy sie "terrorysta", umniejszaczem.
Najlepszy sposob jaki na to znalazlem to, dokopanie sie
do swojej krzywdy i dokopywanie sie do sensu tego co
robi "umniejszacz": wtedy mozna zrzucic wiekszosc "winy" z siebie.
Pozdrufka, Duch
|