Data: 2000-02-26 01:16:40
Temat: PIOTR
Od: "JC" <J...@t...de>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam bardzo smutny.
Pomóżcie mi mędrcy tego świata , wszyscy KIBICE , WILKI i innej maści
filozofowie
KULTURY wyrażania się na GRUPIE pl.soc.inwalidzi z jakimi mi przyszło
tutaj zamienić grzecznie
, chamsko czy jak tam chcecie choć jedno słowo z tym co poniżej ma
miejsce w kraju dążącym do EUROPY. W kraju gdzie 4,5 mil. ON musi tak
żyć - brak słów nawet tych
wólgarnych. Takich słów brak aby wyrazić to co ja czuję mieszkaniec
EUROPY.
Czesławie ślę Ci CC a po ochłonięciu z tego szoku trzeba się poważnie
zastanowić
co należy zrobić - bo zostawić tego tak nie wolno.
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
,,,,,,
Śniło mi się że chodzę
reportaż Agaty Piszcz ukazał się dn.25 lutego 2000r
" kurier PORANNY " - Białystok
"Dzień dobry. Nazywam się Piotr Zaczeniuk. Mam 29 1at.
Mieszkam we wsi Ignatki. 6 lat temu miałem wypadek, po którym nie
chodzę. Jestem prawie całkowicie sparaliżowany...".
Z tego dnia, a było to trzynastego w piątek, Piotr nic nie pamięta.
Mijało lato. Na gliniance w Koplanach było pusto. Nikt się nie opalał,
nikt nie kąpał. Na brzegu dwoje zakochanych wrzucało do wody kamyki.
- Nie wiem, dlaczego tam zajechałem. Może z przyzwyczajenia? - mówi.
Na wyrobisko jeździł od zawsze, dziesiątki razy skakał do wody. Na
główkę. Skoczył jak zwykle.
- Obudziłem się w szpitalu. Pytałem, gdzie jestem? Życie uratowała mi
para, którą widziałem nad brzegiem. Gdyby jej nie było, pewnie bym się
utopił.
Obudził się w Państwowym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. O tym, że
już nigdy na nogi nie wstanie, poinformowały go pielęgniarki. Załamał
się.
- Nie chciałem jeść, mówić, oddychać. Chciałem się zabić. Miałem
depresję. Trwała dwa, może trzy tygodnie. Z czasem zaakceptowałem siebie
takiego, jakim jestem.
Piotr porusza tylko rękoma w ramionach. Obydwie ręce zgięte w łokciach.
Stulone palce zawsze w pobliżu twarzy. Nie może ich rozprostować. Ma
przykurcze mięśni, które nie pracują.
- Chciałem załatwić sobie rehabilitanta, ale nie udało . się.
Ignatki są zbyt daleko od Białegostoku, aby ktoś chciał przyjeżdżać za
państwowe pieniądze. Na prywatne ćwiczenia nie mogę sobie pozwolić, bo
kosztują 40-50 złotych za godzinę. Razem z dodatkiem opiekuńczym w
wysokości 100 złotych mam 517 złotych renty miesięcznie. Piotr mógłby
korzystać z rehabilitacji w przychodni na Sienkiewicza. Nie ma go kto
zawieźć. A poza tym trzeba było wnosić go na pierwsze piętro na rękach.
Pogotowie powiedziało mu, że za darmo nie przewozi takich osób.
"Piszę do was prosząc o pomoc. To znaczy w ubiegłym roku zacząłem remont
w mieszkaniu, aby przystosować je do moich potrzeb. Jednak go nie
zakończyłem, gdyż zabrakło mi pieniędzy."
W pokoju, w którym żyje Piotr jest telewizor, ława z dwoma fotelami,
kawałek segmentu na leki i wypożyczone ze szpitala elektryczne łóżko.
Wózek elektryczny stoi w innym pokoju. Nie zmieścił się.
- Po mojej śmierci łóżko trzeba będzie zwrócić, ale wózek jest mój
własny. Wziąłem go na kredyt z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób
Niepełnosprawnych. Każdego miesiąca potrącają mi 185 zł raty. Więcej nie
mogą bo dużo pieniędzy wydaje na leki - mówi Piotr.
Za wózek "zalega" w PFRON-ie 1500 zł, ale to drobiazg w porównaniu z
długami za remont mieszkania. W PFRON-ie na adaptacje pomieszczeń dali
mu 40 proc. potrzebnej kwoty. Więcej nie mogli, bo nie mieli. Od trzech
znajomych pożyczył po 3 tys. złotych. Jeden domaga się natychmiastowego
zwrotu pieniędzy.
- Remont pomieszczeń na piętrze zaczął się we wrześniu. Nie spodziewałem
się, ze za szkielety ścianek działowych i przybudówkę klatki schodowej
majstrzy zażądają tak dużej kwoty - opowiada chłopak.
Chciałby wziąć długoterminową pożyczkę, około 7-8 tys. złotych. W zamian
może zastawić wózek. Albo cos innego. "Górka" to dla Piotra rzecz
najważniejsza.
- Męczy mnie ciasnota. Siadam na wózek, a nawet nie mogę pojeździć po
domu. Wszędzie progi, albo za wąskie drzwi. Nie mam gdzie się ruszyć. A
na "górce" jeździłbym sobie od jednego okna do drugiego okna. Na świat
trochę popatrzył.
Do wykończenia remontu potrzeba jeszcze zrobić centralne ogrzewanie,
wodę, kupić grzejniki, watę mineralną, drzwi oraz coś na podłogi. Myślał
o panelach, ale na koła wózka inwalidzkiego są zbyt delikatne.
"W łazience i innych pomieszczeniach nie byłem od czasu wypadku. Przez
cały czas, gdy jest zimno, jestem w tym małym pokoju, przeważnie leżąc
na łóżku. Od tego straciłem prawą nerkę."
Od usunięcia nerki z powodu kamieni minęło dwa lata, ból wciąż nie
ustępuje. Od brzucha promieniuje do nogi. Piotr mówił lekarzom. Zrobili
mu prześwietlenia, ale nie znaleźli przyczyny.
Wrócił do domu z baterią tabletek przeciwbólowych. Od czasu do czasu
przyjmuje też antybiotyki i leki przeczyszczające lewa nerkę. Na recepty
wydaje sto złotych miesięcznie.
Na urologii w Śniadecji leżałem chyba z pięć razy. Nigdzie nie spotkałem
się z tak miłą obsługą,. Czułem się jak w domu - wspomina. Wyjazdy do
szpitala są jedynymi podróżami Piotra. Jesienią i zimą całe dnie spędza
w czterech ścianach. Ogląda telewizje, słucha domowych odgłosów,
rozmyśla. Kiedy zgłodnieje, stuka łokciem w drewnianą obudowę ściany,
przy której stoi jego łóżko.
Mama przynosi mu kanapkę, albo ulubione słodkie bułki z jogurtem. Tęskni
za wiosną i latem, wózkiem wyrusza wtedy do sąsiadów, krewnych i
znajomych w Ignatkach.
- Dawniej śniło mi się, ze chodzę. Teraz nawet mi się to nie śni. Czekam
z utęsknieniem na ciepło, żeby wyjść na świeże powietrze.
W chłodne dni nie wychodzi na zewnątrz. Jego organizm jest tak
osłabiony, że natychmiast łapie infekcję. Ostatniej krótkiej wizyty na
podwórku o mały włos me przypłacił zapaleniem płuc.
"Na dodatek od 3 miesięcy me widziałem światła dziennego, gdyż zostało
zamurowane w moim pokoju, okno, podczas remontu. Przez cały czas jest
ciemno. Można zwariować."
- Okno zasłoniła klatka schodowa z szybem, którym windą samoróbką. Piotr
ma dostawać się na "górkę". Zabudowane jest od października. Piotr nie
wie, kiedy spada śnieg albo świeci słońce. U niego zawsze panuje
półmrok:
- Dnia nie odróżniam od nocy. Czasem nie mogę zasnąć do trzeciej nad
ranem, potem przesypiam pół dnia.
Rodzina nie przeniosła go do pokoju z oknem. Za dużo kłopotów.
Przeprowadzka wiązałaby się z przerabianiem anteny od telewizora, kabla
od telefonu i wiatraka u sufitu, który miele powietrze w upalne dni.
Zresztą, w domu Zaczeniuków nie ma zbyt dużo miejsca. Na dole, po dwie
osoby w jednym pokoju, mieszkają rodzice i siostra z córką Moniką. Sam,
w pokoju na przeciwko, śpi tylko brat Piotra.
- Brat pracuje na zmiany, często nie ma go w domu. Jak zapycha mi się
cewnik, nie ma mi kto pomoc przy wymianie. Czasami wzywam pogotowie, a
przeważnie przychodzi brat cioteczny. Niedaleko mieszka - opowiada.
Od brata ciotecznego pożyczył też komputer. Listy pisał uderzając w
klawiaturę włożonym do ust ołówkiem. Myszką poruszał za pomocą łokcia.
Kilka tygodni temu komputer się popsuł.
"Nikt mnie nie odwiedza". Koledzy przestali go odwiedzać pó1 roku po
wypadku. Do szpitala czasem wpadali, ale w domu żaden się nie pokazał. -
Z początku mogli się bać ze mną spotkać, ale przecież latem wychodzę do
ludzi. Sam szukam z nimi kontaktu. Widzą, że chce być normalnie
traktowany.
Zachowania ciotecznych braci też me może zrozumieć. Odwiedzają rodziców,
a do niego nawet me zajrzą, żeby się przywitać.
Dwa lata temu byłoby mu ciężko o tym mówić. Dzisiaj wie, że do
wszystkiego można się przystosować.
- Jedynie dzieci są wiernymi przyjaciółmi. Przychodzą porozmawiać, a
wcześniej pobawić się w gry komputerowe. Nie kusze ich cukierkami -
śmieje się Piotr.
"Oprócz rodziców mieszka ze mną siostra, która wychowuje 13-letnią
córkę. Właśnie ona przez cały czas zajmuje się mną, tzn. córka mojej
siostry, Monika".
Dziewczynka opiekuje się Piotrem od szóstego roku życia. Zmienia
opatrunki, myje, pielęgnuje bolesne odleżyny, podaje tabletki. Wstaje
wczesnym rankiem, zjada śniadanie, potem przynosi posiłek Piotrowi.
- Nikogo do mnie nie dopuszcza. Aż się dziwię... Przychodzi ze szkoły,
zapala światło w pokoju, siada przy mnie. Uczymy się razem, czytamy
książki. Czas leci szybciej.
Do powrotu Moniki ze szkoły do pokoju Piotra nikt me zagląda. Siostra i
brat pracują zawodowo. Rodzice nie maja czasu, aby sprawdzić, co się z
mm dzieje. Zresztą, co się ma dziać? Jak będzie czegoś potrzebował, sam
zastuka w ścianę. Mama ma pierwszą grupę inwalidzką, przeszła dwa
zawały. Ojciec też choruje na serce.
- Siostrzenica nie chce wychodzić z domu. Wyganiam ją, żeby spotkała się
z koleżankami, ale ona woli ze mną przebywać. Dlaczego się mną zajmuje?
Mówi, ze lubi.
Monika przezywa wyjazdy Piotra do szpitala. - Kiedy była mała, płakała.
Bała się, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Nie lubią rozstań. Więcej
mnie słucha, niż kogoś innego z rodziny. Moje słowa są święte. Wiem, że
mnie nie zostawi. Nigdy.
0czywiscie ten list ja me pisałem, tylko siostrzenica (...) Jeśli nie
wierzycie, to zapraszam do mnie, aby to wszystko sprawdzić, czy pisze
prawdę. Piotrek".
----------------------------------------------------
--------------------
--------
załamany - Józek
|