Data: 2010-08-26 11:54:31
Temat: Re: Boję się zewnętrza
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 26 Aug 2010 09:36:22 +0200, Sender napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Dnia Wed, 25 Aug 2010 11:10:55 +0200, Sender napisał(a):
>>
>>> Ikselka pisze:
>>>> Dnia Wed, 25 Aug 2010 07:42:03 +0200, Sender napisał(a):
>>>>
>>>>> Ikselka pisze:
>>>>>> Dnia Tue, 24 Aug 2010 14:50:14 +0200, Sender napisał(a):
>>>>>>
>>>>>>> Ikselka pisze:
>>>>>>>> Dnia Tue, 24 Aug 2010 13:39:43 +0200, Sender napisał(a):
>>>>>>>>
>>>>>>>>> Ikselka pisze:
>>>>>>>>>> Dnia Tue, 24 Aug 2010 01:57:03 -0700 (PDT), Hanka napisał(a):
>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>> On 24 Sie, 10:28, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
>>>>>>>>>>>> nie mówiąc o tym, że nie mają dzieci, a widać, że może i
>>>>>>>>>>>> chcieliby mieć - może dlatego, że inni mają, a oni nie?
>>>>>>>>>>> A jesli nie moga miec dzieci?
>>>>>>>>>>> I cala ta reszta to tylko zagluszanie rozpaczy?
>>>>>>>>>>> Co o tym myslisz?
>>>>>>>>>> No nie mogą: ona jest tuż przed 40-ką, on pod 50-kę, pobrali się rok temu,
>>>>>>>>>> facetowi potrzebna była piękność do pięknego domu. Ale żadne z nich nie ma
>>>>>>>>>> dzieci: on już raz żonaty (interesy nie pozwalały pomyśleć o dzieciach,
>>>>>>>>>> czasu brak, żona ułożyła sobie życie z innym, zabierając pół imperium), a
>>>>>>>>>> ona - była miss Kielecczyzny, o włos Miss Polonia - zbyt późno zauważyła,
>>>>>>>>>> ze czas właściwy kobiecie upłynął. Bawiła się. To wszystko wiem na pewno,
>>>>>>>>>> nie "myślę". Coś przecież teraz muszą ze sobą robić - pielęgnują DOM.
>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>> Adopcja, powiesz.
>>>>>>>>>>> Ale do tego trzeba dojrzec.
>>>>>>>>>>> Albo przestac sie bac.
>>>>>>>>>> Albo być pewnym siebie nawzajem i siły związku, żeby dać niezawodne
oparcie
>>>>>>>>>> dziecku. I umieć się wyrzec wielu przyjemności, które teraz sa dostępne
bez
>>>>>>>>>> ograniczen.
>>>>>>>>> Ostro pojechałaś z oceną wg jakby nieco subiektywnej skali
>>>>>>>>> ocen, która chyba nie jest zbyt uniwersalna, nie sądzisz? ;-)
>>>>>>>>> S.
>>>>>>>> Ocena ta wynika z faktów, nie od dziś jest mi znana ta kobieta, a innym
>>>>>>>> moim dobrym znajomym i mojej bliskiej rodzinie - jej mąż.
>>>>>>> Ale jakich faktów - że ktoś żył jak jemu wygodnie?
>>>>>>> Jak byłem kiedyś u kuzynki i tuliła ona i zabawiała swojego dzieciaka,
>>>>>>> może coś około roczek, obgilany, obśliniony cały i uśmiechnięty od
>>>>>>> ucha do ucha bez zębów i chociaż totalnie nie czułem jej szczęścia,
>>>>>>> to doskonale wiedziałem, że jest szczęśliwa.
>>>>>>> I też byłem szczęśliwy, że mi go nie wciska takiego ufejanego.
>>>>>>> Myślę nawet, że nawet jak ona totalnie nie czuła mojego szczęścia,
>>>>>>> to chyba też wiedziała, że jestem z tego powodu szczęśliwy.
>>>>>>> Choć nasze postawy były diametralnie inne, to odczucia bardzo
>>>>>>> porównywalne i pod tym względem nie bardzo chyba dałoby się je oceniać
>>>>>>> czy jakościować.
>>>>>>> Podobnie jak u Twoich znajomych.
>>>>>>> S.
>>>>>> Ale oni NIE SĄ w żaden sposób szczęśliwi.
>>>>> A stwierdzasz to na podstawie czego?
>>>>> S.
>>>> Tego, że nigdy nie przestają chcieć więcej.
>>> Co?
>>> Czyli brak marzeń i dążeń do ich realizacji ma być oznaką szczęścia?
>>> S.
>>
>> Oni nie mają marzeń - oni tylko CHCĄ więcej tego, co mają. I mają to, czego
>> chcą. Ale chcą więcej - nie wiedzą jednak, czego możnaby chcieć poza tym,
>> czego chcą aktualnie.
>> Dlatego nie mają marzeń.
>> Skomplikowane, prawda?
>
> Może trochę faktycznie skomplikowane i pewnie nie miałbym tu
> wątpliwości, zwłaszcza że to Twoi znajomi, których Ty znasz
> a nie ja, gdyby nie pewna obserwacja, która kiedyś poczyniłem.
> Otóż z jakieś 10 lat temu kolega poznał dziewczynę i zaczęli się wiązać.
> Na początku była bardzo w niego zapatrzona, bez żadnych oczekiwań i miał
> ją jak chciał i kiedy chciał.
> Zamieszkali razem i żyli ze sobą ze 3-4 lata.
> Jednak proporcje oczekiwań z czasem zaczęły się zmieniać i wszystko
> zaczęło się psuć. W połowie już oboje byli po rozmowie z lekarzami i
> brali leki uspakajające.
> Pod koniec związku ich związek był już tylko pasmem kłótni.
> Nie mogła już znieść nawet jego chrapania w nocy.
> Nawet jak zrobił sobie z tego powodu operacje przegrody nosa, co
> zminimalizowało to chrapanie.
> Rozeszli się w końcu w niesmaku, który z czasem zamienił się w żal.
> Oboje znaleźli sobie jakichś tam partnerów jednak pozostali moimi dobrym
> znajomymi.
> I kiedyś w jakimś pubie przy piwku, już parę lat po tej historii ona
> powiedziała mi, że po rozstaniu z całego tego związku najbardziej
> brakowało jej właśnie tego jego chrapania w nocy i że patrząc na to
> teraz z perspektywy czasu to chyba jednak wtedy, z nim, była najbardziej
> szczęśliwa, tylko nie zdawała sobie z tego sprawy.
> S.
Znalazła sobie "odczarowujący poczucie klęski" fetysz do dobrych wspomnień
- owo chrapanie.
Ja lubie chrapanie mojego męża. Chrapie zresztą tylko,kiedy jest bardzo
zmęczony. Wtedy budzę się, owszem, ale bez złosci - odczuwam tkliwość.
Opisywana przez Ciebie kobieta po prostu odczuwa ją post factum, straciwszy
to, co miała najlepszego, nie umiejąc WTEDY skupić się na tym.
|