Data: 2002-12-05 09:41:39
Temat: Re: Chore z miłości, czy ...po prostu kobiety??? Było: Pewnie głupia jestem.......
Od: Basia Zygmańska <j...@s...gliwice.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Miał być nowy wątek, a nie wyszedł !
No ale napiszę, jak z tym sobie radzę :
Mój mąż dużo wyjeżdża, często na długie wyprawy w góry (np. w Kaukaz),
w ciagu roku kilkanaście razy wyjeżdża na wspinaczki.
Na samym początku naszej znajomosci za każdym razem bardzo się o niego
niepokoiłam.
I wtedy na obozie pod namiotami w Tatrach poznaliśmy pewne
małżeństwo - starsze o kilkanaście lat od nas.
Też wspinający sie mąż i żona, tylko turystka (tak jak ja), ale
podzielająca zainteresowania i pasje swojego męża.
Kidyś w nocy pod koniec długiego ogniska, przy piwie zapytałąm ją -
"jak sobie z tym radzisz ?".
Ja za każdym razem byłam chora z niepokoju, kiedy mąż wychodził na
wspinaczkę.
Ona mi na to :
"Ja wierzę w przeznaczenie i w dobrą gwiazdę. Przez swoje niepokoje
absolutnie nic nie zmienię, i tak będzie co ma być."
Od tego czasu minęło 18 lat. Z grupy która była wtedy w Tatrach (ok 30
osób) nie ma już wśród nas 4 osób. Dwóch zginęło w górach, w Tatrach i
w Kaukazie, ale nie na wspinaczkach tylko na zwykłych wejsciach
turystycznych, jeden w wypadku samochodowym, jeszcze jeden kolega
zmarł w wyniku obrażeń, bo kiedy stał na przystanku, najechał na niego
autobus.
I coraz bardziej utwierdzam sie wtym co mówiła do mnie ta starsza i
mądrzejsza koleżanka. Oni nadal są szczęśliwym małżeństwem (mają już
teraz chyba ok. 60 i 70 lat).
Po prostu - przez swoje zamartwianie się - nic się nie zmieni.
Ale jednocześnie swojemu dopiero startującemu w zycie 16-letniemu
synowi za każdym razem tłukę do głowy, ze niebezpieczeństwo trzeba
minimalizować.
Np. za każdym razem zabierać w góry latarkę, telefon komórkowy. Przy
wspinaczce kilka razy sprawdzać węzeł łączący go z liną, bo bardzo
duża liczba wypadków w górach bierze się jak gdyby z nonszalncji i
przeceniania swoich mozliwości.
O tym mozna dużo poczytać na pl.rec.gory i pl.rec.wspinaczka i są o
tym całe grube książki.
Mój syn był w tym roku z tatą w Kaukazie, nie wszedł na Elbrus,
chociaż bardzo mu zależało, bo źle się poczuł (wpływ wysokosci) i
zdecydował sie zawrócić. Bardzo to dobrze o nim świadczy.
Tak ze moja rada - minimalizować możliwosci zagrożenia (nie jeździć
bez pasów, jeżdzić ostrożnie itp ...), ale jednocześnie - nie marwic
się na zapas - i tak będzie co ma być.
Pozdrowienia.
Basia
|