Ja bym sie przychylila do tej drugiej definicji.
Park dla mnie jest to miejsce dokad kazdy moze pojsc, usiasc na lawce,
pospacerowac, popodziwiac piekno natury. Ale nie wolno niczego w nim
zmieniac, nie mowiac juz o niszczeniu. Zmianami i pielegnacja zajmuja sie
tylko pracownicy do tego przeznaczeni.
Natomiast ogrod jest moj i moge w nim robic co mi sie podoba. Jesli mi sie
podobaja polne maki, ktore same sie zasialy w kacie ogrodu, to je zostawie,
choc to chwasty. Jesli nie podoba mi sie jakis krzew, czy kwiat, to go
usuwam. Nie mowiac juz o tym, ze niektorym slowo "ogrod" jeszcze ciagle
kojarzy sie tylko z warzywami.
Pozdrawiam slonecznie
(znow o dzien blizej wiosny!)
Basia Plutowska

Pytanie stawiam przewrotnie. Otóż prowadząc kiedyś dyskusję o tym, kto jest,
a kto nie jest miłośnikiem ogrodów, chyba nie zdefiniowaliśmy samego
pojęcia. A mnie to ostatino nie daje spokoju. Jak rozróżnić między ogrodem a
parkiem? Czy to rozróżnienie jest takie samo w nomenklaturze bądź tradycji
polskiej i np. zachodnioeuropejskiej? Czy grunt o powierzchni np. 8 ha można
jeszcze traktować jako ogród (prywatnie moja dusza jakoś się przed tym
wzdraga). Czy kryterium powinna być dostępność dla publiczności? A jak byśmy
w polskich warunkach określili, co jest ogrodem małym, a co dużym?

Pozdrawiam, Basia.

--
Archiwum grupy http://niusy.onet.pl/pl.rec.ogrody