Data: 2009-12-22 10:22:52
Temat: Re: Co to jest opętanie? [było: Co to jest anhedonia ?]
Od: "Chiron" <e...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Nie odniosę się do całości obecnie- jednak po przeczytaniu tego naszło mnie
coś:
> Podejście "demony", "egregory" było dobre w czasach, kiedy wszystkie
> zjawiska przyrody i świata duchowego personalizowano jak to opisuje Clive
> Staples Lewis w "Odrzuconym obrazie", kiedy np. planety miały nie kierować
> się w swoim ruchu prawami natury ale "skłonnościami". Piękny obraz, do
> którego autor "Narnii" i "Trylogii międzyplanetarnej" miał sentyment,
> bardzo humanistyczny, ale najzupełniej nieprawdziwy, bo wynikający z tego,
> że astronomowie opierający się na teorii Ptolemeusza nie potrafili
> obliczyć
> dokładnie trajektorii ciał niebieskich, więc widzieli w ich pozornie
> nieregularnych ruchach jakąś "osobowość", która mogła być "jowialna" albo
> "marsowa". To samo można powiedzieć o demonach, jak każde "istoty" ich
> konwencjonalna "osobowość" da się rozłożyć na energetyczne/informacyjne
> czynniki pierwsze, kto to rozumie, ten się ich nie boi, bo nie ma dla
> niego
> "baboków". Tak więc może je eksploatować do woli (bo wie, że to "latające
> cyferki Matrycy" i zna ich kod), a nie one jego.
>
Odnieś to także do demonologii:
W czasach Ptolemeusza (czyli: do Galileusza) było tak, jak opisujesz. Potem-
ponieważ heliocentryści zaczęli stosować coraz dokładniejsze obliczenia,
które dawały lepsze rezultaty, niż te, wynikające z teorii Ptolemeusza
(przede wszystkim rezultaty w nawigowaniu)- ośmieszony i wykpiony
geocentryzm, wraz z całą otoczką mentalną- rozpadł się. Oczywiście- trwało
to wieki, ale gdzieś koło 19 wieku ten rozpad był już chyba całkowity.
Jednak nadszedł wiek 20 i Einstein ze swoją Ogólną Teorią Względności.
Owszem, nie wrócił on do geocentryzmu, ale znów ruchy planet (językiem
laika) mogą być opisywane jako mające "osobowość", czy "jowialne"
etc.Mandala zatoczyła wielkie koło- głupiec tarota lub baran zodiaku
rozpoczął nowy etap.
Podobnie z alchemią- a nawet lepiej: powabne, kochane, posiadające czar, n
ieznoszące się, szlachetne, mające się ku sobie substancje, często
substancje określane na płaszczyźnie mentalnej- padły pod zimną krytyką
Roberta Boyle- a dalej już się tylko rozpadały (choć w bardzo wąskich
kręgach wiedza ta przetrwała). Około 19 wieku padł ostatni alchemiczny
bastion- flogiston, i można by powiedzieć: koniec alchemii. Jednak przyszedł
wiek 20 z teorią kwantów, i znów mówimy o powabnych czy czarownych cząstkach
(kwarkach), a opis ich naprawdę bardziej przypomina opis alchemików- jeśli
język matematyki zamienimy na język laika (czyli zrozumiały dla każdego
język symbolu)
--
Serdecznie pozdrawiam
Chiron
1. Znaleźć człowieka, z którym można porozmawiać nie wysłuchując banałów,
konowałów, idiotyzmów cwaniackich, łgarstw, fałszywych zapewnień, tanich
sprośności lub specjalistycznych bełkotów "fachowca", dla którego branżowe
wykształcenie plus umiejętność trzymania widelca jest całą jego kulturą,
kogoś bez płaskostopia mózgowego i bez lizusowskiej mentalności- to znaleźć
skarb.
- Waldemar Łysiak
2. Jedyna godna rzecz na świecie twórczość. A szczyt twórczości to tworzenie
siebie
Leopold Staff
Użytkownik "Jakub A. Krzewicki" <e...@p...onet.pl> napisał w
wiadomości news:hgpcut$969$1@news.onet.pl...
> sobota, 19 grudnia 2009 12:34. carbon entity 'cbnet' <c...@n...pl>
> contaminated pl.sci.psychologia with the following letter:
>
>
>> Mało kto to rozumie.
>>
>> Świetnie.
>> Jest dokładnie tak jak napisałeś.
>>
>> Niemniej gdyby to były "istoty wyższe", to wierni nie musieliby się
>> odpowiednio przystosowywać, aby relacja z nimi była pełna.
>> Wierny musi w pewien ustalony sposób "zejść do parteru"
>> (i mentalnie i duchowo), aby te "istoty" mogły go dopaść...
>> i ekploatować.
>
> Gdyby to były w ogóle istoty, a nie "exploity" stworzone przez mentalistów
> jako element zabezpieczający programu memetycznego każdej religii.
> Podłączasz się do dowolnego systemu duchowości i dostajesz spreparowane w
> odległej przeszłości przez zawodowych teurgów "ciasteczka".
>
> Oczywiście są ludzie zacofani, którzy straszą dyabłem rogatym, wymyślają
> jakieś śmieszne metody typu woda święcona albo kąpiel w krowim łajnie (w
> ten ostatni sposób "radzą sobie" egzorcyści w Chinach). Zawsze mnie
> bardziej śmieszyły niż napawały strachem te modlitwy i rytuały, wykazujące
> że ludzie niewiele odrośli od psów Pawłowa, stając się "pieskami Pańskimi"
> czy innymi "cabalho de Santo". Tylko się zastanawiam, co takiego dokładnie
> odróżnia kulty Jerozolimy i Mekki od tych "egergorów", zwłaszcza, że znane
> przeze mnie buddyjskie teksty takie jak Tantra Kalaczakry w zasadzie nie
> pozostawiają wątpliwości co do tej drugiej. Jest w nich explicite
> napisane,
> że Mekka jest siedzibą egregora (na wspólczesne: procesu z pamięcią) i to
> wyjątkowo złośliwego, który dąży do władzy nad światem i zniszczenia
> procesów konkurencyjnych z wysoce posuniętą kastracją ich istotnej treści
> informacyjnej. Zupełne przeciwieństwo buddyzmu, który jest procesem
> gładkiego przyswajania, oswajania, transformacji i sublimacji wszystkiego,
> co dookoła w całości, a nie gładzenia tegoż. Dlatego też Szambhala oswoiła
> wszystkie "ch...-muje dzikie węże" i jedzą jej z ręki, podczas gdy
> oryginalna armia Abrahama tj. nie licząc chrześcijan zna tylko dwie
> skrajności, albo "chłop żywemu nie przepuści" albo "spie...lać czem żywo
> (chociaż powinno być 'rzywo' od pewnej częsci ciała poruszającej nogami)
> tam, gdzie pieprz rośnie". I o czyim prymitywizmie jest tu mowa, a kto
> jest
> bardziej "sophisticated"?
>
> Na twoje krótko mówiąc: nie strasz, nie strasz bo... nie znasz kodu ani
> "demonów" ani tym bardziej swojego "Boga" i nie umiesz dokonywać w nim
> zmian. Dlatego "egregory" jadą na tobie (jak i na 1.5-miliardowej części
> poulacji tej planety) jak na łysej kobyle. Efekty te widać m.in. tu:
> http://tinyurl.com/ydqra9k - popatrz w prawdziwą jak najbardziej
> współczesną twarz Allaha i jego "Herrenvolk"!
>
> --
> tois egregorosin hena kai koinon kosmon einai
> ton de koimomenon hekaston eis idion apostrephesthai
|