Data: 2005-08-09 08:13:23
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Lea" w news:dd60f0$t84$1@nemesis.news.tpi.pl...
/.../
> > Bez rozumienia zdarzeń i przeszkód, jakie wyrastają nam na drodze, nie
> > ma dobrych rozwiązań. Nie ma też mowy o wychowywaniu w atmosferze
> > miłości i akceptacji - skoro się nie wie, co to jest miłość i co należy
> > akceptować /.../
> W zasadzie to się z tym zgadzam. Parę tylko jeszcze uwag. /.../
No i pięknie. Zadałaś sobie trud opisania jak powinien / mógłby wyglądać
stan relacji między dzieckiem a matką, podając zarówno obraz pozytywny
jak i przypadki obrazu negatywnego. Inaczej mówiąc zbiór dobrych
życzeń, rad i przestróg, jakie zawiera przynajmniej część książeczek
instruktażowych dla młodych matek. Jeśłi równocześnie będziemy
pamiętać o tym, ze każda sytuacja, każdy człowiek (szczególnie dziecko),
jest dla nas samych zagadką a nie pewnikiem, i to zagadką, którą należy
zawsze skrupulatnie badać, to będziemy blisko celu. Jak blisko?
Czy można tu określić precyzyjnie cel oraz drogę do niego?
/.../
> Dostałam prezent, nasionko, /.../ Powinnam też poznać upodobania
> roślinki by jej nie zmarnować, obserwować czy lubi słońce czy może
> woli miejsca zacienione, czy lubi jak ziemia jest bardziej sucha czy
> przeciwnie woli mieć podłoże wilgotne? Jeżeli sumiennie o nią dbam,
> roślinka powoli rośnie, a ja obserwuję ją z ekscytacją i radością,
> podziwiam jaka jest niespotykana i piękna.
> Mogę zareagować też inaczej, roślinka rośnie i... mi się nie podoba,
> chciałam żeby była inna, wyobrażałam sobie że będzie czerwona
> a ona jest żółta, beznadziejny kolor... /.../
> Wychowując dziecko powinnam zapomnieć o sobie, a raczej swoich
> oczekiwaniach, planach i wyobrażeniach.
A może idźmy jeszcze głębiej? Może jakiekolwiek oczekiwania, plany
i wyobrażenia są tutaj rzeczą ryzykowną? Przedwczesne budowanie
własnych planów, lub w ogóle oczekiwań względem kogokolwiek,
kto kształtuje się wg własnych predyspozycji, może być potencjalnie
zagrożeniem. Przy niesprzyjających okolicznościach, plan, który był
taki piękny a okazał się nie do zrealizowania, i który trzeba odrzucić
w niebyt, wzbudzi demony ...
Czy wiesz, ze około 50% współczesnych polskich rodziców akceptuje
bicie dzieci jako środek wychowawczy? Czy to nie znaczy, ze te 50%
rodziców w jakiś sposób okazuje swoją porażkę, niedojrzałość wreszcie
głupotę poprzez niemożność opanowania sztuki bycia rodzicem?
Z różnych zapewne powodów, ale skutki są zawsze określone - agresja
jako metoda (!) rozwiązywania konfliktów jest akceptowana przez
dorosłych, a więc nie ma się czemu dziwić, że rośnie ona w siłę wraz
z wiekiem dzieci.
Można by się spytać ostatecznie, czy czasem nie jest to zachowanie
naturalne, skoro po prostu się dzieje i to w takiej skali. Wówczas
pojawi się pytanie o zakres uzasadnionej ingerencji świadomego człowieka
w kształtowanie warunków w jakich żyje on i reszta danej społeczności.
Na tej samej zasadzie, dzisiaj zderzamy się z ... np. "fioletowym czy innym
dziwolągiem", i mamy kłopot - akceptować? przejść obojętnie? czy jakoś
"interweniować" w trosce o ... kulturę bycia na wspólnym terytorium.
Nie da się zapomnieć, że każdy jest inny, a zatem "chciałby" pielęgnować
w sobie (i narzucać innym) jakieś cechy uważane przez siebie za pożądane.
Kłopot w tym, że w środowisku "fioletowego" pożądana jest forma różniąca
się diametralnie od tej, akceptowanej w środowisku innych wielobarwnych,
a wymóg współistnienia wymusza podjęcie decyzji. Nauczyć się słyszeć to,
co istotne a niesłyszeć tego, co tylko "brzydkim opakowaniem", czy też starać
się zmieniać opakowanie. W końcowej jednak fazie, tolerancja może tu
objawić się przyzwoleniem na terror psychiczny - na granicy prawa.
> Chcąc je zrozumieć muszę umieć je obserwować, wczuć się w jego emocje,
> pragnienia, potrzeby (a jeżeli mimo wszystko nie potrafię zrozumieć
> samodzielnie pewnych jego zachowań bo np dziecko jest z domu dziecka
> i nie znam dobrze jego przeszłości to wtedy mogę zwrócić się z tym
> problemem do specjalisty psychologa np.)
Zwrócić się możesz. Ale jeśli zapomnisz choć na chwilę, że psycholog to
istota kompletnie inna od Ciebie i dziecka, że jego wiedza jest WYŁĄCZNIE
wyobrażeniami rzeczywistości, do tego opartymi na bogatej literaturze ...
UOGÓLNIEŃ, a dziecko i problem jest czymś absolutnie wyjątkowym
i niepowtarzalnym, jeśli nie pozbędziesz się przy tym poczucia własnej
odpowiedzialności za jego los - będzie w porządku... Wówczas rola
psychologa zostanie sprowadzona do _ewentualnego_ inspiratora rozwiązań,
a nie jasnowidza dającego "recepty", a Ty pozostaniesz myślącym i kochającym
rodzicem. W każdym innym przypadku (gdy idziesz tam jak po wyzwolenie
i tylko po gotową diagnozę), jesteś przegrana, a dziecko okaleczone.
> Czy mając własne fobie i lęki mogę ich nie przekazywać dziecku? Myślę, że
> jest to możliwe jeżeli jestem ich świadoma, jeżeli potrafię spokojnie i bez
> emocji je zaobserwować. Czy jest to w ogóle możliwe dla człowieka, żeby
> pozbył się wszystkich swoich lęków, żeby akceptował totalnie siebie, swiat,
> wszystko co go spotyka... Czy może nadejść taki moment, w którym stwierdzę,
> no wreszcie siebie zaakceptowałam i wszystkich wokoło i nie mam żadnych
> lęków? Dla mnie to jest bardziej proces, który trwa całe życie.
Ten temat, moim zdaniem wymaga głębokiego rozwinięcia. A ten nieszczęsny
papiur ciągle jest za krótki ...;)
> Jeszcze a propo "zachowań relacyjnych" wspomnianych w którymś poście.
> Ja to określam czasami jako "dobrą wolę" (mając wspólny cel do osiągniecia i
> dysponując dobrą wolą nie sposób nie wypracować metody jego osiągnięcia,
> nie myśli się wtedy o jakiś animozjach, konfliktach, sympatiach, "szpileczkach").
Nie Lea. To nie jest "dobra lub zła wola". To jest coś o wiele bardziej
fundamentalnego. Mam wrażenie, że ten błąd myślenia jest w dużym stopniu
związany z pojawieniem się na ziemi chrześcijaństwa, i w związku z tym
ukorzeniony niemiłosiernie - ale o tym ewentualnie w następnych postach.
> > I co dalej?
> Dalej można wprowadzać w życie :)
Optymistka... :).
> Lea
All
|