Data: 2020-07-03 21:43:44
Temat: Re: Czy on myslal?
Od: Kviat
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 03.07.2020 o 21:00, z...@g...com pisze:
> Kviat. Chodzi o definicję myślenia a nie życia choć z jedną i drugą są problemy.
Z definicjami to oczywiście prawda.
Ale ja odniosłem się do tego:
"Mamy dylematy z ludźmi w śpiączce i brakuje jednoznacznych testów czy
ich mózg jeszcze działa czy już nie. Czy żyją czy są już martwi mimo
tego że oddychają"
Nie mamy dylematów co do życia ludzi w śpiączce. Są bez wątpienia żywi,
a nie martwi, o ile zgodzimy się z istniejącymi obecnie definicjami życia.
Można oczywiście się pokusić o hipotezę, że tylko coś, co posiada
(aktywny) mózg jest żywe, ale to dawno już jest nieaktualne, już to
przerabialiśmy. Nauka poszła do przodu i współczesne definicje życia są
szersze.
> Co do języka i porozumiewania się, to na przykład mowa ciała daje bogaty przekaz w
kontaktach międzyludzkich. Możemy w ten sposób przekazać bardzo dużo informacji, ale
nie opowiesz nikomu historii o tym że po śmierci dusza wychodzi z ciała i udają się
do....
Nie sądzę, że się nie da. A raczej jestem pewien, że się da.
Język migowy, to jednak mowa ciała. Musiałbyś spytać o to kogoś, kto
posługuje się językiem migowym (mową ciała), czy się da czy nie.
Niestety, nie znam osobiście nikogo takiego (albo nie na tyle, żeby
pytać o takie sprawy...) Jestem pewien, że wśród osób głuchoniemych
również są osoby wierzące, chociaż posługują się tylko i wyłącznie mową
ciała.
> Najstarsze pochówki są sprzed 160 tysięcy lat. Czyli już wtedy musiały istnieć
pojęcia z zakresu duszy i jakaś religia.
Niekoniecznie. To tylko współczesne interpretacje, być może wynikające z
późniejszych obserwacji na zasadzie ekstrapolacji na wcześniejsze.
Zwierzęta umierające na prerii gniją w miejscu w którym zdechły/padły i
reszta zwierząt (z tego samego gatunku) ma na to "wylane". Być może na
początku pojawiania się świadomości pochówek (zakopanie w ziemi) był
determinowany tym, że po pewnym czasie zaczynało śmierdzieć (i
przyciągało inne, niebezpieczne zwierzęta) i łatwiej było zwłoki zakopać
(spalić?) na miejscu (w pobliżu bezpiecznego miejsca koczowania), niż
przeciągać je kilkaset metrów od "jaskini" i narażać się po drodze na
atak zwierząt, które zwietrzyły padlinę. Nastąpił rozwój, ludzie
przestali bać się zwierząt, ale zwyczaj (nawyk) pozostał. Później
dorobiono do tego ideologię. W niektórych rejonach zwłoki nadal się
zakopuje, a w niektórych pali.
Oczywiście to w dużym uproszczeniu, pewnie duży wpływ na to (zakopywanie
czy palenie) miały warunki klimatyczne w danym regionie itp.
Pozdrawiam
Piotr
|