Data: 2011-08-31 21:19:25
Temat: Re: Czy to kradzież? (link)
Od: michał <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-08-31 15:11, Iwon(K)a pisze:
> "zdumiony" <z...@j...pl> wrote in message
> news:j3jki2$6h2$1@news.onet.pl...
>> W dniu 2011-08-30 23:21, Paulinka pisze:
>>> Pomieszanie z poplątaniem. Każdy kij ma dwa końce. Dla
>>> pracownika-oszusta
>>> właściciel to źródło dochodów i darmowej wyżerki. A dla uczciwego, ale
>>> okradanego
>>> właściciela taki pracownik to kto?
>>
>> Przecież wystarczyła by nagana i ostrzeżenie że gdy sytuacja się
>> powtórzy to może wylecieć.
>
> skad wiesz, ze wystarczylaby? Imo nie. Zlodzieje kryliby sie jeszcze
> bardziej. Szczegolnie, ze
> te panie jeszcze wazyly parowke zeby zobaczyc ile co wazy i kosztuje-
> one po prostu nie rozumialy
> co zrobily. Tego szerszego aspektu. Tego, ktorego nie widzisz Ty. I z
> uczciwosci robisz ideologie.
W tej jałowej dyskusji ze zdumionym (no niestety) pominęliśmy jeszcze
jedno zjawisko towarzyszące.
Mam przekonanie, że istnieje wśród pracowników tak dużej firmy handlu
detalicznego swoista "niewinna" złodziejska solidarność w układach
poziomych. Ta solidarność sprawia, że te drobne kradzieże w pokaźnym
procencie nie są wykrywalne. Wyrzucenie za kradzież kilkunastu
pracowników oznacza, że tylko oni wpadli.
W skrajnych przypadkach (a może we wszystkich) tego procederu ten, kto
nie kradnie, jest przez resztę pracowników na tym samym szczeblu
piętnowany. A już mało kto odważy się wskazać złodzieja w intencji
czystej uczciwości (pomińmy takie denuncjacje, kiedy ma miejsce zmowa
pracowników, żeby wyeliminować kogoś niewygodnego ze swego grona).
Zilustruję to na takim przykładzie:
Moja znajoma po wielu miesiącach szukania pracy znalazła zatrudnienie w
prywatnej cukierni zatrudniającej kilkunastu pracowników. Produkcja i
sklep w jednym.
W każdą sobotę zakład był czynny krócej i szef (właściciel cukierni)
nigdy w soboty nie był obecny. Ktoś z pracowników był odpowiedzialny za
funkcjonowanie sklepu tego dnia wraz z otwarciem i zamknięciem go.
Po kilku tygodniach znajoma zadzwoniła do mnie i opowiedziała mi takie
zdarzenie.
Tuż przed fajrantem podeszła do niej koleżanka i wręczyła jej 60 jajek
ze słowami: "Bierz do domu!"
Kiedy próbowała oponować, usłyszała: "Wszyscy wzięli po równo. Zawsze w
soboty coś trzeba przecież mieć z tej pracy."
Moja znajoma zapytała mnie, co powinna w takiej sytuacji zrobić.
Nie wiedziałem, co jej doradzić. Sam byłem wtedy właścicielem
zatrudniającym i nie chciałbym być okradany. Ale wiedziałem też, że
kiedy odmówi, czeka ją ostracyzm ze strony koleżanek i kolegów.
--
pozdrawiam
michał
|