Data: 2001-10-10 12:41:49
Temat: Re: Czy to prawda ze dzieci ... OT
Od: Lech Trzeciak <l...@i...gov.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Asia Slocka wrote:
> -żeby pracować tak, żeby móc się utrzymać trzeba, jeśli ktoś
> chce studiować, przejść na system zaoczny lub wieczorowy
> -płatny duuuże pieniądze wspomniany wyżej system oferuje np.
> 110 godzin w semestrze(!!!)
> -bezpłatny system dzienny (adekwatny: ten sam kierunek,
> ta sama uczelnia) oferuje co najmniej 270 godzin w semestrze.
> -wniosek: nie warto płacić, pracować i nie dostawać nic w zamian.
>
> Niestety. Wśród wszystkich bzdur p. Handtke sprzeciw wobec
> tej nieuczciwości na uczelniach jako jedyny miał sens.
Czy dobrze zrozumiałem? Protestujesz przeciw temu, że ktoś musi płacić duże
pieniądze za 110 h nauki semestralnie, a inny dostaje 270h za darmo? A czy
wyobrażasz sobie zajęcia w pełnym wymiarze i pracę zarobkową równocześnie, i tak
przez 5 lat? A jeszcze nauka w domu, bo przecież samo bywanie na zajęciach nie
wystarczy. A gdzie czas na życie rodzinne - czy tak właśnie wyobrażasz sobie
realizację postulatu o wcześniejszym dorastaniu psychicznym????? Na szeregu
kierunków pełny wymiar to 25-35 godzin tygodniowo, czyli np. 5h dziennie, w
dodatku nieciągłe (mogą być przerwy 1-2h, tak że zajęcia zajmują de facto więcej
niż 5h. A kiedy pracować? A kiedy odpoczywać? A wreszcie od kiedy jest prosta
relacja między ilością zajęć a ich wartością, zatem poziomem wykształcenia?
Przy obecnej sytuacji finansowej na wyższych uczelniach płatne studia były
bardzo dobrą DODATKOWA formą studiów, dostępną dla pracujących albo dla tych,
którzy za mało umieli by przejść pomyślnie egzaminy selekcyjne, a mimo to
upierali się że chcą studiować. Pieniądze uzyskiwane tą drogą mogły być
przeznaczane na różne ważne cele, m.in. na poprawę płac kadry nauczycielskiej,
by została na uczelni dla dobra studentów (zatem dla dobra przyszłych pokoleń
Polaków), a nie wyjeżdżała za granicę czy przechodziła do pracy w handlu. Można
było prowadzić remonty czy wyposażać placówkę. Zauważ także konkurencję ze
strony prywatnych szkół płatnych, która powoduje "zasysanie" kadr ze szkół
publicznych. Obecna sytuacja prowadzi do takiej patologii, w której zajęcia
dodatkowe prowadzone w szkole prywatnej są dla wykładowcy szkoły publicznej o
wiele ważniejsze, gdyż dają mu więcej pieniędzy. Z czasem okaże się, że w szkole
publicznej masz 270h zajęć bezpłatnych na nędznym poziomie, a prawdziwie dobre
wykształcenie oferują tylko szkoły prywatne, i niekoniecznie kosztować to będzie
270h siedzenia na tyłku semestralnie. Nowoczesne szkolnictwo nie polega na
siedzeniu na tyłku i sluchaniu profesora, aby potem wyemitować wykutą wiedzę na
egzaminie. Polega na przekazaniu umiejętności samodzielnego zdobywania
informacji, jej przetwarzania i wyciągania wniosków. Do tego potrzebne są
głównie dyskusje i konsultacje, oraz dużo czasu BEZ ZAJEĆ, żeby spędzać czas w
bibliotekach i Internecie, oraz myśleć i pisać/tworzyć. Moja znajoma na
renomowanym uniwersytecie zachodnim "w kółko pisała eseje" - tak ćwiczono jej
umiejętności, a nie pamięć. Tak przygotowany człowiek jest w stanie samodzielnie
i twórczo funkcjonować w późniejszym życiu zawodowym, rozwiązywać problemy nowe,
z którymi nawet jego profesor się jeszcze nie zetknął. Przyspieszenie rozwoju
technologicznego może od nas coraz więcej wymagać w tej materii.
Leszek
|