Data: 2012-01-09 22:47:52
Temat: Re: Dzieje sie ze mna cos dziwnego...
Od: Agatka <7...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wiadomość: Cześć globik.
Wiesz globik, moje dzieciństwo było tak traumatyczne że sama nie umiem
ocenic skali mojego skrzywienia i może Ty rzucisz okiem na kilka
rzeczy z mojego dzieciństwa i powiesz czy jest jeszcze dla mnie
nadzieja ?... Przytoczę parę swoich przeżyć destrukcyjnych dla mojej
osobowości. I tak z tego co pamiętam za słowo "cholera!!" po raz
pierwszy przez mnie powtórzone po rodzicach. Dostałam po pupie klapką
na muchy :D Pamiętam, że się rozpłakałam, ale nie dlatego, że mnie to
zabolało - po prostu rajcowało mnie płakanie, które niesamowicie
wciągało i było zaraźliwe [słowo"rajcować" też mnie rajcuje, bo fajnie
się je wymawia ].
Następnie moja młodsza siostra wyprowadzała mnie z normalności swoimi
pytaniami, gdy któregoś słonecznego poranka zapytała się mnie wprost:
- Agatka, czy mogę zobaczyć Twoje piersi?
- NIE, k***a!! - odpowiedziałam, po czym zdjęłam z szafy kilof
górniczy
i rozwaliłam jej czaszkę.
Nie, chyba aż tak hardkorowo nie było ;(
w każdym razie niestety się nie zgodziłam, ale piętno pozostawiła na
mojej osobowości. Kiedy miałam coś około trzynastu lat,
mój nieco młodszy brat cioteczny,
przerwał w pewnym momencie zabawę na podwórku u babci i oznajmił, że
musi pójść zrobić siku.
Aby było bardziej enigmatycznie - zawołał mnie , żebym poszła razem z
nim, zaś ja skwapliwie z tego skorzystałam.
I normalnie, jakby to było zwyczajną wśród ludzi czynnością,
przypatrywałam się, jak oddaje mocz. Przy okazji komentowaliśmy różne
rzeczy odnośnie tego. Pamiętam, że któregoś razu [bo powtórzyło się to
z kilka razy] zapytałam go, co TO jest.
Nie pamiętam, co mi odpowiedział.
Po pewnym czasie chyba został uświadomiony, że to nieładnie żeby
Agatka widziała, jak ty robisz siusiu. Skutkiem tego, kiedy następnym
razem poszedł zrobić siusiu, już mnie nie zawołał i byłam bardzo
zawiedziona. O tamtej pory nic już nie było takie samo.
W każdym razie do siódmej klasy podstawówki nie wiedziałam, że aby
powstało dziecko, jest potrzebny pan - myślałam, że po prostu dziecko
po pewnym czasie pojawia się w brzuchu mamy, który rośnie, a potem się
ten brzuch przecina . Któregoś razu próbowała mi to wytłumaczyć
Katechetka - nie ukrywając zażenowania -
Jednak nawet wtedy nie byłam doedukowana w tym wszystkim do końca, bo
wprawdzie wiedziałam już, że potrzebni są pan i pani, ale nie
wiedziałam, jak się to konkretnie odbywa.
Siedzą i rozmawiają?
Przypadkowo, podczas codziennych czynności,np wspólnego posiłku?
W trakcie spotkania z kimś na ulicy?
Dotknięcie?
Spojrzenie?
Czy tylko pan z panią, a nie pan z panem lub pani z drugą panią?
Albo może we trójkę?
A skoro potrzeba do tego kilku istot, to z pewnością można mieć dzieci
z pieskiem czy z kotkiem.
O właśnie, jak będę duża, myślałam, to urodzę kocięta- ale wszyscy
będą zaskoczeni. Z nikim nie podzieliłam się tą tajemnicą i
planowaniem ciąży, ale wydaje mi się że
moja autoedukacja seksualna
została uwieńczona skrzywieniem, kiedy zaczęłam czytać czasopismo
Claudia ,
które mama kupowała co miesiąc.
Dowiedziałam się, do czego służy prezerwatywa [bo dotychczas myślałam,
że jest to nazwa jakiejś sypkiej substancji śmierdzącej i/lub
wybuchowej - "Wiesz, że oni wrzucili Gośce prezerwatywę do plecaka?!"
- oczywiście nie miałam odwagi zapytać "A co to takiego?"]
Ha! Dzięki Claudii znałam zarówno samo znaczenie tego słowa, jak i
wiedziałam, że może to przybierać różne kształty [krokodyl, nosorożec,
yy słoń,
...żyrafa? ; coś na grzebienia, lisek, kura; że może mieć różne
zapachy i właściwości].
Tak więc -
w okresie dojrzewania wkroczyłam już wystarczająco dokształcona w tym
zakresie i niewłaściwe zrozumienie pewnych aluzji mi nie groziło. Ale
teraz rozumiem że mnie to wszystko poważnie skrzywiło i czy jest dla
mnie jeszcze nadzieja???
|