Data: 2002-12-11 13:15:51
Temat: Re: Jak sobie radzicie z uciązliwymi sąsiadami??
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Anula" <a...@i...pl> napisał w wiadomości
news:at7bf2$gtc$1@news.tpi.pl...
> [...]
> Że sąsiad kafelki ciął o 20.00? No i co z tego?
> Nie wierzę, że robi to codziennie, siedem dni w tygodniu.
Jezzzu, kobieto, no to uwierz :) Miałam takiego. I zapewniam, że
o ile hałaśliwy remont przez, powiedzmy, kilka tygodni, można
przyjąć ze zrozumieniem i rezygnacją, o tyle majsterklepkę
szalejącego z wiertarą i młotkiem miesiącami, od rana do nocy,
człowiek ma ochotę zastrzelić.
> Poza tym cisza nocna obowiązuje od 22.00
Niemniej jednak nawet poza ciszą nocną na nadmierny hałas jest,
OIDP, gustowny paragrafik w kodeksie wykroczeń. Pomijając już
wspomniane tutaj regulaminy spółdzielni, wspólnot czy czego tam
jeszcze.
> [...]Dzieci to aniołki? Nie zdarza im się biegać
> po korytarzu i piszczeć?
Dzieci to inna historia. Jak ktoś ochrzania sąsiada, że jego
dziecko płacze, to ma chyba trochę nie po kolei, nie? Pozostałe
formy aktywności w rozsądnych granicach też są chyba
akceptowalne, ale jak czyjaś pociecha całymi dniami wali w
Zemstę Cioteczki za Krzywdy Doznane od Brata w Dzieciństwie,
znaną szerzej jako elektryczne pianinko, to miło by było, gdyby
jej rodzice trochę ograniczyli wolność w tym zakresie. Ja np.
jako kilkuletnia panienka miałam zwyczaj pod nieobecność
rodziców grać w mieszkaniu w gumę, a że koleżanek nie wolno mi
było zapraszać, do słoniowych tąpnięć dołączał od czasu do czasu
huk przewracającego się taboretu. I co, sąsiedzi mieli to
spokojnie znosić dlatego, że ich własne dzieci nie były
aniołkami?
> [...]Wy nigdy nie wracacie na lekkim rauszu do domu?
Na takim, żeby kontynuować imprezę o północku na korytarzu?
Raczej nie.
> Nie kłócicie się?
Tak, żeby sąsiedzi słyszeli? Nie. Natomiast Państwo z Piętra
Niżej owszem, w kuchni (pion wentylacyjny) i łazience (junkers)
można wtedy chlorelli dostać. Staram się nie dostarczać
postronnym takiej rozrywki. Wyjątkowa jakaś jestem czy co?
> [...]zapach spalenizny od sąsiadów też Wam przeszkadzają?
Przeszkadzają. Z tym, że za spaleniznę, jako wypadek przy pracy,
z pretensjami nie lecę, natomiast za kopcenie papierochów na
klatce schodowej mogłabym, jak to ktoś ślicznie opisał, pluć na
głowę :)
> [...]
> I żeby nie było - nie piszę tu o patologicznych sytuacjach
> - czyli codzienne libacje, codzienna głośna muzyka,
> codziennie wyjący pies etc. Minimum kultury trzeba zachować.
> Piszę o normalnym życiu prowadzonym w normalnych
> domach. [...]
Przecież nikt normalny nie gna z awanturą do sąsiada przy
pierwszym włączeniu wiertarki (a co sobie pod nosem mamrocze, to
już jego sprawa, mnie np. dźwięk wiertary doprowadza do
rozstroju nerwowego w ciągu trzech sekund :). Ale z drugiej
strony jakże sympatycznie byłoby, gdyby ci hałasujący też się
wykazali odrobiną empatii, nie? No i pozostaje kwestia
odróżnienia hałasów koniecznych (typu płacz dziecka czy - od
czasu do czasu - nieszczęsna wiertarka) od absolutnie
niekoniecznych (typu powrotne rechociki poimprezowe). A
argument, że jak się nie podoba, to do lasu, nadaje się na
ciasny rulonik. Jak sobie jeden z drugim chce hałasować na
okrągło, to sam się może wyprowadzić do lasu. Do
dźwiękoszczelnej hali, żeby zwierzątek nie płoszyć.
Pozdrawiam
Hanka, co ją "wolnoć tomku w swoim domku" wkurzała, wkurza i
wkurzać będzie
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
KOTY. KOTY SĄ MIŁE
|