Data: 2001-12-10 08:12:09
Temat: Re: Jak to bylo na koncu swiata (pod lasem :-))
Od: "Mefisto" <o...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Yans Yansen"
> Hie hie... A ja dojechałem na ostatniej kropli pod sam dom... na
szczęście.
Daj znać, kiedy byś chciał zatankować i na jakim paliwie jeździsz ;)
Dzięki serdeczne za podwiezienie pod sam domek.
Andrzej "Citation-Cutter" Litewka raczył mnie uprzejmie pominąć w swej
relacji, więc tym razem czuję się zmuszony wtrącić swe nieobiektywne trzy
grosze.
Podróż mefistofeliczna do Żabieńca odbyła się w etapach: najpierw pociągiem
IC "Sawa" dojechałem pod Pałac Kultury im. Iosifa Stalina. I tam się zaczęły
schody, bo ktoś mi złośliwie odsunął ulicę Marszałkowską. Po błądzeniu
niejakim w labiryncie Dworca Centralnego, udało mi się wreszcie wyrwać z
pętli czasoprzestrzennej i dostać tramwajkiem do Mani. Urocza ta kobieta na
powitanie rozgrzała me serce gorącym rosołkiem ze skrzydełkiem. Na miejscu
była już Daga i razem z nią i Maniowym Juliuszem odbyliśmy po niedługim
czasie ostatni odcinek drogi, jedynie pomiędzy Piasecznem a Stefanowem
zmuszeni do odczyniania uroków (Zapętlenie Przestrzeni, ZP7), jakie ktoś
złośliwy rzucił na podróżnych. Udało się to dzięki Magicznemu Zwojowi,
rozlatującemu się ze starości, który znajdował się w posiadaniu Juliusza :)
Na miejscu przywitaliśmy się serdecznie z gospodarzem-solenizantem i całą
gromadką osób znanych, nieznanych i półznanych, wymienionych już przez
Andrzejka.
Oczywiście nie omieszkałem uruchomić szatańskiego projektu o kryptonimie
"Projekt Tajemniczy" polegającego na uwiecznianiu wizerunków osób mi nie
znanych w celu kradzieży ich dusz, oczywiście. A konkretnie - razem z Manią
zabawiliśmy się w sporządzanie portretów pamięciowych osób, które świeżo się
pojawiły i których "alchemicy" jeszcze nie widzieli wcześniej. Co prawda, na
skutek lenistwa autora i jego zaabsorbowania toczącym się obok życiem
towarzyskim, sporządzone zostały portrety w liczbie raptem dwóch, ale i tak
było to ciekawe doświadczenie. Efekty naszej "twórczości" widzieli wszyscy,
więc wiedzą najlepiej, na ile wizerunek odtwarzany z pamięci przypomina żywą
osobę. Potem były tańce, hulanki i swawola; rocznik '73 rozbijał parkiet i o
siódmej nad ranem robił "żuczki" i "dziki" (trzeba to było widzieć...),
Homer ciężko przetraszył Erykowego gospodarza demonstracją swych zdolności
perkusyjnych a Ag (rzeczywiście żywe Srebro) po wykazaniu kondycji fzycznej
godnej komandosa, wprowadziła nas w świat mafii i jedynego sprawiedliwego
komisarza Kataniego... No, i oczywiście były jeszcze długie, nocne Polaków
rozmowy na tematy nadzwyczaj osobiste i jak najbardziej psychologiczne, a
także śpiewy unisono i solowe przy akompaniamencie znanej już skądinąd
Gitary Erykowej.
Smutne jedynie było to, że co chwila pożegnania nadchodził czas, choc
niektórzy jeszcze wracali. Ostatecznie została nas piątka - ja, Yans,
Andrzej, Eryk i Guniek. Krakusy odstawili pozostałą parkę na Dworzec
Centralny, wyściskali na pożegnanie i ruszyli w mroźną noc grudniową, na
zdobycie Bieguna Wschodniego...
Najserdeczniejsze pozdrowienia
Wielbiciel Gorącego Kaloryfera
Mefisto
|