Data: 2004-08-22 07:17:13
Temat: Re: Jolka Jolka
Od: "Adam Pietrasiewicz" <a...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
W niedzielę 22-sierpnia-2004 o godzinie 08:46:56 WM napisał/a
>
>Jesli sa takie srodki i dzialajacy prgram, to albo w Poznaniu nie ma ON,
>albo szwakuje gdzies koordynacja. Albo wszystkie ON sa tak samodzielne,
>ze nie potrzebuja pomocy innych - co jest malo prawdopodobne.
>Podejrzewam jednak, ze potrzebujacy sa, i to wielu. Moze brakuje
>dopasowania zakresu lub formy oferowanej pomocy do indywidualnych potrzeb?
Jak daleko powinna iść pomoc dla inwalidów?
Czy należy czekać, aż sami o nią poproszą, czy też chodzić po domach i
wyłapywać opornych?
W moim przekonaniu istnieją pewne granice, których przekroczyć nie
należy. Otóż nie należy uszczęśliwiać na siłę.
Nie tylko w przypadku niepełnosprawnych, również w innych przypadkach,
na przykład wieloletnich bezrobotnych, sytuacja jest taka, że im się
NIE CHCE. Nie kiwną palcem, by swój los poprawić, bo wymaga to wysiłku
- fizycznego bądź intelektualnego.
Przez pewien czas współpracowałem z instytucją pomagającą osobom w
trudnej sytuacji życiowej i napatrzyłem się nieco na różne postawy.
Niestety najczęstszą była całkowita bierność. Bierność jeśli chodzi o
jakiekolwiek działania, natomiast zaskakująca aktywność intelektualna,
gdy chodziło o wyjaśnianie dlaczego SIĘ NIE DA.
Jest to niezwykle deprymujące. Prowadzi do tego, że osobom, które
chciałyby coś zrobić odechciewa się całkowicie robić COKOLWIEK.
Tak, z całą pewnościa istnieją osoby, którym możnaby pomóc w różny
sposób. Ale niech one do cholery spróbują o tę pomoc poprosić, a nie
czekają, aż im się wszystko przyniesie na tacy.
Okropnie nie lubię jak mi ludzie na ulicy nadskakują i chcą za wszelką
cenę pomagać. W moim przekonaniu okazanie szacunku drugiej osobie
polega również na tym, że pozwala się jej samej poprosić o pomoc.
Podobnie jest również z różnymi akcjami - myślę, że jeśli się ludzi
zacznie zmuszać do tego, by korzystali z różnych uszczęśliwiających
akcji, to będzie to zwyczajne zaspokajanie własnej potrzeby
podreperowania sobie swojego ego. I nic dobrego z tego nie wyniknie.
Tak więc Ustroń, czy inne spotkania są DOBRE. Tak właśnie powinna
wyglądać organizacja - przedstawia się MOŻLIWOŚĆ, a każdy, kto chce,
może skorzystać. Jak nie może, bo pojawiają się kłopoty to może
próbować je pokonać - a to prosząc o pomoc, a to oszczędzając cały
rok. I nikt mi nie wmówi, że się nie da.
Niestety, w przytłaczającej większości przypadków, jak mi się wydaje,
mamy jednak do czynienia z biernością. Z oczekiwaniem na to, że KTOŚ
za człowieka wszystko zrobi. No więc NIE ZROBI, Matek Teres z Kalkuty
raczej wielu nie ma, za to wiele jest osób, które chętnie coś zrobią
jeśli zainteresowani wykażą choć odrobinę woli. Tyle, że z tym jakoś
czasami nienajlepiej. Bo to nie jest problem braku potrzebujących czy
złej koordynacji - jest to problem, wielki problem, samych
zainteresowanych.
--
Pozdrawiam
Adam Pietrasiewicz
|