Data: 2010-10-12 19:50:32
Temat: Re: Kiedy i jak mówić dziecku o śmierci mamy?
Od: szaulo <s...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 12 Paź, 21:16, "R" <renatatp@poczta@.interia.@pl> wrote:
[...]
> Trochę jeszcze z tego wątku potem doczytałam - specjalista też nie jest złym
> pomysłem ale tylko jeżeli traktować go jako jeszcze jedno źródło informacji
> a nie guru, z którego opinią i radami trzeba się liczyć bezwzględnie i tak
> jak pisałeś - jak potomek będzie starszy (teraz też nie widziałabym
> większego sensu takiej wizyty). Ale ja jestem uprzedzona do psychologów i
> uważam, że "pod supermarketem" (by Ikselka) można czasem dostać
> pożyteczniejsze rady niż w takim gabinecie ;).
Nigdy nie korzystałem z pomocy psychologa. Ale nie mówię "nigdy".
> (...)
> Takich żłobkowo-przedszkolnych
> nie znam. Nie umiem sobie jednak wyobrazić podejmowania takich tematów przez
> dziecko mniej niż 3-letnie. Moze pod wpływem rozmów rodziców/osób znaczących
> o coś będą Twoje dziecko dopytywać. Może.
A nie wystarczy, że spontanicznie któreś zapyta "A gdzie twoja mama?"?
Zwłaszcza jeżeli, co prawdopodobne, opiekunka będzie starszą osobą,
więc za mamę w oczach dzieci uchodzić nie będzie mogła.
[...]
> > Nie wiem, jak sobie to wyobrażasz?
[...]
> Nie o to mi chodziło. Nie o kogoś zatrudnionego i nie o udającego. Raczej
> kogoś kto byłby w stanie stworzyć z dzieckiem autentyczną więź i nie zerwał
> tej więzi w jakimś najmniej dla dziecka odpowiednim momencie. I najlepiej,
> żeby sama siebie nie nazywała matką.
>
> > Dziwaczne. Nie zamierzam.
>
> Tak jak to opisałeś faktycznie dziwaczne.
No ok. Nie wiedziałem, że to masz na myśli. Tak, moja siostra będzie
niedaleko, gotowa pomóc. Szkoda, że moja mama nie żyje - to też byłoby
jakieś rozwiązanie.
> > Nie wykluczam, że się kiedyś z kimś znowu zwiążę, ale zrobię to "dla
> > siebie i dla tej osoby" i to się musi zdarzyć samo, w swoim czasie i
> > mimo to, że mam synka a nie "dla niego".
>
> Może i masz rację - pewnie tylko takie podejście gwarantuje w miarę stałość
> związku (a tylko taki wyjdzie dziecku na dobre). Ale to "mimo to" mi sie
> mniej podoba - jego też powinieneś brać pod uwagę (tj. czy tą osobę
> zaakceptuje i jakie będzie podejście tej osoby do niego).
Tak, ale jednak to nie on będzie ostatecznie decydować. W każdym razie
zrobię wszystko, żeby nie działa mu się jakakolwiek krzywda.
> > PS: Aha, Lebowski to podlec.
>
> Delikatnie pisząc.
>
> > Imputuje mi różne rzeczy od czapy, łączy
> > niezwiązane fakty w swoje porypane konstrukcje, doszukując się
> > ukrytych intencji tam, gdzie ich nie ma, a następnie obsrywając je.
>
> Też miałam okazję z nim chwilę popisać. I też mi przypisywał różne rzeczy.
> Przy tym jest mocno niekonsekwentny. M. in. poinformował, że mnie plonkuje,
> potem mi odpisał pod innym nikiem, potem zaproponował rozejm a teraz znów
> chce (?) nawiązać dialog. Chwilowo nie mam na niego nerwów. Tobie mogę tylko
> poradzić, żebyś go nie czytał - do Ciebie przylepia się wyjątkowo mocno. I
> myślę, że nie ma się co nim przejmować, nikt rozsądny jego pisaniny nie
> weźmie na serio.
>
> > Widocznie musi projektować zło na innych, by się sam nim zwrotnie
> > karmić i w ten sposób ciągnąć swoje życie glisty ludzkiej z
> > pretensjami. Nie karmić. Deptać robala.
>
> Popieram.
> Ale też rozumiem, że ktoś czuje potrzebę porozmawiania z nim - jest takim
> indywiduum, że można poczuć potrzebę przyjrzenia się mu z bliska.
Pozostawiam to biologom lub innym specjalistom.
W zasadzie nie czytam, ale czasem szambo wybije.
Paweł
|