Data: 2008-05-07 10:26:44
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ikselka wrote:
>>>>> Wiesz, dbanie o siebie to dla mnie bardzo szerokie pojęcie, nie
>>>>> tylko makijaż - choć i tu wolę tylko puder, nieco szminki i dobre
>>>>> perfumy, a do kiosku nie wychodzę specjalnie, bo najbliższy mam w
>>>>> mieście, więc raczej idę tam w miarę (niewidocznie) umalowana :-)
>>>> Po co się malujesz niewidocznie? A perfumy też masz bezzapachowe?
>>> Siedziałeś obok mnie na spotkaniu (póki nie przyszedł mój mąż ;-P).
>>> Tak wyglądam codziennie (noooo, ostatnio zaczęłam dodatkowo malowac
>>> paznokcie, bo mi nudno tak bez zmian ;-P), choć może nie chodzę w
>>> seksownej sukience non stop, ale nawet dres czy dżinsy mam super (co
>>> wcale nie znaczy, że zawsze jest to
>>> zaraztamjakaśfirmówkazgórnejpółki).
>>> Byłam po całym dniu bez możliwości "zadbania" o siebie, od godziny 6
>>> rano w drodze, po sprzątaniu grobów, odwiedzinach i sprawach, które
>>> załatwiałam w Wawie.
>>> Czy mój wygląd (makijaż lub perfumy) pozostały niezauważone przez
>>> Ciebie? Chyba nie odebrałeś mnie jako "miss natura"? //używam tego
>>> określenia w stosunku do kobiet nie dbających o swój wygląd,
>>> pozostawiających go w każdej(!) sytuacji "jak Bozia dała"// lub
>>> flejtucha?
>> Było dość ciemno w kącie, gdzie siedzieliśmy. Wyglądałaś wspaniale.
> Bo ciemno? - na szczęście przywitaliśmy się w niezłym oświetleniu,
> inaczej pomyślałabym, że w gorszym jest Ci już wszystko jedno :-DDD
>> DopókiTwój mąż nie przyszedł. Potem już się tak nie przyglądałem. :)
> Dobra dobra. Palił mnie twój wzrok podczas całego spotkania ;-)
> I dziękuję za miłe słowa :-)
>>>>> No, ale mam wrazenie, że rozmawiamy o oczywistościach, więc...
>>>>> jałowa ta rozmowa :-)
>>>> Nie, dlaczego. Wcale nie jest jałowa. Napisałaś, co robisz, żeby
>>>> jakoś
>>> Nie jakoś, tylko świetnie :-)
>>
>>>> wyglądać (fryzjer, grzebień, szminka, puder). A wygląda się po to,
>>>> żeby ktoś mógł ocenić nasz wizerunek, w tym wypadku chodziłoby o
>>>> Ciebie.
>>> Nie. Żebym dobrze się czuła we wlasnym ciele. Inni mają z tego także
>>> przyjemność, ale to efekt nieco uboczny, choć bardzo dla mnie miły
>>> :-)
>> Czujemy się dobrze we własnym Ciele, jeśli innym czymś możemy
>> zaimponować.(...)
>
> To znaczy, że gdybyś był w domu sam (np. żona wyjeżdża na pół roku),
> tobyś przestał się myć, golić, strzyc włosy, zakładać czyste ubrania
> itp??? No i za przeproszeniem, żarłbyś cały czas golonkę i chipsy,
> nie przejmując się swoją wagą?
Są jeszcze inni ludzie w moim życiu, których żona ze sobą nie zabiera, kiedy
wyjeżdża.
Sąsiedzi, ludzie na ulicy, w pracy, w klubach, pubach itp... :)
> A gdybyś był na wyspie bezludnej (bo w poprzediej wersji powiesz, że
> trzymałbyś się w ryzach mając w perspektywie powrót żony), to
> zarósłbyś jak bizon mając do dyspozycji np. tylko nóż? nie lubiłbyś
> widzieć w wodzie swego satysfakcjonującego odbicia? Nie chciałbyś się
> za wszelką cenę utrzymać w formie odmiennej wyglądem od zwierząt? - a
> po co byś to robił? - uważam, że dla siebie, po to, aby samemu sobie
> pokazać, że jesteś atrakcyjnym człowiekiem.
Żyjąc jako samotnica na bezludnej wyspie - myślę, że - chciałabyś raczej
upodobnić się do otoczenia. Wyglądać groźnie jak zwierzę lub być
niewidoczna. :DDD
Tam wola przetrwania byłby tak istotna, że o samouwielbianiu nawet nie
pomyślałabyś. :)
Po co to? - ano po to, że
> człowiek musi być atrakcyjny przede wszystkim dla siebie i w swoim
> pojęciu (nawet jeśli nie ma grzebienia i musi odziać się w paprotki),
> a potem dopiero dla innych. No nie wiem, może Ty masz akurat
> inaczej...
Wszyscy mają inaczej. Trochę się dziwię, że można tego nie zauważać. =8o
Ja, kiedy jestem sam w domu, zachowuję się całkiem swobodnie. Aż do
niegolenia i chodzenia w niechlujności swojej włącznie. Kiedy ktoś
niespodziewanie zapuka, natychmiast doprowadzam się do takiego porządku,
który na daną chwilę będzie optymalnie w moim mniemaniu najlepszy dla
zaprezentowania się gościowi. ;D
> Ja tam uwielbiam przymierzać ulubione ciuchy, kontroluję swą wagę,
> aby móc je nosić, a nawet PINDRZYĆ SIĘ (tak niektórzy to nazywają
> pogardliwie, a ja lubię to słowo) kiedy nikt nie widzi. Kiedy mnie
> widzą, noszę się raczej skromnie, na tyle, aby baby mogły mnie znieść
> ;-P //szczerość, Michał, szczerość to fajna cecha :-)
Gdyby nie Twoja szczerość, nikt by tutaj nie wiedział, że jesteś zwariowaną
niepoprawną wielbicielką XL-ki.
To, o czym piszesz odnośnie strojenia przed lustrem, nic nie zmienia w tym,
co staram Ci się wytłumaczyć. Prześledź dokładnie swoje myśli w czasie
przymierzania strojnych fatałaszków. Kalkulujesz przecież wtedy, jak inni
mogliby Cię tak przystrojoną odbierać. Potem wyciągasz wnioski i pokazujesz
się w takim stylu, jaki wykalkulowałaś dla tego celu. Tak właśnie, jak
napisałaś: "aby baby mogły mnie znieść".
Sam fakt, że korzystamy z lustra zamiast spogladania "po sobie" cieszy nas,
bo możemy na siebie spojrzeć "z boku", tak jak to mogą czynić inni patrząc
na nas i dzięki temu mamy szansę na trzeźwiejszy osąd. :)
>> Jakkolwiek to zinterpetujesz, każdy odbierze Cię po swojemu. Każdy
>> wie
>> swoje. Dajesz im swoje świadectwo o sobie jako materiał do ich
>> interpretacji.
> Nic na to nie poradzę, niektórzy muszą strasznie cierpieć :-)
Interpretacja nie przysparza bezpośrednio nikomu cierpień. Napisałem to
dlatego, żeby wskazać, że Ty dostarczasz kontrowersyjnego materiału o sobie
i dziwisz się, że są tacy, którzy Cię nie uwielbiają. Większość uważa, że z
tym samouwielbieniem jesteś zdrowo przekręcona. Ja uważam, że masz odlot nie
we właściwymm kierunku. :D
A Ty możesz się samokochać do końca świata i jeden dzień dłużej.
>> I nic na to nie poradzisz. Najwyżej źle będziesz się z tym
>> czuła.
> Z tym? - daj spokój, to takie wirtualne: opinia ludzi.
Jeśli tylko w wirtualu jesteś taka, jak się tu przedstawiasz, to pół Twojej
biedy.
>> Mogłabyś to zmienić, ale musiałabyś wiedzieć, co to jest pokora i
>> jeszcze ją
>> w sobie odnaleźć. :)
> Niczego nie pragnę zmienić, bo od dawna żyję właśnie tak, jak sobie
> zaplanowałam :-)
> Jeśli moje plany kolidują z czyimiś, to na szczęście Bóg dał każdemu
> osobne istnienie i nie mam wpływu na dolegliwości tych, którym moje
> istnienie przeszkadza :-)
> Pokory mam wiele, ludzie o powierzchownej osobowości tego nie
> rozumieją absolutnie: cieszę się (za głośno? - nie mój problem) tylko
> tym, co mam, nie jestem w stanie sobie niczego stworzyć, czego nie
> mam, no, może tylko pracą nad swoim umysłem. Sam fakt, że ich
> denerwuję, mówi o ich wielkim braku pokory, a nie moim :-)
Ja tam nie zuważam, że kogokolwiek denerwujesz tutaj. Reakcje są takie mniej
więcej: Najpierw jest chęć potrząśnięcia Tobą w sobie przyuczony sposób, a
potem to juz tylko rodzaj współczucia pozostaje. :)
--
pozdrawiam
michał
|