Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...

Grupy

Szukaj w grupach

 

Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 172


« poprzedni wątek następny wątek »

31. Data: 2008-05-01 23:25:57

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "michal" <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka wrote:
>> Ikselka wrote:
>>>>> Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
>>>>> Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień
>>>>> konstruktywnych (nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na
>>>>> wszystko) względem własnej osoby (nie tylko ciała). Czyli
>>>>> oczywiście, jak pisał Michał, szacunek dla samego siebie też, ale
>>>>> i pozytywny emocjonalny i fizyczny (tak tak!) stosunek do siebie,
>>>>> który wynika z uznawania właściwych zasad i wzorców, które
>>>>> uznajemy, że spełniliśmy, lub przynajmniej są one naszym celem i
>>>>> chcemy w tym kierunku siebie zmieniać.

>>>> Stosując niewłaciwe wzorce i zasady wcale nie musimy zmieniać
>>>> pozytywnego stosunku do siebie. Projekcja i racjonalizacja nam w
>>>> tym skutecznie pomogą.

>>> Pewnie tak. Dlatego ważne jest, aby mieć właściwy, stały punkt
>>> odniesienia - może nim być wiara, albo po prostu umiejętność
>>> identyfikacji dobra.

>> Problem w tej umiejętnośći. Jeśli za wzór przyjmiemy przykładowo
>> miłość do miłości samego siebie, to przy tak fałszywym założeniu
>> cała nasza praca będzie zmierzać w niewłaściwym kierunku. Egoizm
>> przede wszystkim! Kochajmy siebie! Patrzmy, jacy jesteśmy piękni,
>> powabni i cudowni! Czego się dotkniemy, wszystko nam wychodzi!
>> Bierzcie z nas przykład! To demagogia. Farsa. :D

> Powiedz mi, gdzie w moim ukochaniu siebie spotkałeś takie deklaracje?
> Ja tylko mówię, że jestem ZADOWOLONA z siebie, a moje JA, z którego
> jestem zadowolona, to tylko to, co mam FAKTYCZNIE, nie jakiś miraż.
> Skąd wniosek, że uważam się za seksbombę, najmądrzejszą na świecie i
> do rany przyłóż?

Zmieniasz teraz trochę melodię. To dobrze. Przynajmniej lepiej to brzmi.
Jestes zadowolona z siebie tylko wtedy, kiedy Ci się udaje. Zapewniam Cię,
że mnie też zdarza się cieszyć ze swojego sukcesu. Nawet małego sukcesiku.

> E, coś chyba dodajesz do mojego samouwielbienia, a nawet cały kosmos
> :-) Od razu widzę, że zadowolenie z siebie podobne mojemu jest np dla
> Ciebie niedostępne, bo dążysz do jakiegoś ideału, do którego i tak
> nie dotrzesz, a wtłoczone masz, że tylko wtedy mógłbyś być z siebie
> ZADOWOLONY. Okropność.

Nie do ideału. Do wyznaczonego celu. Szczęśliwy splot przypadków też jest
miły, ale najlepiej cieszy własny sukces.
Ta, mam wtłoczone, że jestem zadowolony z siebie, kiedy coś mi się udaje.
Nie wyznaczam sobie celu, który jest według mnie nierealny.

>>> Ale i to zbyt wiele, bo do zachowania minimum wystarczą prymitywne
>>> zdolności: odczuwanie bólu i umiejętność porównywania...

>> Co proszę? Odczuwanie bólu ma uczyć relacji z innymi? Wolne żarty? :)

> Nie.
> Odczuwanie bólu uczy człowieka cierpienia. I wtedy człowiek WIE
> DOKŁADNIE, jak mogą cierpieć inni.
> DZIWIĘ się, ze tego nie rozumiesz. To najprostsza prawda o życiu,
> wyniesiona już z życia płodowego.

Ale nie złapałem, do czego to odnosisz.

>>>>> Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA
>>>>> AKCEPTACJI SIEBIE :-)

>>>> Akceptacja akceptacji siebie, jest podobna do miłości do miłości
>>>> własnej. :)

>>> A co mi tam, może i tak, o ile skutkuje pozytywnie dla otoczenia ;-P

>> Mógłbym się teraz zabić, ale się śmieję... Śmiechotki jakiejś
>> dostałem. ;D Bo przecież staram się wykazać, że nie może to
>> skutkować pozytywnie dla otoczenia.

> Ręce mi opadają...

Też? ;D

...

>>>> A do czego taka postawa może doprowadzić? Bo jeśli to prawda, że
>>>> Twoje samouwielbienie (miłość do miłości własnej - to dobre
>>>> określenie, podoba mi się)

>>> Nie, to nie to samo.

>>>> powoduje brak akceptacji otoczenia

>>> ...powiedzmy fragmentów otoczenia, az tak źle nie jest.

>>>> - to wygląda na to, że jak już
>>>> wszyscy znajomi Ciebie poznają od tej strony, będziesz w końcu
>>>> osamotniona.

>>> Znajomi mnie znają, jak sama nazwa wskazuje :-)

>> Może jeszcze tak być, że Ty ich nie znasz, wiesz... choć sądzisz że
>> tak. :)

> Nie. Nie mam setek DOBRYCH znajomych, ci BLISCY przeszli (i ja wobec
> nich) wiele sprawdzianów, co też Ty mówisz?
> :-)

Weryfikujesz ich za pośrednictwem samouwielbienia?

...

>>>>> Co mi daje moja postawa?
>>>>> Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie
>>>>> tylko osoby nie akceptujące siebie ;-P

>>>>> Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
>>>>> ulotności.

>>>> Rzetelną kontrolę zmian zwykło się nazywać weryfikacją.
>>>> Konfrontowaniem podejmowanych decyzji z przyjętymi zasadami. Przy
>>>> weryfikacji swoich poczynań zalecałbym ostrą krytykę zamiast
>>>> zachwytu za wszelką cenę..

>>> Dlaczego za wszelką cenę? Skoro tę weryfikację przeprowadzić można
>>> znacznie wcześniej, a decyzje/poczynania wprowadzać w życie już po
>>> niej, tak jak jest w badaniach naukowych: najpierw następuje
>>> opracowanie teoretyczne, potem symulacja procesu, a potem dopiero
>>> właściwe działanie. Po tym już tylko można być zadowolonym. Żyję już
>>> na tyle długo, że mam bogaty bagaż doświadczeń, służących mi jako
>>> odpowiedniki symulacji. Bazuję na nich, nie muszę już się
>>> weryfikować przy każdej nowej decyzji/poglądzie/geście.

>> No to nie masz już co robić w kwestii rozwoju własnego. Gratuluję.
>> To już jest koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść. :)

> Ja jestem otwarta na NOWE doświadczenia. O tym nic nie było, co
> prawda, ale inteligentny czytelnik uważa to za oczywiste.

Nowe dośiadczenia bez weryfikacji starych?
Wiesz co? Nie bierz mnie pod inteligencję! ;D

>>>>> Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się
>>>>> starzeją, zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie
>>>>> :-)

>>>> To są Ci sami, co Ciebie nie akceptują?

>>>>> Jak z tym jest u Was?

>>>> Raczej odwrotnie. U mnie.

>>> Czyli co, wokół Ciebie ludzie są okropni, wcale się nie starzeją,
>>> nie zmieniają i nie brzydną, a Ty ich nie akceptujesz? Eeeee, coś
>>> chyba nie tak.

>> Tak bym to na prędce określił:
>> W ludziach widzę siebie. Oni są moim lustrem i jako lustro wcale mnie
>> oszczędzają. Staram się wciąż, ale im ciągle za mało.

> Nie nadążysz i tak. Jeśli chcesz zaspokoić wszystkich LUDZI, to nie
> dasz rady. Musiz sobie wybrać środowisko, otoczenie, i tylko JE
> starać się zaspokoić.
> Rozumiem, o co Ci chodzi, ale nie dopasujesz się do wszystkich.

Nie zamierzam. Nie zamierzam także naginać wszystkich do mnie. Właściwie
kogokolwiek nie zamierzam. Lubię jednak, jeśli ktoś się ze mna zgadza. A to
mi się zdarza. :)
Zaręczam Ci, że dopasowywanie się do ludzi daje o wiele więcj, niż stawianie
akceptacji siebie za warunek dobrych z nimi relacji.

>> I dziękuje im za to.

> Uważam, że wzystkim nie dasz rady ;-P

Z nikim nie walczę przecież. :)

>> Bez tego zwierciadła nie byłoby dla kogo się starać, a wtedy to już
>> byłby koniec. Nie byłoby nic. Byłbym wolny, tylko nie miałbym dokąd
>> iść.

> Ja się staram dla wybranych. Co nie oznacza egoizmu i kardynalnego
> zawężenia pola wyboru. Ale wybieram ludzi, którzy sa warci mnie i ja
> ich. Nie można pod to podciągnąć wszystkich.

No to ja robię to samo. Nie mogłaś tego od razu powiedzieć? :)
Róznica między nami polega widocznie na czymś innym. Na kryteriach doboru.

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


32. Data: 2008-05-01 23:46:02

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "michal" <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka wrote:
>>>> Powszechnym nastawieniem do ludzi akceptujących akceptację siebie
>>>> jest NIEAKCEPTACJA otoczenia.
>>>> Wręcz odnosze wrażenie, że ludzie generalnie SIEBIE SAMYCH nie
>>>> akceptują, więc spotkanie z takim indywiduum jak ja powoduje złe
>>>> nastawienie, w najlepszym razie reakcje typu "podnoszę lupę i
>>>> podziwiam" :-)

>>> Dziwne. Ja mam wręcz przeciwne wrażenie - ludzie lubią osoby
>>> zadowolone z siebie, szczęśliwe same ze sobą, i lgną do takich osób.
>>> Na jakiej Ty planecie żyjesz, Ikselko? A może w złym towarzystwie
>>> się obracasz? A może zbyt manifestujesz to swoje "samozadowolenie"?
>>> Zbytnia tego manifestacja zresztą IMO świadczyłaby o czymś zupełnie
>>> przeciwnym do samozadowolenia w tym pozytywnym sensie.

>> Może?
>> Brzechwa to już zauważył wcześniej... ;)

> Spłycasz i upraszczasz, bo nie możesz pokochać siebie.

Większą radość sprawia mi kochanie innych. Taki już nic nie warty jestem...
;(

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


33. Data: 2008-05-02 19:11:36

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: medea <e...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

Don Gavreone pisze:
> medea<e...@p...fm>
> news:fvd4q0$4lf$1@nemesis.news.neostrada.pl
>
> [...]
>> Nikt się nie oburza na to, że Tobie udaje się
>> piękna drożdżówka. Oburzają się, kiedy zapytani o przepis na
>> drożdżówkę, otrzymują przepisy na całe życie ;-).
>
> Ładne :)
>

Ee, wcale nie. Właśnie czytam to drugi raz i widzę, że się pomyliłam.
Powinno być _zapytawszy_. Ale przesłanie chyba odebrane zostało
prawidłowo ;-).

Pozdrawiam
Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


34. Data: 2008-05-02 19:22:23

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "Don Gavreone" <s...@l...po> szukaj wiadomości tego autora

medea<e...@p...fm>
news:fvfpdh$f4k$1@nemesis.news.neostrada.pl

> Don Gavreone pisze:
> > medea<e...@p...fm>
> > news:fvd4q0$4lf$1@nemesis.news.neostrada.pl
> >
> > [...]
> > > Nikt się nie oburza na to, że Tobie udaje się
> > > piękna drożdżówka. Oburzają się, kiedy zapytani o przepis na
> > > drożdżówkę, otrzymują przepisy na całe życie ;-).
> >
> > Ładne :)
> >
>
> Ee, wcale nie. Właśnie czytam to drugi raz i widzę, że się pomyliłam.
> Powinno być _zapytawszy_. Ale przesłanie chyba odebrane zostało
> prawidłowo ;-).

Prawidłowo, prawidłowo, błędu nawet nie zauważyłem :).
Mam w głowie taki automat zawodowy do normalizacji tekstu ;)

DG

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


35. Data: 2008-05-04 10:59:08

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: i...@g...pl szukaj wiadomości tego autora

On 2 Maj, 21:11, medea <e...@p...fm> wrote:
> Don Gavreone pisze:
>
> > medea<e...@p...fm>
> >news:fvd4q0$4lf$1@nemesis.news.neostrada.pl
>
> > [...]
> >> Nikt się nie oburza na to, że Tobie udaje się
> >> piękna drożdżówka. Oburzają się, kiedy zapytani o przepis na
> >> drożdżówkę, otrzymują przepisy na całe życie ;-).
>
> > Ładne :)
>
> Ee, wcale nie.

Masz poczucie realizmu - to było tylko efektownie skonstruowane.
Ładne byłoby, gdybyś poparła przykładem lub opisem, bo nie bardzo
łapię, o co Ci chodzi.
Samouwielbienie (jak zwykle) twierdzę, że kiedy ja coś komuś wytykam,
mam pod ręką przykład na poparcie swych zarzutów :-)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


36. Data: 2008-05-04 11:06:51

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: i...@g...pl szukaj wiadomości tego autora

On 2 Maj, 01:46, "michal" <6...@g...pl> wrote:
> Ikselka wrote:
> (...)
> > Spłycasz i upraszczasz, bo nie możesz pokochać siebie.
>
> Większą radość sprawia mi kochanie innych. Taki już nic nie warty jestem...
> ;(

Tego nie da się rozdzielić ani nawet zróżnicować co do wartości, więc
nie wiem, jak Ty to robisz.
Nie można kochać innych więcej (ani mniej), niż siebie. Naprawdę, czy
tak wielka jest perfidia/mądrość/głębia tych słów (vide temat), że tak
wielu ich kompletnie nie rozumie, a może tylko woli udawać, że nie
rozumie?
To sprawia, że czasem nawet już wbrew swej woli czuję się
uprzywilejowana i mam dość tego uczucia... cóż, tak jest co krok, co
krok, kiedy spotykam ludzi z klapkami na oczach.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


37. Data: 2008-05-04 17:52:15

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: "michal" <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Ikselka wrote:
>>> Spłycasz i upraszczasz, bo nie możesz pokochać siebie.

>> Większą radość sprawia mi kochanie innych. Taki już nic nie warty
>> jestem... ;(

> Tego nie da się rozdzielić ani nawet zróżnicować co do wartości, więc
> nie wiem, jak Ty to robisz.
> Nie można kochać innych więcej (ani mniej), niż siebie. Naprawdę, czy
> tak wielka jest perfidia/mądrość/głębia tych słów (vide temat), że tak
> wielu ich kompletnie nie rozumie, a może tylko woli udawać, że nie
> rozumie?

Jestem przekonany, że większość te słowa dobrze rozumie. Inaczej niż Ty
starasz się je interpretować. Kochanie siebie jest tak u każdego czytelne,
że nie potrzeba nikogo do tej miłości namawiać. Ma natomiast sens namawianie
do miłości wobec innych. Równoważy to takie działania przeciwne, a dość
powszechne, jak podżeganie do nienawiści i nietolerancji.
Żeby każdy mógł zrozumieć, czym jest kochanie bliźniego - za przykład w tym
zdaniu podano miłość do siebie. To łatwo zrozumieć. Łatwo. :)

> To sprawia, że czasem nawet już wbrew swej woli czuję się
> uprzywilejowana i mam dość tego uczucia... cóż, tak jest co krok, co
> krok, kiedy spotykam ludzi z klapkami na oczach.

Samouwielbienie wbrew swojej woli? To jakaś nowa kategoria. Bardzo
ciekawe... ;)

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


38. Data: 2008-05-04 19:53:41

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: medea <e...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

i...@g...pl pisze:
> On 2 Maj, 21:11, medea <e...@p...fm> wrote:
>> Don Gavreone pisze:
>>
>>> medea<e...@p...fm>
>>> news:fvd4q0$4lf$1@nemesis.news.neostrada.pl
>>> [...]
>>>> Nikt się nie oburza na to, że Tobie udaje się
>>>> piękna drożdżówka. Oburzają się, kiedy zapytani o przepis na
>>>> drożdżówkę, otrzymują przepisy na całe życie ;-).
>>> Ładne :)
>> Ee, wcale nie.
>
> Masz poczucie realizmu - to było tylko efektownie skonstruowane.

A wiesz, że to się nazywa manipulacja? Bardzo nieładnie wycięłaś.

> Ładne byłoby, gdybyś poparła przykładem lub opisem, bo nie bardzo
> łapię, o co Ci chodzi.

Myślałam, że złapałaś już za pierwszym razem. Spodziewałam się, że
zażądasz konkretów, ale niestety nie będę przeglądać wszystkich Twoich
postów. Czytuję od czasu do czasu różne grupy, na których się pojawiasz,
wiesz o tym dobrze, i taki mi się jawi Twój obraz - za bardzo chcesz
wszystkich naginać do swojego modelu. Rozumiem, że jesteś szczęśliwa i
chciałabyś zarazić wszystkich wokół swoim szczęściem, ale nie każdemu
musi pasować Twoja droga. Prawdziwa 'miłość bliźniego' moim zdaniem
polega w dużej mierze na akceptacji jego odmienności, jego sposobu na
życie bez względu na to, czy jest nam to po drodze czy nie.

> Samouwielbienie (jak zwykle) twierdzę, że kiedy ja coś komuś wytykam,
> mam pod ręką przykład na poparcie swych zarzutów :-)

Pamiętam choćby Twoje dyskusje z pracującymi matkami, które próbowałaś
przekonać, że kobieta tylko w domu powinna się realizować. Ten motyw
zresztą pojawia się w Twoich postach od czasu do czasu.

Twoje samouwielbienie powinno być nieźle odżywione tym, że ktoś tak
uważnie Cię czytuje ;-).

Pozdrawiam
Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


39. Data: 2008-05-04 21:47:10

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: i...@g...pl szukaj wiadomości tego autora

On 4 Maj, 21:53, medea <e...@p...fm> wrote:

> >>>> Nikt się nie oburza na to, że Tobie udaje się
> >>>> piękna drożdżówka. Oburzają się, kiedy zapytani o przepis na
> >>>> drożdżówkę, otrzymują przepisy na całe życie ;-).


> >> Ee, wcale nie.
>
> > Masz poczucie realizmu - to było tylko efektownie skonstruowane.
>
> A wiesz, że to się nazywa manipulacja? Bardzo nieładnie wycięłaś.


W mediach Ci to pewno nie przeszkadza ;-)
A Ty bardzo nieładnie połączyłaś. Napisałaś, że razem z przepisem na
drożdżówkę (a może zamiast?) podaję przepis na życie. Czy to prawda?
Przepis na drożdżówkę podawałam w p.r.k. li tylko, a dyskusje o życiu
z "pracującymi matkami" to raczej nie tam były. Więc sprytnie i
efektownie połączyłaś zupełnie różne merytorycznie obszary mojej
działalności grupowej, aby wyszło Ci to, co wyszło. Wiesz, że to się
nazywa manipulacja? Dlatego było tylko efektowne, ale bardzo nieladne.
Hmmm..

> > Ładne byłoby, gdybyś poparła przykładem lub opisem, bo nie bardzo
> > łapię, o co Ci chodzi.
>
> Myślałam, że złapałaś już za pierwszym razem. Spodziewałam się, że
> zażądasz konkretów, ale niestety nie będę przeglądać wszystkich Twoich
> postów.

Ej, myślałam, że masz na myśli konkretne wypowiedzi, bo tak "w cały
świat" to mozna dowodzić swoich racji także co do istnienia
krasnoludków :-)


> Czytuję od czasu do czasu różne grupy, na których się pojawiasz,
> wiesz o tym dobrze, i taki mi się jawi Twój obraz - za bardzo chcesz
> wszystkich naginać do swojego modelu.

Nie mam takiej mocy i powtarzałam to już wielokrotnie. Natomiast to
moja odmienność (jestem w mniejszości) i jej demonstrowanie (o tak!
demonstruję, a nie naginam) spotyka się z agresją, najczęściej zresztą
oskarżana jestem o chęć wpływu.
Śmieszne to, bo jak niby miałabym drogą internetową czy inną,
przekonać do czegokolwiek kogokolwiek? Nie mam zdolności
hipnotycznych. Więc niech się żadna pani nie boi, że po przeczytaniu
moich wywodów zapadnie w sen hipnotyczny, nagle rzuci pracę i obudzi
się z ręką w nocniku, bez środków do zycia :-DDD


> > Samouwielbienie (jak zwykle) twierdzę, że kiedy ja coś komuś wytykam,
> > mam pod ręką przykład na poparcie swych zarzutów :-)
>
> Pamiętam choćby Twoje dyskusje z pracującymi matkami, które próbowałaś
> przekonać, że kobieta tylko w domu powinna się realizować.

Chciałam do czegoś przekonać kogoś? - pisałam "rzućcie pracę"? Chyba
trochę przesadzasz.
Chciałam pokazać "kobietom sukcesu", że TEŻ jestem jedną z nich, jak
mówią o mnie agresywnie: "siedząc w domu", "przy garach", a na ich
próby dziobania (nazwanie mnie kurą domową) reagowałam zdecydowanie,
budząc tym oczywiście (jak zwykle) dalszą agresję ze strony
"businesswomen" :-)
Ich agresja spowodowana była jedynie tym, że MNIE śmie odpowiadać
jedynie MÓJ model, a nie ich, i że uważam jedynie ten za zgodny z
powołaniem, z całą biologią kobiety.
Co w tym poglądzie jest niesłuszne? Podeprzesz się może legendą o
Amazonkach?
;-P

> Ten motyw
> zresztą pojawia się w Twoich postach od czasu do czasu.

Motyw kobiety szczęśliwej - cały czas, i to w określonym (moim)
celu :-)

>
> Twoje samouwielbienie powinno być nieźle odżywione tym, że ktoś tak
> uważnie Cię czytuje ;-).

"Ktoś"? - ba, większość!!!
:-)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


40. Data: 2008-05-04 21:49:12

Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: i...@g...pl szukaj wiadomości tego autora

On 4 Maj, 19:52, "michal" <6...@g...pl> wrote:
> Użytkownik Ikselka wrote:

> > (...) To sprawia, że czasem nawet już wbrew swej woli czuję się
> > uprzywilejowana i mam dość tego uczucia... cóż, tak jest co krok, co
> > krok, kiedy spotykam ludzi z klapkami na oczach.
>
> Samouwielbienie wbrew swojej woli? To jakaś nowa kategoria. Bardzo
> ciekawe... ;)

Uprzywilejowanie. Czyżbyś nie rozróżniał pojęć? Co, klapki zadziałały?
:-)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5 ... 10 ... 18


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Potwory newcasta
To fakt.
A może jakieś spotkanko? - maj'2008
współczesne dzieci
Rzeczy, o których nie chcecie widzieć

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »