Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
From: "michal" <6...@g...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Date: Fri, 2 May 2008 01:25:57 +0200
Organization: "Portal Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl"
Lines: 187
Message-ID: <fvdjho$gj6$1@inews.gazeta.pl>
References: <129mrvug1n4y6$.szrn6r1q24mh.dlg@40tude.net>
<fv9t5n$lni$1@inews.gazeta.pl>
<1...@4...net>
<fvatpl$253$1@inews.gazeta.pl>
<f...@4...net>
NNTP-Posting-Host: nat-mi2-1.aster.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="iso-8859-2"; reply-type=original
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: inews.gazeta.pl 1209684344 16998 212.76.37.190 (1 May 2008 23:25:44 GMT)
X-Complaints-To: u...@a...pl
NNTP-Posting-Date: Thu, 1 May 2008 23:25:44 +0000 (UTC)
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.3198
X-Priority: 3
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.3138
X-User: 6michal9
X-MSMail-Priority: Normal
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:400958
Ukryj nagłówki
Ikselka wrote:
>> Ikselka wrote:
>>>>> Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
>>>>> Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień
>>>>> konstruktywnych (nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na
>>>>> wszystko) względem własnej osoby (nie tylko ciała). Czyli
>>>>> oczywiście, jak pisał Michał, szacunek dla samego siebie też, ale
>>>>> i pozytywny emocjonalny i fizyczny (tak tak!) stosunek do siebie,
>>>>> który wynika z uznawania właściwych zasad i wzorców, które
>>>>> uznajemy, że spełniliśmy, lub przynajmniej są one naszym celem i
>>>>> chcemy w tym kierunku siebie zmieniać.
>>>> Stosując niewłaciwe wzorce i zasady wcale nie musimy zmieniać
>>>> pozytywnego stosunku do siebie. Projekcja i racjonalizacja nam w
>>>> tym skutecznie pomogą.
>>> Pewnie tak. Dlatego ważne jest, aby mieć właściwy, stały punkt
>>> odniesienia - może nim być wiara, albo po prostu umiejętność
>>> identyfikacji dobra.
>> Problem w tej umiejętnośći. Jeśli za wzór przyjmiemy przykładowo
>> miłość do miłości samego siebie, to przy tak fałszywym założeniu
>> cała nasza praca będzie zmierzać w niewłaściwym kierunku. Egoizm
>> przede wszystkim! Kochajmy siebie! Patrzmy, jacy jesteśmy piękni,
>> powabni i cudowni! Czego się dotkniemy, wszystko nam wychodzi!
>> Bierzcie z nas przykład! To demagogia. Farsa. :D
> Powiedz mi, gdzie w moim ukochaniu siebie spotkałeś takie deklaracje?
> Ja tylko mówię, że jestem ZADOWOLONA z siebie, a moje JA, z którego
> jestem zadowolona, to tylko to, co mam FAKTYCZNIE, nie jakiś miraż.
> Skąd wniosek, że uważam się za seksbombę, najmądrzejszą na świecie i
> do rany przyłóż?
Zmieniasz teraz trochę melodię. To dobrze. Przynajmniej lepiej to brzmi.
Jestes zadowolona z siebie tylko wtedy, kiedy Ci się udaje. Zapewniam Cię,
że mnie też zdarza się cieszyć ze swojego sukcesu. Nawet małego sukcesiku.
> E, coś chyba dodajesz do mojego samouwielbienia, a nawet cały kosmos
> :-) Od razu widzę, że zadowolenie z siebie podobne mojemu jest np dla
> Ciebie niedostępne, bo dążysz do jakiegoś ideału, do którego i tak
> nie dotrzesz, a wtłoczone masz, że tylko wtedy mógłbyś być z siebie
> ZADOWOLONY. Okropność.
Nie do ideału. Do wyznaczonego celu. Szczęśliwy splot przypadków też jest
miły, ale najlepiej cieszy własny sukces.
Ta, mam wtłoczone, że jestem zadowolony z siebie, kiedy coś mi się udaje.
Nie wyznaczam sobie celu, który jest według mnie nierealny.
>>> Ale i to zbyt wiele, bo do zachowania minimum wystarczą prymitywne
>>> zdolności: odczuwanie bólu i umiejętność porównywania...
>> Co proszę? Odczuwanie bólu ma uczyć relacji z innymi? Wolne żarty? :)
> Nie.
> Odczuwanie bólu uczy człowieka cierpienia. I wtedy człowiek WIE
> DOKŁADNIE, jak mogą cierpieć inni.
> DZIWIĘ się, ze tego nie rozumiesz. To najprostsza prawda o życiu,
> wyniesiona już z życia płodowego.
Ale nie złapałem, do czego to odnosisz.
>>>>> Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA
>>>>> AKCEPTACJI SIEBIE :-)
>>>> Akceptacja akceptacji siebie, jest podobna do miłości do miłości
>>>> własnej. :)
>>> A co mi tam, może i tak, o ile skutkuje pozytywnie dla otoczenia ;-P
>> Mógłbym się teraz zabić, ale się śmieję... Śmiechotki jakiejś
>> dostałem. ;D Bo przecież staram się wykazać, że nie może to
>> skutkować pozytywnie dla otoczenia.
> Ręce mi opadają...
Też? ;D
...
>>>> A do czego taka postawa może doprowadzić? Bo jeśli to prawda, że
>>>> Twoje samouwielbienie (miłość do miłości własnej - to dobre
>>>> określenie, podoba mi się)
>>> Nie, to nie to samo.
>>>> powoduje brak akceptacji otoczenia
>>> ...powiedzmy fragmentów otoczenia, az tak źle nie jest.
>>>> - to wygląda na to, że jak już
>>>> wszyscy znajomi Ciebie poznają od tej strony, będziesz w końcu
>>>> osamotniona.
>>> Znajomi mnie znają, jak sama nazwa wskazuje :-)
>> Może jeszcze tak być, że Ty ich nie znasz, wiesz... choć sądzisz że
>> tak. :)
> Nie. Nie mam setek DOBRYCH znajomych, ci BLISCY przeszli (i ja wobec
> nich) wiele sprawdzianów, co też Ty mówisz?
> :-)
Weryfikujesz ich za pośrednictwem samouwielbienia?
...
>>>>> Co mi daje moja postawa?
>>>>> Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie
>>>>> tylko osoby nie akceptujące siebie ;-P
>>>>> Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
>>>>> ulotności.
>>>> Rzetelną kontrolę zmian zwykło się nazywać weryfikacją.
>>>> Konfrontowaniem podejmowanych decyzji z przyjętymi zasadami. Przy
>>>> weryfikacji swoich poczynań zalecałbym ostrą krytykę zamiast
>>>> zachwytu za wszelką cenę..
>>> Dlaczego za wszelką cenę? Skoro tę weryfikację przeprowadzić można
>>> znacznie wcześniej, a decyzje/poczynania wprowadzać w życie już po
>>> niej, tak jak jest w badaniach naukowych: najpierw następuje
>>> opracowanie teoretyczne, potem symulacja procesu, a potem dopiero
>>> właściwe działanie. Po tym już tylko można być zadowolonym. Żyję już
>>> na tyle długo, że mam bogaty bagaż doświadczeń, służących mi jako
>>> odpowiedniki symulacji. Bazuję na nich, nie muszę już się
>>> weryfikować przy każdej nowej decyzji/poglądzie/geście.
>> No to nie masz już co robić w kwestii rozwoju własnego. Gratuluję.
>> To już jest koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść. :)
> Ja jestem otwarta na NOWE doświadczenia. O tym nic nie było, co
> prawda, ale inteligentny czytelnik uważa to za oczywiste.
Nowe dośiadczenia bez weryfikacji starych?
Wiesz co? Nie bierz mnie pod inteligencję! ;D
>>>>> Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się
>>>>> starzeją, zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie
>>>>> :-)
>>>> To są Ci sami, co Ciebie nie akceptują?
>>>>> Jak z tym jest u Was?
>>>> Raczej odwrotnie. U mnie.
>>> Czyli co, wokół Ciebie ludzie są okropni, wcale się nie starzeją,
>>> nie zmieniają i nie brzydną, a Ty ich nie akceptujesz? Eeeee, coś
>>> chyba nie tak.
>> Tak bym to na prędce określił:
>> W ludziach widzę siebie. Oni są moim lustrem i jako lustro wcale mnie
>> oszczędzają. Staram się wciąż, ale im ciągle za mało.
> Nie nadążysz i tak. Jeśli chcesz zaspokoić wszystkich LUDZI, to nie
> dasz rady. Musiz sobie wybrać środowisko, otoczenie, i tylko JE
> starać się zaspokoić.
> Rozumiem, o co Ci chodzi, ale nie dopasujesz się do wszystkich.
Nie zamierzam. Nie zamierzam także naginać wszystkich do mnie. Właściwie
kogokolwiek nie zamierzam. Lubię jednak, jeśli ktoś się ze mna zgadza. A to
mi się zdarza. :)
Zaręczam Ci, że dopasowywanie się do ludzi daje o wiele więcj, niż stawianie
akceptacji siebie za warunek dobrych z nimi relacji.
>> I dziękuje im za to.
> Uważam, że wzystkim nie dasz rady ;-P
Z nikim nie walczę przecież. :)
>> Bez tego zwierciadła nie byłoby dla kogo się starać, a wtedy to już
>> byłby koniec. Nie byłoby nic. Byłbym wolny, tylko nie miałbym dokąd
>> iść.
> Ja się staram dla wybranych. Co nie oznacza egoizmu i kardynalnego
> zawężenia pola wyboru. Ale wybieram ludzi, którzy sa warci mnie i ja
> ich. Nie można pod to podciągnąć wszystkich.
No to ja robię to samo. Nie mogłaś tego od razu powiedzieć? :)
Róznica między nami polega widocznie na czymś innym. Na kryteriach doboru.
--
pozdrawiam
michał
|