Data: 2016-01-28 20:09:28
Temat: Re: Krytyka KOD
Od: Kviat <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2016-01-28 o 16:19, krys pisze:
> zdumiony wrote:
>
>> W dniu 28.01.2016 o 16:11, krys pisze:
>>> No, super jest. Garstka ludzi zapiernicza żeby utrzymywać hordy nierobów,
>>> którym "się należy".
>>
>> Jaka garstka? To większość zapiernicza by utrzymać garstkę nierobów
>
> Nierobów w ogóle sie nie powinno utrzymywac. Co to za tekst "za taka pensje
> to mi sie wstawać nie chce, zasiłku dostanę tyle samo?"
To nie jest takie czarno-białe.
Jasne, w społeczeństwie zawsze znajdzie się przykłady nierobów i to jest
oczywiste.
Ale tak naprawdę chodzi o interesy i ochronę zarówno "status quo"
bogatych (ogólnie zamożnych) jak i ich własnego bezpieczeństwa.
W ich własnym interesie jest podzielenie się "dobrami" z biednymi.
Z tymi, którzy pracować nie mogą (z przyczyn obiektywnych, o tym niżej),
no i przy okazji korzystają z tego także "prawdziwe nieroby".
Prawdziwe nieroby to margines i pozbycie się ich kompletnie nie ma
znaczenia, w sensie ogólnofinansowym.
Jak ktoś chce szerzej i ma czas i ochotę czytać, to wyjaśniam poniżej.
Nie wszyscy niepracujący to nieroby.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_%C5%
9Bwiata
od roku 1 n.e. potrzebne było aż 1500 lat na podwojenie ilości ludzi (do
500 mln.)
od 1820 wystarczyło ok. 200 lat na 7-krotne zwiększenie
(z 1 miliarda do 7 miliardów)
Rozwój technologiczny w pewien sposób rekompensuje nadwyżkę i do pewnego
momentu nadążał za tą nadwyżką (ludzie się przebranżawiali, można było z
jakimś tam prawdopodobieństwem odpowiednio wcześnie reagować zmieniając
kierunki kształcenia itp.).
Czyli najpierw z pokolenia na pokolenie (przez wiele pokoleń) sami
np. kowale. Później wnuk kowala zmienił branżę, potem syn już miał inny
zawód niż ojciec...
Ale rozwój technologiczny też pracę zabiera...
Obecnie w ciągu życia jednego człowieka przyrasta kilka miliardów ludzi,
a za rozwojem technologicznym to już w ogóle nikt nie nadąża.
Zanim ktoś skończy gimnazjum czy liceum powstaje ileś tam nowych
zawodów, a ileś tam zanika. Stąd (między innymi) często niesłuszne
wrażenie słabej jakości absolwentów, którzy szukają pracy. Uczyli ich
nie tego co trzeba (nikt nie jest jasnowidzem), w szkołach tkwiących w
sposobie nauczania rodem z XIX w.
Teraz ludzie w ciągu swojego życia kilkakrotnie zmieniają pracę, często
w różnych branżach. Kto jeszcze jako tako ogarnia to tempo, ten daje
sobie radę.
Ale część nie ogarnia i będzie ich coraz więcej.
Właśnie na taki gwałtowny przyrost ludności odpowiedzią był
(m.in.)"rozkwit" ubezpieczeń społecznych (mam namyśli podobne do
współczesnych, bo oczywiście istniały już dużo wcześniej) w czasie tzw.
rewolucji przemysłowej.
Średnio to pomogło, bo i tak skończyło się wojnami. Z jednej strony na
populistycznych hasłach do władzy dorwali się nacjonaliści, z drugiej
komuniści. Jedni i drudzy, przynajmniej teoretycznie, mieli na celu
poprawę sytuacji bezrobotnych i ogólnie biedoty uważając, że wystarczy
pozbyć się wszystkich bogatych (komuniści), albo że wystarczy
niewłaściwym bogatym (czyli obcym, ze szczególnym naciskiem na Żydów))
zabrać i potem ich ukarać, a resztę świata potraktować jak tanią siłę
roboczą lub wyrżnąć nierobów (czyli: obcych, kalekich itp.).
To tak w telegraficznym skrócie i mocno upraszczając.
Najszybciej problem zauważono w USA, gdzie podatki zostały podniesione
do kosmicznych stawek - czyli bogaci podzielili się z biednymi - i ten
właśnie okres przypada na czas największego ich rozwoju. No i dzięki
temu przy okazji (ja uważam, że to był główny cel, a rozwój ich
zaskoczył ;)) bogaci zachowali głowy (no może nie wszyscy, ale bez
porównania do Europy).
Po wojnie w Europie również mieli w pamięci niedawne wydarzenia, więc i
redystrybucja dóbr wyglądała inaczej niż przed wojnami, i nie chodzi tu
tylko o zasiłki czy ubezpieczenia społeczne. Do tego "zimna wojna" nie
ułatwiała sprawy, ale i nie dawała zapomnieć...)
Od lat 50-tych w USA zaczęto obniżać podatki i to był początek demontażu
i impuls (również dla Europy) do kolejnego wzrostu nadmiernych różnic
dochodowych. A że w Europie ludzie również mają krótką pamięć to i u nas
te różnice są coraz większe. (Z lokalnymi anomaliami, ale że świat się
skurczył dzięki rozwojowi techniki, to efekty widzimy m.in. w postaci
ogromnej fali imigrantów...).
(O Chinach w ogóle nie wspomnę, bo nie skończę pisać posta... :))
Najgorszą pamięć mają współcześni nacjonaliści i inni wszelkiej maści
-iści ekstremiści. Ich poziom umysłowy zbliżony jest do pojedynczej
komórki procesora, dlatego widzą świat zero-jedynkowo: rozstrzelać
nierobów albo siłą zabrać bogatym, albo rozstrzelać innowierców (czyli
nierobów, którzy przyszli po "nasze").
Znowu zyskują coraz większe poparcie, a w niektórych państwach już
dochodzą do władzy...
Historia niczego ich nie nauczyła... Bogacze zresztą też mają problemy z
pamięcią.
Tzw. "klasa polityczna" się pogubiła i myśli, że metody z początku XX w.
sprawdzą się obecnie: czyli jak lokalnie nałożą podatek na bank, to w
promieniu 300 km zakwitną bzy,a dookoła postawi się zasieki pod
napięciem i wszyscy będą szczęśliwi...
To mniej więcej tyle :)
Pozdrawiam
Piotr
|