Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule

Grupy

Szukaj w grupach

 

Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 36


« poprzedni wątek następny wątek »

21. Data: 2002-03-26 13:43:14

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: AWoj <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Zastanowiałem się nad praktycznym rozwiązaniem.

Popatrz realnie. Prawdopodobnie nie zdołacie nadrobić 2-3 lat zaległości
w 2 miesiące. W takim przypadku pozostaje Wam zgodnie z Waszymi
ambicjami załatwić dziecku mimo tego dobrą szkołę. W dzisiejszych
czasach wszystko można załatwić, a wiedza wcale nie jest najważniejsza.
Ale co dalej?
Rozwiązania są dwa. Albo ambicje chłopca zostaną rozbudzone i ucząc się
dniami i nocami dogoni w międzyczasie resztę, nadrobi braki i wyrówna
poziom, albo straci resztki poczucia własnej wartości określany przez
nauczycieli mianem nieuka i głąba, załamie się i sięgnie po np.
narkotyki, żeby nauka lepiej szła, a porażka tak nie bolała.
Nie wiem jak będzie, nie znam chłopca.
Tylko czy on będzie cenił taką szkołe, czy on będzie uczył się dla
siebie czy dla Was? Czy porzuc i sześć załatwionych prze Was szkół, bez
szacunku i dla szkoły i dla Was i dla Waszych poczynań...
Ja takich metod nie pochwalam, ale intuicyjne czuję, że Ty oczekiwałeś
takiej odpowiedzi. Bo ineego rozwiązania nie znajduję, żeby zaspokoić i
Wasze ambicje i wziąć pod uwagę realne możliwości i wiedzę chłopca...

Ty cały czas szukasz porady jak w ciągu dwóch miesięcy zrobić z niego
gwiazdę, któraby o własnych siłach zaspokoiła Wasze ambicje i nie
schodziła poniżej według Was dostępnemgo mu poziomu. Obalasz wszelkie
porady i nie chcesz spojrzeć realnie. To są tylko DWA miesiące. Tylko
geniusz z ogromną samomotywacją i samozaparciem podołałby takiemu zadaniu.

Moim zdaniem pozostawienie chłopca bez szkoły na 1 rok nie wchodzi w
grę, bo zupełnie straci kontakt z życiem szkolnym i zamiast się
rozwinąć, cofnie się. Są przecież szkoły, do których jeszcze we wrześniu
jest dodatkowy nabór z powodu wolnych miejsc. Rok - nawet w gorszej
szkole nie jest tragedią, a za rok może próbować jeszcze raz zgodnie z
Waszymi ambicjami. A przez ten rok popracujecie razem, nie tylko
naukowo. Zbliżycie się do siebie, wyjedziecie razem na narty,
pojeździcie na rolkach, zaprzyjaźnicie się ...A chłopiec będzie miał
czas do namysłu.

Życzę sukcesów i trzymam za Was kciuki

Pozdrawiam
Agnieszka




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


22. Data: 2002-03-26 13:47:27

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: AWoj <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

AWoj wrote:
> Zastanowiałem się

Sorry, miało być ,,zastanawiałam się"



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


23. Data: 2002-03-26 15:47:30

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: Jonasz <j...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Jerzy napisał(a):
>

> : zgodzil sie pojsc na egzamin i nie
> wyjsc przed koncem.
To taki żart, prawda?

>
> Agnieszka:
>
>>Czy zgodzicie się na jego wybór ...
>
> "Zjesc, wyspac sie, posuchac fajnej muzyki, poczta, gadu-gadu, forum SF."
Nie ma się co dziwić. No i jak, zgodzicie się na jego wybór?


> > Czy Wasze oczekiwania nie są zbyt wygórowane? Mam rozumieć, że przez dwa
> > miesiące chcesz, żeby chłopiec nadrobił zaległości z dwóch, trzech
> > lat....
>
> Nasze marzenia : matura + druga szansa za 3 lata albo dobry, "czysty" zawod
> z dyplomem technika. Dla chłopaka, ktorego poziom umysłowy specjalisci
> (prawdziwi, nie ci z poradni zawodowej) oceniają jako "wysoki"...
To częsty schemat: zdolny, ale leń. Lenie też dochodzą do niezłych
osiągnięć,
trzeba jednak, żeby naprawdę chcieli. Twoim celem teraz nie jest chyba
pobudzanie jego intelektu, tylko motywacji.

>
> >To więź rodzinna decyduje o tym czy autorytetem dla chłopca
> > będzie idol (...) Możesz starać się zostać takim idolem, wierzę,
> > że Ci się to uda, ale nie tak szybko (...) chłopiec szuka idoli
> > zastępczych, bo nie ma takiego żywego wzorca dookoła siebie.
Tu akurat się nie zgodzę, raczej nie przeskoczysz papierowego idola.
Trudno. Wystarczy, że chłopak wyjdzie na prostą, Tobie chyba nie jest
potrzbny jego podziw. Możesz licvzyć na szacunek, gdy nabierze dystansu.

> dzień za dniem coś nieuchwytnego, lecz bardzo istotnego umyka spomiędzy nas.
> Jakaś szansa, nadzieja.
To tylko objawy nadopiekuńczości.

>
> > Może dajcie chłopcu czas, może sam stwiedzi, że (...)
> > środowiskao z zawodówki mu nie odpowiada?
Szczerze protestuję, zawodówka to nie jest jakaś nieobliczalna dzicz.
To są po prostu nieco słabsi (z różnych przyczyn) ucznioowie.
Niektórzy są ociężali umysłowo inni pobudliwi, ale nie jest
tam tak źle. Większość naszego narodu to porządni ludzie
i z takimi też się spotka. Inna rzecz, że młodzi "nakręcają" jeden
drugiego
do wygłupów.

> Jego wybor nie dotyczy jednak srodowiska, tylko decyzji :
> walczyc o lepsze miejsce w świecie, czy nie ? Mam szanse, czy przegralem na
> starcie? Czy cena jaka trzeba zaplacic jest warta wysilku, czy poobijlam
> sobie glowę i na tym sie skończy.. Na dziś godzi sie ze wszystkimi
> konsekwencjami, poddając bez walki.
Akurat w tym możesz mu delikatnie pomóc, wprowadzając w życiowe
sprawy, takie jak samodzielne zakupy ubrania lub zarobienie paru
złotych.

> > Może
> > wychowanie czas zacząć? Ale nie spodziewaj się efektów od jutra...
> > Najpierw będzie bunt i będzie ciężko, zasady muszą jednak być, bo one
> > dają poczucie bezpieczeństwa...
ZASADY MUSZĄ BYĆ,
odpowiednio ustawione obowiązki dają poczucie własnej wartości.
Zdarza się, że 10 letnia dziewczyna prowadzi dom z 4 rodzeństwa
i jeszcze znajduje siły na bardzo dobre stopnie. Nie bój się
jakiegoś tam przeciążenia, tylkko poczucia bezradności.


> Bardzo łatwo mozemy wprowadzić w domu rezym i zainstalowac system wymagań i
> represji . A znacie to : "Olewaj System" ? Dzisiaj unikamy takich dzialań,
> nie słyszymy wobec nas takich określeń i prowadzimy ciężki, ale jednak -
> dialog. Czy zaryzykowałabys w tej sytuacji rozwiązanie siłowe, a takim w
> gruncie rzeczy będzie "reżym"?
Ja - tak, ale Ty nie powinieneś. Raczej Twoja TŻ.

> > Więc (...) co dalej? jeżeli położyć się i umrzeć to proszę
> > niech się położy. Po co jeść, po co spać, po co być?
> > A może właśnie pokazać mu, że warto? Pokaza"ć mu co można osiągnąć...
>
> Wszystko już było. Słuchając uważnie tekstów piosenek pop- i kontr- kultury
> traci sie wiarę, że jakiekowiek wartości z naszego świata mogą realnie
> zaistnieć w ich swiecie, a taki wlasnie kanon zyciowy prezentuje nam na
> codzień.
Oczywista rzecz, małe dzieci "sondują" jak bardzo można rozrabiać, a
duże,
na jak wiele można liczyć ze strony rodziców. I zdarzają się 30-latki
na utzymaniu rodziców.

> Chwilami zostaje tylko maleńki skrawek "ziemi niczyjej", na którym
> toczymy trudny dialog bez wartosciowania z gory poglądów jakiejkowiek ze
> stron.
Odbierasz sobie argumenty w imię humanitaryzmu.
Pozwól chłopcu zderzyć się z rzeczywistością,
odklej go od ogłupiającej elektroniki, sztucznego świata,
który już za 5 lat będzie tylko marginesem jego życia
(praca, pieluszki, zakupy, odwiedziny...).

>
> > Nie dziwię się, że chłopak tak się
> > zachowuje skoro wie, że cokolwiek uczyni to Wy będziecie go chronić
> > przed konsekwecjami! Nie pozwalacie mu dojrzewać! Dlaczego ma nie
> > doświadczyć tego szoku!!!! Może to właśnie on by go uleczył?

> > (...) wie, że nie on decyduje o swoim
> > życiu. Nie poniosi konsekwencji swoich czynów i nigdy nie dojrzeje.
> > Niech spróbuje co to znaczy nie mieć pracy, nie mieć pieniędzy itp czy
> > spróbować znaleźć ją samemu.
Może jeszcze nie teraz IMO.

>
> To trochę straszne co piszesz. Mam świadomość, ze moze być w dodatku
> prawdziwe. Czy jednak moj strach, o ktorym napisalem wyżej może mnie zwolnic
> z tego ruchu? W razie porażki (jego i tym samym naszej) nie będzie "drugiego
> seansu".
Nie chodzi o to by go "zdołować", ale zetknąć z ralną rzeczywistością.

Na początek proponuję zbieranie truskawek - dla niego niewątpliwie
praca mozolna i dziadowsko opłacana, ale są ludzie, którzy z tego żyją.
Później pojawią się maliny i czarna jagoda... Przy złej pogodzie mógłby
robić jakieś tłumaczenia, prace dyplomowe lub grafikę - rzeczy konkretne
i łatwe do wyceny. Zbliża się koniec roku szkolnego, uczniowie kończący
technika na gwałt drukują prace dyplomowe.
W tym momencie niezbędna jest Wasza pomoc, w tym roku i w przyszłym.
Choćbys miał dopłacać. Oczywiście tak, "żeby lewa ręka nie wiedziała, co
robi prawa".


Nie szarp się o tą czy tamtą szkolę. To można zacząć na nowo.
Oczywiście w żadnym razie nie możecie zgodzić się na roczny "urlop".
To działa strasznie demobilizująco.

>
> Jerzy

--
----
Jonasz

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


24. Data: 2002-03-27 09:30:14

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: "Loonie" <L...@n...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Jonasz" <j...@p...onet.pl> a écrit dans le message news:
3...@p...onet.pl...

> > > Może dajcie chłopcu czas, może sam stwiedzi, że (...)
> > > środowiskao z zawodówki mu nie odpowiada?
> Szczerze protestuję, zawodówka to nie jest jakaś nieobliczalna dzicz.
> To są po prostu nieco słabsi (z różnych przyczyn) ucznioowie.
> Niektórzy są ociężali umysłowo inni pobudliwi, ale nie jest
> tam tak źle. Większość naszego narodu to porządni ludzie
> i z takimi też się spotka. Inna rzecz, że młodzi "nakręcają" jeden
> drugiego do wygłupów.

A byłeś w zawodówce? A ile lat temu? :>>>
Teraz już nie jest tak jak kiedyś - znam to tylko z opowiadań, ale wizja nie
jest zachęcająca: wódka, papierosy, narkotyki, paserstwo i handel. Plus
bardzo mała tolerancja normalnych (w naszym sensie) uczniów. Plus
prześladowanie "innych" - coś prawie jak fala - mocniejsi rządzą słabszymi,
masz układy nie musisz się bać, nie masz - siedzisz cicho albo obrywasz.
Może to przykład skrajny, nie wiem. Ale przypuszczam, że raczej średnia
krajowa. To była samochodówka, o ile dobrze pamiętam.



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


25. Data: 2002-03-27 09:30:29

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: "Loonie" <L...@n...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Jonasz" <j...@p...onet.pl> a écrit dans le message news:
3...@p...onet.pl...

> > > Może dajcie chłopcu czas, może sam stwiedzi, że (...)
> > > środowiskao z zawodówki mu nie odpowiada?
> Szczerze protestuję, zawodówka to nie jest jakaś nieobliczalna dzicz.
> To są po prostu nieco słabsi (z różnych przyczyn) ucznioowie.
> Niektórzy są ociężali umysłowo inni pobudliwi, ale nie jest
> tam tak źle. Większość naszego narodu to porządni ludzie
> i z takimi też się spotka. Inna rzecz, że młodzi "nakręcają" jeden
> drugiego do wygłupów.

A byłeś w zawodówce? A ile lat temu? :>>>
Teraz już nie jest tak jak kiedyś - znam to tylko z opowiadań, ale wizja nie
jest zachęcająca: wódka, papierosy, narkotyki, paserstwo i handel. Plus
bardzo mała tolerancja normalnych (w naszym sensie) uczniów. Plus
prześladowanie "innych" - coś prawie jak fala - mocniejsi rządzą słabszymi,
masz układy nie musisz się bać, nie masz - siedzisz cicho albo obrywasz.
Może to przykład skrajny, nie wiem. Ale przypuszczam, że raczej średnia
krajowa. To była samochodówka, o ile dobrze pamiętam.
--
Pozdrowienia
Loonie
-----------------------------------------------
Nic to, byle nie myśleć - Elektrycerz kwarcowy
http://www.cybra.pl/erystyka.html




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


26. Data: 2002-03-27 09:59:35

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - po tygodniu
Od: "Ula Dynowska" <u...@a...net> szukaj wiadomości tego autora

>
> A byłeś w zawodówce? A ile lat temu? :>>>
> Teraz już nie jest tak jak kiedyś - znam to tylko z opowiadań, ale wizja
nie
> jest zachęcająca: wódka, papierosy, narkotyki, paserstwo i handel. Plus
> bardzo mała tolerancja normalnych (w naszym sensie) uczniów. Plus
> prześladowanie "innych" - coś prawie jak fala - mocniejsi rządzą
słabszymi,
> masz układy nie musisz się bać, nie masz - siedzisz cicho albo obrywasz.

Mój tata kilka lat temu prowadził w szkole budowlanej zajęcia w stolarni. I
z tego co opowiadał wynikało, że chłopcy w większości wcale jakimiś
degeneratami z natury nie byli, jesli potrafiło sie ich czymś zająć. Bo
jeśli przez pół roku szlifuje sie jedną deskę, a przez drugie pół przykleja
do niej drugą, to specjalnych efektów pedagogicznych nie można się
spodziewać. A z tatą robili znacznie ciekawsze przedmioty, a potem dostawali
za nie dobre oceny. I większości chciało sie pracować, przychodzić na
zajęcia i powstrzymywać od dowcipów. Tylko problem w tym, żeby nauczycielowi
się chciało :(

Pozdrawiam - Ula


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


27. Data: 2002-03-29 12:52:35

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - cd
Od: "Jerzy" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Serdeczne dzieki za te pare słów, ktore do mnie kierujecie. Wiem, ze to nie
jest ani fascynujący, ani dramatyczny w szerszym sensie watek i trudno
oczekiwac, ze znajdzie wytrwalych czytelników. Wiedzcie jednak, ze z
pewnoscia uwaznym czytelnikiem jestem ja i dla mnie Wasze przemyslenia
bardzo wiele znaczą.

Pare słów wyjasnień -

O ambicji :

Nie mogę zgodzić się, ze mamy wygórowane oczekiwania. Oboje z Kobietą Mojego
Zycia (KMŻ) mamy wyższe wykształcenie - znamy jego wartość i cenę, i myslę,
ze dajemy temu wyraz w rodzinie na codzień (ale bez nieświeżego dydaktyzmu i
namolności :-). W zasadzie chłopak akceptuje związany z tym system wartości,
ale w NASZYM świecie, choć już nie koniecznie w swoim, o którym zapewne
jeszcze niewiele wie, a więcej sobie wyobraża. Rzeczywiście lądowanie z
poziomu wyobrażeń o jego możliwościach, a stanem faktycznym było cokolwiek
ostre i raczej twarde. Rozumiem, że wykształcenie, jakie mamy nie jest
dostępne dla znacznej części społeczeństwa, w którym żyjemy, dla ludzi z
którymi spotykamy się na codzień. Nie jest dostępne z wielu przyczyn, często
niezależnych od nich samych. To są ci wszyscy "żołnierze" handlu
detalicznego, usług bytowych, linii produkcyjnych. Wielu z nich znamy,
szanujemy za osiągnięcia na miarę możliwości, kulturę na miarę ich środowisk
i wychowania, z wieloma łączą nas towarzyskie kontakty.

Niezależnie od powyższego uważam, że pewne trendy i zjawiska skali masowej
mogą przekładać się na jednostkowe sytuacje i wybory w życiu naszych
najbliższych. I tak, pomimo, że są wyjątki, to jednak zostawiając sprawy
własnem biegowi, szybciej można spodziewać się u absolwenta zawodówki
kłopotów z pracą, samorozwojem, pozytywnym otoczeniem emocjonalnym. A to
wszystko stanowi o jakości życia, która choć subiektywna w ocenie poddaje
się jednak ogólnemu wartościowaniu (pomijając środowiska, w których pracują
tylko "frajerzy", a największa przyjemność ma seksualny charakter). Swiadomi
tego wszystkiego chcemy dać chłopcu szansę. Wyboru dokona i tak sam. Pytanie
tylko - jak można coś komuś ofiarować - nasz wysiłek, wnioski z życiowego
doświadczenia - czego on sam nie chce przyjąć...

Jak napisałem wcześniej - nie mysłimy o szkołach z Miedzynarodową Maturą,
trzema jezykami, indywidualnym tokiem nauczania, olimpiadami dla co drugiego
z uczniów, nagrodami Ministra Edukacji, własnym basenem, szkółką jeździecką
i obozami letnimi w Tunezji. Wiedzieliśmy takie szkoły i wbrew powszechnym
mniemaniom, nie koniecznie wiążą się nierozerwalnie z wyścigiem szczurów. Po
prostu - stanowią bliskie optymalnemy środowisko rozwoju dla młodych ludzi.
Ale wyłącznie dla tych - którzy chcą. Tam nie wchodzi w grę sprawdzanie, czy
odrobione są lekcje, uzupełniony materiał po nieobecnościach, na ile
zaawansowana jest praca semestralna - bo to wszystko jest oczywiste, że
uczeń realizauje świadomie z własnej woli. Chcemy dla niego szkoły, która da
mu perspektywę samodzielnego życia z materialnym zabezpieczeniem - technikum
z dobrym zawodem lub liceum z szansą na praktyczne studia, kiedy może
zdecyduje sie na to w przyszłości. Mamy świadomość czym jest środowisko
zawodówek. Dla tych, którzy nie doceniają moich obaw polecam gorąco film
"Cześć Tereska" lub spędzenie kilku godzin na jedym z tych podwórek, od
których na codzień odwracamy głowę, przechodząc obok. Zastanawialiśmy się,
czy nie byłoby najlepszym z najgorszych zostawienie go w trzeciej klasie na
jeszcze rok - obawiam się, że wystarczyłoby kilka niepotrzebnych słów z
naszej strony, aby załamał się i sam to zrobił "na złość babci".

Co do liceów, które robią nabór we wrześniu - znam absolwentów takich szkół.
Po dwóch, trzech latach pracy zaczynają na gwałt robić licencjaty, widząc,
jak niewiele rózni ich matura od tych, którzy jej nie mają. Ale także i te
licencjaty - to często "papierowe" minimum w dzisiejszej rzeczywistości.
Słowem - dla mnie - to ścieżka edukacji pełna złudzeń i bolesnych
rozczarowań, okupiona często duzum wysiłkiem, także finansowym.

W końcu - obawiam się, że trudno utrzymać bliską więź, wspólnotę w rodzinie,
której członkowie żyją, przynajmniej w dużej cześci w innych światach. A o
tym, że są to inne światy pisałem wyżej, a dla sceptyków polecam
konfrontację "Dwóch Światów" z ich własnym.


O zasadach i reżymie :

Zapewne należy się zgodzić, że nasza dzisiejsza sytuacja ma swoje źródła co
najmniej kilka lat temu. Samotna matka wychowująca syna musi być kimś więcej
niż matką i ojcem zarazem. Musi chronić dom przed zagrożeniami zewnętrznymi,
stwarzać możliwości, które zniwelują skutki pamięci o ojcu, który nie może
już być wzorem. Dlatego w przeciwieństwie do rodzin pełnych, mam zacznie
więcej wyrozumiałości dla nadopiekuńczych samotnych matek. Co nie znaczy, że
pozytywnie oceniam skutki takiego wychowaia, ale też nie potrafię
powiedzieć, jak ja zachowywałbym się na ich miejscu.
Z licznych sygnałów płynących z Waszych rad, lektur specjalistycznych,
rozmów z osobami posiadającymi podobne do moich doświadczenia, także na
gruncie zawodu pedagoga -
wynika, że jasne, konkretne wymagania i konsekwencja w ich egzekwowaniu jest
kluczem do rozwiązania naszego problemu. Tymczasem ja ciągle nie jestem
przekonany. Wciąż w wyobraźni widzę uginającą się pod naciskiem trzcinę,
jaką w gruncie rzeczy jest w tym wieku młody człowiek Presja wymagań rośnie,
pojawia się kolejne pozytywne reakcje, najpierw jednostkowe, potem już
stałe.Trudy życia wzmacniają i prowadzą do owocnego rozwoju... To wariant
optymistyczny. A pesymistyczny? Załamanie wiary we własne siły (chłopca, nie
mówimy tutaj o naszym!), zanurzenie w głąb życiowego wiru, poddanie bez
walki. Ucieczki - najpierw te wewętrzne, potem fizyczne w poszukiwaniu tych,
którzy potrafią kochać bezwarunkowo i żyć na miarę subiektywnych możliości
...

O "ćwiczeniach z życia" :

Stosowaliśmy już wychowanie przez pracę. Tylko sami powiedzcie, jakie z
rozrywek i marzeń nastolatka można zaspokoić za 100 zł miesięcznie, a trudno
zmuszać go do pracy po kilka godzin dziennie. Bardzo dobrze rozumiem zasadę
życia z narkomanem (zero pieniędzy, załatwiania, ochrony przed prawem,
kłamstw "w imieniu"), ale przecież mówimy o sytuacji bardzo odległej od
takiej własnie. On moze zrezygnować z przyjemności, zminimalizować swoje
uzależnienie od naszej dobrej woli do ustawowego wymiaru opieki. Tylko, ze
dalej będzemy w tym samym miejscu problemu, a dla niego świat przeniesie się
poza rodziny dom i szkołę - miedzy podwórka blokowisk, do młodzieżowych
klubów i ciągłego myślenia o pieniądzach na "własne zycie". Jałowość życia w
takiej perspektywnie po prostu mnie przeraża.

O zyciu na froncie w czasie rozejmu :

Czasem jest u nas jak na froncie I wojny swiatowej w czasie długich miesięcy
wojny pozycyjnej : wspólne słuchanie kolęd (teraz: oglądanie telewizji z
żywymi komentarzami), odwiedziny w okopach przeciwnika (teraz : oglądanie
jego "skarbów" i "fetyszy" pop-kultury, słuchanie jego muzyki albo wspólna
wieczorna gra towarzyska). W końcu jego zgodna na pójscie na egzamin była
także wyrazem wzajemnego starania o wspólny cel. Lecz kiedy indziej mamy
trzaskanie drzwiami, emigrację wewnętrzna przy wspólnym stole, beznadziejne
"nie bo nie" na próby rzeczowej dyskusji. Co warto podtrzymywać i za jaką
cenę... ?

O nadzieji :

Jonasz napisał : "> Nie szarp się o tą czy tamtą szkolę. To można zacząć na
nowo."
Z perspektywy kogoś z zewnątrz, a nawet i własnego wieku pewnie łatwo to
powiedzieć, choć wcale nie jestem pewien, czy ja zdobyłbym się na taką drugą
życiową rundę. Czy naprawdę te najbliższe miesiące nie są decydujące o
bardzo wielu aspektach jego i całej naszej radziny przyszłości?


Dzisiaj rozpisałem się dużo, choć mam świadomość, że to bardziej felieton
niż dialog z Wami. A ja po prostu dalej nie wiem co robić. Nie chcę czekać
za założonymi rękami "co los przyniesie". Diagnozowanie problemu z pewnością
jest cenne, ale dla nas to samo życie - ne wystarcza już tylko opis, szukamy
wniosków i rozwiązań.

A może rzeczywiście jest tak :

"Dzieci nie są waszą własnością,
Są synami i córkami samej mocy Życia.
Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami,
I chociaż mieszkają z wami, do was nie należą.
Możecie dać im swoją miłość, lecz nie wasze idee.
Ponieważ one mają własne idee.
Możecie dać dom ich ciałom, ale nie ich duszom,
Ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
Którego wy nie możecie odwiedzić nawet we śnie.
Możecie się wysilać, by stać się takimi jak one,
Lecz nie możecie żądać, by one upodobniły się do was.
Albowiem życie nigdy się nie cofa,
Ani nie zatrzymuje się na dniu wczorajszym. "

(Kahlil Gibran.)

[Dla nowych, gotowych pomóc, dwa słowa o co chodzi :
15 letni syn KMŻ rozpoczął "wojnę domową" na kilka tygodni przed egzaminami
do licemu. Możliwości intelektualne na poziomie ocen 4. Chęć wykazania
wysiłku - zero. Odmowa nauki, brak wiary w zdolność zdania do liceum,
matury, życia poza horyzont najbliższych dwóch - trzech lat. Odmowa
wspołpracy z domem - na wszystkich frontach. Ale ciągle mamy jeszcze jakiś
kontakt ze sobą - chcę go wykorzystać, aby uchronić nas wszsytkich przed złą
przyszłością]

Pozdrawiam wszystkich - światecznie i mam nadzieję, że ciepło także za
oknem.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


28. Data: 2002-03-29 14:26:45

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - cd
Od: AWoj <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

W zasadzie chłopak akceptuje związany z tym system wartości,

Zastanów się co znaczy to co napisałeś powyżej? W czym to się przejawia?
Czy w tym, że nie mówi głupia mama i konsumuje dobra uzyskane dzięki
wyższemu wykształceniu mamusi? Moim zdaniem, gdyby rzeczzzzzzywiście
akceptował to starałby się za wszelką cenę zbliżyć do tego poziomu...


> ale w NASZYM świecie, choć już nie koniecznie w swoim, o którym zapewne
> jeszcze niewiele wie, a więcej sobie wyobraża.

Chyba to jest właśnie atut młodości, że ktoś sobie coś wyobraża, bo
potem to już złudzenia pryskają ... A Ty skąd wiesz w jakim świecie
przyjdzie jemu żyć?



I tak, pomimo, że są wyjątki, to jednak zostawiając sprawy
> własnem biegowi, szybciej można spodziewać się u absolwenta zawodówki
> kłopotów z pracą, samorozwojem, pozytywnym otoczeniem emocjonalnym. A to
> wszystko stanowi o jakości życia, która choć subiektywna w ocenie poddaje
> się jednak ogólnemu wartościowaniu (pomijając środowiska, w których pracują
> tylko "frajerzy", a największa przyjemność ma seksualny charakter). Swiadomi
> tego wszystkiego chcemy dać chłopcu szansę.

Tak dać mu szansę nauczyć się za niego i pójść za niego na egzaminy.


Wyboru dokona i tak sam. Pytanie
> tylko - jak można coś komuś ofiarować - nasz wysiłek, wnioski z życiowego
> doświadczenia - czego on sam nie chce przyjąć...


Jeszcze raz Ci powtarzam, że na tym polegają uroki młodości. Bunt, bunt
i jeszcze raz bunt. A jeżeli będziesz coś chciał zdziałać na siłe, to
raczej oczekuj efektów odwrotnych do spodziewanych. Pozostaje tylko taka
przebiegła metoda lisa, żeby zaintersowany się nie zorientował ...

> Co do liceów, które robią nabór we wrześniu - znam absolwentów takich szkół.

Czy wszystkich? Ja napisałam, że np. na rok mógłby pójść tam, żeby nie
tracić kontaku z nauką, a po roku wspólnego wysiłku i pracy mógłby w
pełni wiedzy i sił zaspokajać Wasze ambicje. Nie naśmiewam się tutaj, bo
ja tak samo mam wysokie w stosunku do mojego dziecka, ale głową muru nie
przebijesz i musisz pogodzić się z tym, że w życiu nie zawsze będzie tak
jak Ty to sobie zaplanujesz i zamarzysz.


> Po dwóch, trzech latach pracy zaczynają na gwałt robić licencjaty, widząc,
> jak niewiele rózni ich matura od tych, którzy jej nie mają. Ale także i te
> licencjaty - to często "papierowe" minimum w dzisiejszej rzeczywistości.

Ja np. mam MBA i też uważam, że jest papierowy, choć od A do Z
zawdzięczam go włsnej pracy. A dlaczego? Bo rzeczywistość szkolna nie
spełniła moich oczekiwań, a jak się ma rodzinę to już na samokształcenie
tak dużo czasu nie ma. I co Ty na to ? Jak się ma chęci, zainteresowania
i pasje to i w gorszej szkole możesz być geniuszem. Ale jak nie ma tego
co powyżej to i Oxford Ci nie pomoże ...


> Słowem - dla mnie - to ścieżka edukacji pełna złudzeń i bolesnych
> rozczarowań, okupiona często duzum wysiłkiem, także finansowym.


I w tym momencie widzę, że chciałbyś przeżyć życie za niego. Najlepiej
wyłącz chłopaka, bo TY wiesz najlepeij, a jego wola, decyzje i odczucia
tylko Ci przeszkadzają w sprawnym nim kierowaniu.... Wcale się z nim nie
liczysz, bo Ty wiesz najlepiej...


>
> W końcu - obawiam się, że trudno utrzymać bliską więź, wspólnotę w rodzinie,
> której członkowie żyją, przynajmniej w dużej cześci w innych światach. A o
> tym, że są to inne światy pisałem wyżej, a dla sceptyków polecam
> konfrontację "Dwóch Światów" z ich własnym.

Czyli podumowując, pasierb wykształcony, który spełnia Twoje ambicje i
oczekiwania jest ok, a zawodówki nie jest ok. Bo ludzie dzielą się na
dwa światy. Tych z wyższym wykształceniem - lepszych i tych bez wyższego
wykształecia - gorszych.Żadnych punktów stycznych, żadnych płaszczyzn
porozumienia. Chciałam się jedank podzielić z Tobą moim doświadczeniem
życiowym. Obcowałam ze snobami i utytułowanymi bufonami, którzy swoje
osiągnięcia niekoniecznie zawdzięczali własnej pracy, tylko tzw.
szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, i z ludzmi prostymi, którzy nie
zaznali takiego szczęśliwego zbiegu okoliczności, ale wszystko
zawdzięczają własnej pracy. Wybrałam tych drugich. Ty możesz skierować
chłopca do jedenej z tych grup, ale gwarancji Ci nie daję, że jego wybór
będzie taki sam. Nie wiem czy jesteście wyznawcami tych samych wartości
życiowych.

>
>

> Z licznych sygnałów płynących z Waszych rad, lektur specjalistycznych,
> rozmów z osobami posiadającymi podobne do moich doświadczenia, także na
> gruncie zawodu pedagoga -
> wynika, że jasne, konkretne wymagania i konsekwencja w ich egzekwowaniu jest
> kluczem do rozwiązania naszego problemu.

W 100% potwierdzam i jeszcze raz wielokrotnie to podkreślam. Ale to nie
Twoja rola, tylko matki.



Tymczasem ja ciągle nie jestem
> przekonany.

To może popróbujcie w praktyce. Czas ucieka i dziła na Waszą niekorzyść.


Wciąż w wyobraźni widzę uginającą się pod naciskiem trzcinę,
> jaką w gruncie rzeczy jest w tym wieku młody człowiek Presja wymagań rośnie,
> pojawia się kolejne pozytywne reakcje, najpierw jednostkowe, potem już
> stałe.Trudy życia wzmacniają i prowadzą do owocnego rozwoju... To wariant
> optymistyczny. A pesymistyczny? Załamanie wiary we własne siły (chłopca, nie
> mówimy tutaj o naszym!), zanurzenie w głąb życiowego wiru, poddanie bez
> walki. Ucieczki - najpierw te wewętrzne, potem fizyczne w poszukiwaniu tych,
> którzy potrafią kochać bezwarunkowo i żyć na miarę subiektywnych możliości
> ...

Nigdy się o tym nie przekonasz jak nie sprawdzisz.W groncie rzeczy nie
znasz tego chłopca, tak jak i zapewne on jeszcze nie zna sam siebie i
zobaczysz, że może on jeszcze sam siebie zadziwić. Ale skoro Wy nie
jesteście przekonani, on widzi Waszą niepewność i z pewnością nie daje
mu to poczucia bezpieczeństwa i czuje się w grucie rzeczy nijjak. A
nawet w strachu. Oni tyle żyją na tym świecie i nie wiedzą co mają ze
mną zrobić, więc nie ma szans żebym ja sobie poradził... Więcej
zdecydowania i pewności siebie ...


>
> O "ćwiczeniach z życia" :
>
> Stosowaliśmy już wychowanie przez pracę. Tylko sami powiedzcie, jakie z
> rozrywek i marzeń nastolatka można zaspokoić za 100 zł miesięcznie, a trudno
> zmuszać go do pracy po kilka godzin dziennie. Bardzo dobrze rozumiem zasadę
> życia z narkomanem (zero pieniędzy, załatwiania, ochrony przed prawem,
> kłamstw "w imieniu"), ale przecież mówimy o sytuacji bardzo odległej od
> takiej własnie. On moze zrezygnować z przyjemności, zminimalizować swoje
> uzależnienie od naszej dobrej woli do ustawowego wymiaru opieki. Tylko, ze
> dalej będzemy w tym samym miejscu problemu, a dla niego świat przeniesie się
> poza rodziny dom i szkołę - miedzy podwórka blokowisk, do młodzieżowych
> klubów i ciągłego myślenia o pieniądzach na "własne zycie". Jałowość życia w
> takiej perspektywnie po prostu mnie przeraża.

A jakieś hobby, pasja? Bez tego życie każdego człowieka jest puste...
Ale to nie Ty masz mu je wybrać, to musi być jego wybór, a Waszym
zadaniem jest go w tym wspierać... Może rolki, rower, tenis.... Chłopcom
w okresie dojrzewania ruch bardzo dobrze robi ...


> Czasem jest u nas jak na froncie I wojny swiatowej w czasie długich miesięcy
> wojny pozycyjnej : wspólne słuchanie kolęd (teraz: oglądanie telewizji z
> żywymi komentarzami), odwiedziny w okopach przeciwnika (teraz : oglądanie
> jego "skarbów" i "fetyszy" pop-kultury, słuchanie jego muzyki albo wspólna
> wieczorna gra towarzyska). W końcu jego zgodna na pójscie na egzamin była
> także wyrazem wzajemnego starania o wspólny cel. Lecz kiedy indziej mamy
> trzaskanie drzwiami, emigrację wewnętrzna przy wspólnym stole, beznadziejne
> "nie bo nie" na próby rzeczowej dyskusji. Co warto podtrzymywać i za jaką
> cenę... ?

Wszystko to warto. Ale musi i Wam to dawać przyjemność, bo taka sztuka
dla sztuki zostanie przez młodego człowieka bardzo szybko zdemaskowana i
poczuje się oszukany. Wyczuje podstę, że Wasze dziłania są tylko po to,
żeby go do czegoś zmusić ....Ale jak widzę cierpliowości brakuje komuś....


> Z perspektywy kogoś z zewnątrz, a nawet i własnego wieku pewnie łatwo to
> powiedzieć, choć wcale nie jestem pewien, czy ja zdobyłbym się na taką drugą
> życiową rundę. Czy naprawdę te najbliższe miesiące nie są decydujące o
> bardzo wielu aspektach jego i całej naszej radziny przyszłości?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Przypomnij sobie jak wygląda z perspektywy
czasu Twoja pierwsza dwója, a jakim przeżyciem była dla Ciebie, gdy ją
dostałeś. Tak samo jest i np. z oblaną maturą. Dla mojego kolegi to była
tragedia, ale zdał za rok, a teraz już o tym nawet nie pamięta. Na nic
to nie wpłynęło w dłuższej perspektywie czasu.

A ja po prostu dalej nie wiem co robić.

Za dużo byś chciał. Więcej powinna się zaangażować matak. Ona zan
chłopca od urodzenia. Jak włoży więcej wysiłku to coś wymyśli. Mówię Ci
to jako matka. A, że kobiety są przebiegłe... Przecież najbardziej
przebiegłości i intuicji tu potrzeba... Trzeba tak zbajerować i podejść
tego młodego człowieka, żeby się nie zorientował i zaczął chcieć ...

> "Dzieci nie są waszą własnością,
> Są synami i córkami samej mocy Życia.
> Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami,
> I chociaż mieszkają z wami, do was nie należą.
> Możecie dać im swoją miłość, lecz nie wasze idee.
> Ponieważ one mają własne idee.
> Możecie dać dom ich ciałom, ale nie ich duszom,
> Ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
> Którego wy nie możecie odwiedzić nawet we śnie.
> Możecie się wysilać, by stać się takimi jak one,
> Lecz nie możecie żądać, by one upodobniły się do was.
> Albowiem życie nigdy się nie cofa,
> Ani nie zatrzymuje się na dniu wczorajszym. "
>
> (Kahlil Gibran.)

I tu masz przecież odpowiedz na swoje wątpliwości.

Szkoda tylko, że tak ładnie i pracowicie to przepisałeś, zamisat się w
to wczytać i próbować zrozumieć, zastosować w życiu....

Mam wrażenie, że Twoją pasją jest rozkładnaie problemu na czynniki
pierwsze po to ... by nie zrobić nic. Po prostu jesteś mało zdecydowany
i bierny. Sam boisz się życia. Wolisz o nim mówić niż nim żyć, boisz się
ryzyka. Bez zgwarancji ani kroku... I chłopiec to widzi. I też się boi.
I też nie wie co robić.Żeby znaleźć dobrą metodę trzeba coś robić,
popróbować, czasami coś zepsuć, czasami zawrócić w pół drogi i poszukać
innej ...


Wesołych Świąt

Agnieszka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


29. Data: 2002-03-29 19:07:09

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - cd
Od: k...@k...net (Katarzyna Kulpa) szukaj wiadomości tego autora

od pewnego czasu przygladam sie tej dyskusji, i IMHO najlepsze, co
dotychczas w niej padlo, zostalo napisane powyzej przez Agnieszke.

chce poprzec to, co napisala Agnieszka. bardzo dobrze pamietam swoje
rozterki, problemy i wybory z czasu, gdy bylam nastolatka. moze to troche
ostro zabrzmi, ale najmniej mi wtedy bylo potrzebne zalamywanie nade mna rak
ze strachu i zgrozy, a najwiecej - zaufanie i wiara, ze poradze sobie i
wybiore wlasciwa droge dla siebie. czy mi sie udalo? nie wiem, bo zycie
jeszcze trwa...

uwazam, ze bardzo wazny jest ponizszy fragment:

[...]
: i bierny. Sam boisz się życia. Wolisz o nim mówić niż nim żyć, boisz się
: ryzyka. Bez zgwarancji ani kroku... I chłopiec to widzi. I też się boi.
: I też nie wie co robić.
: Żeby znaleźć dobrą metodę trzeba coś robić,
: popróbować, czasami coś zepsuć, czasami zawrócić w pół drogi i poszukać
: innej ...

kasica
--
"he that breaks the thing to find out what it is has left the path of
wisdom"

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


30. Data: 2002-03-30 02:40:04

Temat: Re: Kryzys rodzinny z 15 latkiem - cd
Od: "didziak" <d...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Napisała Perełka moja, AWoj <a...@p...onet.pl>, odpisuję zatem
co następuje:

| Żeby znaleźć dobrą metodę trzeba coś robić,
| popróbować, czasami coś zepsuć, czasami zawrócić w pół drogi i
poszukać
| innej ...

Chyba pisałem już tutaj, że jesteś rewelacyjna. Powtórzę się.
JESTEŚ REWELACYJNA :-)


Pozdrawiam jajecznie,
didziak ;-)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ] . 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

moje dziecko i jego tatus :-( (dlugie)
Pozegnanie -(bardzo dlugie - sorry)
SKARBNIK2 prowadzenie budżetu domowego
pomocy
Re: Rozwód???

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »