Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not
-for-mail
From: "Dorota ***" <d...@W...op.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: Kryzys w małżeństwie i dziwne propozycje żony.
Date: Wed, 2 Apr 2008 23:29:57 +0200
Organization: Onet.pl
Lines: 41
Message-ID: <ft0tsi$jeg$1@news.onet.pl>
References: <ft09hi$ehg$1@news.onet.pl> <7...@n...onet.pl>
NNTP-Posting-Host: debica-nat.mtnet.com.pl
X-Trace: news.onet.pl 1207171794 19920 213.199.194.5 (2 Apr 2008 21:29:54 GMT)
X-Complaints-To: u...@n...onet.pl
NNTP-Posting-Date: Wed, 2 Apr 2008 21:29:54 +0000 (UTC)
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.3198
X-Sender: dBRCahSgaO3jJxdwrYn7pA==
X-RFC2646: Format=Flowed; Original
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.3138
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:95535
Ukryj nagłówki
>
> nie. na pewno to musi byc to. Musialas inaczej napisac...
>
:-)
>>Ale że dziecinada, to się zgadzam. W
>> pewnym momencie po prostu przestało mi zależeć na tym związku.
>
> tego nie umiem zrozumiec.
> i.
Bo nie byłaś nigdy w takiej sytuacji. Dla mnie tez nieodzywanie się do kogoś
bliskiego zawsze stanowiło dowód niedojrzałości i dziecinności danej osoby
(takie dziecięce obrażanie się jakby). No i w pewnym momencie do mnie
doszło, że w zasadzie moja druga połowa i tak nie dostrzega, czy ja jestem,
czy nie (psychicznie), czy mówię , czy milczę. Postanowiłam pół dnia się
nie odzywać. Zdziwiona przedłużyłam czas o dzień, potem następny... Gdzieś
po tygodniu wpadłam w stan, który był mieszaniną wszystkich uczuć, pozwól,
że nie będę o tym mówić, zresztą to wątek pchojnac i jego sprawy tu powinny
być na topie :-). W każdym razie, wszystko przeciągnęło się do 4 miesięcy -
mój TZ nawet nie zauważył, że ja się do niego nie odzywam, rozumiesz teraz?
On tak się mną przejmował, że nie_zauważył, że żona_się_do niego_nie_odzywa,
że coś jest nie tak.
Wiem, że zamiast milczeć, powinnam była rozmawiać, rozwiązywać problemy,
mówić , co mnie boli itd.itd.Problem w tym, że zawsze do tej pory tak
właśnie robiłam: rozwiązywanie problemów było na mojej głowie (a mieliśmy
ich trochę), mąż zawsze był bierny - ale zawsze udawało mi się jakoś dojść
do ładu. Tyle, że ja się nie nadaję do opiekowania się dorosłym facetem i
podejmowania ryzyka, wszystkich decyzji za obie osoby, do zajmowania się
wszyskim (od "co na obiad" do "sprawdzić oferty kredytowe w rożnych bankach
i podjąć decyzję"), za to bardzo chciałam, by to mąż mną się opiekował,
roztoczył taki parasol nad nami, dbał, nawet rozpieszczał itd. Choć jestem
wielka gabarytowo, zawsze chciałam mieć silnego (fizycznie i psychicznie)
chłopa ;-), który byłby dla mnie podporą.
Wiesz, pozytywny skutek tego wszystkiego jest np. taki, że po raz pierwszy
od 11 lat dostałam "za nic" kwiatka. I kilka innych, poważniejszych rzeczy,
też wróciło do stanu "sprzed ślubu".
D.
|