Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Miłość - śmierć

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Miłość - śmierć

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2000-09-03 16:18:01

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Eva" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Marcin Jaruszewicz <l...@p...mini.pw.edu.pl> w wiadomości
do grup dyskusyjnych napisał:8orhka$jhp$...@n...tpi.pl...
> tak uwaza Steel:
> > A czy milosc moze byc dlugoletnia? Tego nie wiem, wiem natomiast ze
> > istniejejaca milosc moze byc czyms najwspanialszym(acz kolwiek
> > krotkotrwalym).
> "Milosc" kiedy jest, sprawia wrazenie, ze nigdy sie nie skonczy. A jednak
> czesto sie konczy. Wiec albo nie trwa wiecznie, albo to nie byla Milosc.

I o to mi chodzilo.
Czy jest to stan mozliwy do osiagniecia miedzy kobieta i mezczyzna
w rzeczywistosci, czy tylko nasze marzenie/pragnienie?
Zauwaz, ze napisalam WZAJEMNA i DLUGOLETNIA (bo wieczna
brzmi moze zbyt patetycznie).

Nie mam na mysli milosci, ktora przechodzi w przyzwyczjenie
i pozostawanie z soba z powodu braku odwagi by szukac dalej,
braku perspektyw, lub z poczucia obowiazku .

Nie mam tez na mysli pozostawania razem z powodu wspolnych dzieci
i wspolnego majatku ani tez bezpiecznego domowego ciepelka.
Oczywiscie upraszczam, ale celowo.

Czy wobec tego milosc jako "roztapianie sie w sobie dusz" i prawdziwe
szczescie jest naprawde mozliwa na dlugo/na zawsze?
Dlatego napisalam o zaprogramowaniu przez literature/kulture/kosciol.
Nie wiem tego, nie twierdze, ze tak jest i dlatego rzucilam to pytanie.

Bo jesli nie to - do licha - przeprogramujmy siebie i nasze dzieci
i przestanmy cierpiec, gdy konczy sie WZAJEMNA fascynacja!

A wiec czy prawdziwa milosc to abstrakcja?


> Ciezko szukac swiadka wiecznej milosci, bo wszyscy powinni byc martwi.
> Dlatego chyba czesciej slyszy sie o tym, ze cos sie skonczylo.
> Wierze, ze Milosc jest czyms najwspanialszym i dlugotrwalym.

Wierzysz i ja chce w to wierzyc.
Ale tego chyba nie musimy przyjmowac "na wiare"?

Pozdrawiam, Eva



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2000-09-03 18:50:44

Temat: Odp: Miłość - śmierć
Od: "DeStroyer" <z...@p...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Eva <e...@p...onet.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:8ottq1$jd$...@n...tpi.pl...

> A wiec czy prawdziwa milosc to abstrakcja?

Jakze slaba ma sile slowo "milosc", skoro
zeby podkreslic ze o to Ci wlasnie chodzi
musisz dodac przymiotnik "prawdziwa"...

JGrabowski



--
Nie klikaj! Możesz dostawać SMS-y! http://rubikon.pl/rubikon/oferta/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-03 21:07:37

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Marcin Jaruszewicz" <l...@p...mini.pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

Eva :
> Nie mam na mysli milosci, ktora przechodzi w przyzwyczjenie
> i pozostawanie z soba z powodu braku odwagi by szukac dalej,
> braku perspektyw, lub z poczucia obowiazku .
>
> Nie mam tez na mysli pozostawania razem z powodu wspolnych dzieci
> i wspolnego majatku ani tez bezpiecznego domowego ciepelka.
> Oczywiscie upraszczam, ale celowo.

Slowa sa zawsze uproszczeniem, ale nie mamy nic lepszego.
To co teraz napisalas dzieje sie bardzo czesto. I jest tak dlatego, ze
zabraklo milosci a za duzo bylo pospiechu i, delikatnie mowiac,
nieprzemyslanych decyzji. Swoja droga zyjemy coraz dluzej, ale jednoczesnie
coraz bardziej sie spieszymy. Nie jestem pewien czy czasem "relatywnie"
nasze zycie nie jest krotsze.

>
> Czy wobec tego milosc jako "roztapianie sie w sobie dusz" i prawdziwe
> szczescie jest naprawde mozliwa na dlugo/na zawsze?
> Dlatego napisalam o zaprogramowaniu przez literature/kulture/kosciol.
> Nie wiem tego, nie twierdze, ze tak jest i dlatego rzucilam to pytanie.
>
> Bo jesli nie to - do licha - przeprogramujmy siebie i nasze dzieci
> i przestanmy cierpiec, gdy konczy sie WZAJEMNA fascynacja!

O to MI chodzilo. Wzajemna fasynacja to zdecydowanie nie milosc. Jesli
fascynacja jest bez tego szczegolnego stanu milosci, to musi sie skonczyc.
Dlatego nie powinnismy sie zalamywac (specjalnie nie pisze, ze nie
powinnismy cierpiec), bo to tylko przygotowanie do czegos tak wielkiego jak
milosc. Trzeba kilka razy wyrznac nosem w snieg zanim nauczy sie jezdzic na
nartach. Chyba potrzeba wiecej wyrzniec przed miloscia. Analogia nie jest
zbyt dobra (teraz to pomyslalem), bo milosci sie nie uczy. Celowo napisalem
o przygotowaniu. Mysle, ze ona przychodzi, kiedy powinnismy byc (a moze
"jestesmy") gotowi. I juz zostaje.

> Wierzysz i ja chce w to wierzyc.
> Ale tego chyba nie musimy przyjmowac "na wiare"?

A to niby dlaczego.
Nie wszystko da sie udowodnic i ja sie z tego ciesze. Chcialabys przejsc
przez zycie wedlug algorytmu, zbioru definicji i regul. Nuda i malo tworcze.
Ten temat jest bardzo trudny lub wrecz beznadziejny, bo probujemy
zdefiniowac cos co moim zdaniem nie ma defincji. Jak widac z biegu dyskusji
toczy sie ona w kierunku Boga. Mysle, ze istnieje scisla zaleznosc: jesli
milosc jest abstrakcyjna to Bog tez.

pozdrawiam,
marcin


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-03 21:50:51

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: Mariusz Maciag <m...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Marcin Jaruszewicz wrote:
>


> O to MI chodzilo. Wzajemna fasynacja to zdecydowanie nie milosc. Jesli
> fascynacja jest bez tego szczegolnego stanu milosci, to musi sie skonczyc.
> Dlatego nie powinnismy sie zalamywac (specjalnie nie pisze, ze nie
> powinnismy cierpiec), bo to tylko przygotowanie do czegos tak wielkiego jak
> milosc. Trzeba kilka razy wyrznac nosem w snieg zanim nauczy sie jezdzic na
> nartach. Chyba potrzeba wiecej wyrzniec przed miloscia. Analogia nie jest
> zbyt dobra (teraz to pomyslalem), bo milosci sie nie uczy. Celowo napisalem
> o przygotowaniu. Mysle, ze ona przychodzi, kiedy powinnismy byc (a moze
> "jestesmy") gotowi. I juz zostaj

Z wlasnego ( niestety) doswiadczenia wiem,
ze fascynacja inna osoba moze bardzo pozytywnie
wplynac na MILOSC.
Niestety widzi sie to dopiero pozniej...

A co do upadania na snieg. to czy
pierwsza milosc moze byc TA ???
Pomijam pierwsza fascynacje...

Mariusz Maciag

--
-----------------------Linux user - 179053--------
- "Tak tylko myślałem..." Kubuś Puchatek -
- Mariusz Maciag m...@p...onet.pl-

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-04 12:02:21

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Eva" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Marcin Jaruszewicz <l...@p...mini.pw.edu.pl> w wiadomości
do grup dyskusyjnych napisał:8ouegt$o21$...@n...tpi.pl...

> Slowa sa zawsze uproszczeniem, ale nie mamy nic lepszego.
> To co teraz napisalas dzieje sie bardzo czesto. I jest tak dlatego, ze
> zabraklo milosci a za duzo bylo pospiechu i, delikatnie mowiac,
> nieprzemyslanych decyzji.

Zgadzam sie. I niestety wiele nieodwracalnych.
Mnostwo takich widze wokol i nie tylko wokol:)))
Dlatego chcialoby sie ostrzec innych, by nie wiazali sie na zawsze.
"Potem...Potem to juz jest muzeum."( Leszek Dlugosz)

> >
> > Czy wobec tego milosc jako "roztapianie sie w sobie dusz" i prawdziwe
> > szczescie jest naprawde mozliwa na dlugo/na zawsze?
> > Dlatego napisalam o zaprogramowaniu przez literature/kulture/kosciol.
> > Nie wiem tego, nie twierdze, ze tak jest i dlatego rzucilam to pytanie.
> >
> > Bo jesli nie to - do licha - przeprogramujmy siebie i nasze dzieci
> > i przestanmy cierpiec, gdy konczy sie WZAJEMNA fascynacja!
>
> O to MI chodzilo. Wzajemna fasynacja to zdecydowanie nie milosc. Jesli
> fascynacja jest bez tego szczegolnego stanu milosci, to musi sie skonczyc.
> Dlatego nie powinnismy sie zalamywac (specjalnie nie pisze, ze nie
> powinnismy cierpiec), bo to tylko przygotowanie do czegos tak wielkiego
jak
> milosc. Trzeba kilka razy wyrznac nosem w snieg zanim nauczy sie jezdzic
na
> nartach. Chyba potrzeba wiecej wyrzniec przed miloscia.

Uhmmm....zwlaszcza iles tam lat po slubie....-:(

>> > Wierzysz i ja chce w to wierzyc.
> > Ale tego chyba nie musimy przyjmowac "na wiare"?
>
> A to niby dlaczego.
> Nie wszystko da sie udowodnic i ja sie z tego ciesze. Chcialabys przejsc
> przez zycie wedlug algorytmu, zbioru definicji i regul. Nuda i malo
tworcze.

Oj, doswiadczenia sa tak bardzo tworcze, ze az chce sie wyc!
A nadzieja? No coz, jesli istnieja nastepne wcielenia...

> Ten temat jest bardzo trudny lub wrecz beznadziejny, bo probujemy
> zdefiniowac cos co moim zdaniem nie ma defincji.

No jednak chcialoby sie wiedziec, ze wierzymy w cos, co ma szanse
na tej ziemi sie zdarzyc, dlatego pytam o doswiadczenia innych ludzi.
Zeby nie gonic za mirazami i nie stac w miejscu.
Czyz filozofia i psychologia nie powinny zajmowac sie tym, co najwazniejsze?
A wtedy wszystko inne juz logicznie sie uklada.

Ktos mi powiedzial, ze najwazniejsze sa pytania zadawane sobie.
To prawda, jednak po co ksiazki, listy dyskusyjne i w ogole
jakis dialog?
Jestem, wiec mysle. Mysle, wiec jestem.
Czuje, wiec pytam, co Wy czujecie.
Nie chce siedziec i wpatrywac sie w sciane.
To czasem prowadzi do oswiecenia, ale..
rownie czesto do depresji.
Pozdrawiam
Eva
>
> pozdrawiam,
> marcin
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-05 21:26:00

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: PLen <p...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Marcin Jaruszewicz napisał(a):
> /.../ nartach. Chyba potrzeba wiecej wyrzniec przed miloscia. Analogia >nie jest
zbyt dobra (teraz to pomyslalem), bo milosci sie nie uczy. >Celowo napisalem o
przygotowaniu. Mysle, ze ona przychodzi, kiedy >powinnismy byc (a moze "jestesmy")
gotowi. I juz zostaje.

Czyli jednak sie uczymy (zbierajac doswiadczenia, obserwacje,
ksztaltujac siebie, etc.)

> Mysle, ze istnieje scisla zaleznosc:
> jesli milosc jest abstrakcyjna to Bog tez.

Sam powiedzial "ja jestem Miloscia..." (to z ktorejs ewangelii ;-))

----------------------------------
p...@p...com
----------------------------------


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-06 15:45:52

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Sepulchrave" <l...@k...net.pl> szukaj wiadomości tego autora

Czy pozwolicie Evo i Marcinie, że dodam swe trzy grosze?
Rzecz dotknęła "doświadczeń" a w tym względzie nie muszę,
mam nadzieję, legitymować się licencją filozofa...

Eva wrote in message ...
[...]
> Oj, doswiadczenia sa tak bardzo tworcze, ze az chce sie wyc!
> A nadzieja? No coz, jesli istnieja nastepne wcielenia...

Niestety, niewiele ze starych doświadczeń pozostaje w nowych wcieleniach...
wiem coś o tym, choć wyjaśnić tego nie potrafię. Z reguły popełnia się
te same błędy, o ile to są błędy... I o ile starcza "pamięci" aby stwierdzić,
że są te same... W tym wymiarze wszystko staje się względne...

> > > Dlatego napisalam o zaprogramowaniu przez literature/kulture/kosciol.
> > > Nie wiem tego, nie twierdze, ze tak jest i dlatego rzucilam to pytanie.
> > > Bo jesli nie to - do licha - przeprogramujmy siebie i nasze dzieci
> > > i przestanmy cierpiec, gdy konczy sie WZAJEMNA fascynacja!

A czy nie jest tak, że wszystko, co nas programuje jest wynikiem pogoni
za faktami narzucanymi bezwzględnie i bez pytania kogokolwiek, przez Naturę?
Jest próbą udomowienia przykrych prawd, że nie jesteśmy dla Natury niczym
innym, jak tylko "nosicielami" niewyobrażalnych dla nas pierwiastków
niepojętej misji? A jeśli tak jest właśnie to - do licha - zweryfikujmy programy,
a gdy dopracujemy się nowych i stwierdzimy, że dają nam one szansę na mniej cierpień,
przestańmy cierpieć, gdy skończy się wzajemna "fascynacja" czy też to,
co w swych niepoprawnych, acz wyuczonych tęsknotach nazywamy miłością...

W tym miejscu Marcin pisze:
[...]
> > Trzeba kilka razy wyrznac nosem w snieg zanim nauczy sie jezdzić na
> > nartach. Chyba potrzeba wiecej wyrzniec przed miloscia.

I tu właśnie występuje największa kolizja miedzy "wymogami" Natury, a "programem
człowieka". Ta pierwsza, uruchamia swoje mechanizmy bez oglądania się na dojrzałość,
doświadczenia, a w szczególności zaplecze społeczne jednostek. Pierwsze uczucia
pojawiają
się dość wcześnie i prawdę mówiąc, są dość bezbronne wobec tego, co je faktycznie
otacza.
Gdy dochodzi do sprzęgnięcia ich z "programami człowieka", w ogromnej części
sprzężenia te są skuteczne jedynie na krótką metę... pozostawiając za sobą tabuny
cierpień.
Pytanie, czy Naturę zadowala taka skuteczność, jest jak najbardziej na miejscu.
A odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca.
I jak na dłoni widać konflikt...
Nasze programy są wbrew Naturze! Lub nie do końca z Nią zgodne.
Przynajmniej w tej części, która Naturę interesuje już jakby mniej,
czyli w czasie, gdy nam mijają naturalne "fascynacje"...

Problemy widzę dwa.
1. "Program" (literatura/kultura/kosciol) był pisany od zarania ludzkości i nikt nie
jest
w stanie zmienić go w jednym pokoleniu (a nawet w jednym tysiącleciu). Chyba, że
posiada moc stworzenia sobie i swemu otoczeniu indywidualnego toku życia (programu).
2. Nie mając dostępu do własnych doświadczeń w poprzednich wcieleniach, nikt nie
jest w stanie stwierdzić, czy nowo napisany program będzie per saldo mniej bolesny...

To jednak nie wyklucza odważnym eksperymentowania...

> No jednak chcialoby sie wiedziec, ze wierzymy w cos, co ma szanse
> na tej ziemi sie zdarzyc, dlatego pytam o doswiadczenia innych ludzi.
> Zeby nie gonic za mirazami i nie stac w miejscu.

Wszelkie doświadczenia opierają się na mnogości indywidualnych szczegółów.
Są na tyle uzależnione od okoliczności, że nawet w życiu tej samej jednostki
nie mogą powtórzyć się dwa razy. Dlatego... jak najbardziej, trzeba pytać
o doświadczenia innych... ale przydatność ich w naszym życiu jest co najmniej
niejednoznaczna - i na pewno nie polega na jakimkolwiek kopiowaniu.
Najlepiej chyba gonić jednak za mirażami i nie stać w miejscu, gdyż tylko
RUCH daje nadzieję.

[...]
> Jestem, wiec mysle. Mysle, wiec jestem.
> Czuje, wiec pytam, co Wy czujecie.
> Nie chce siedziec i wpatrywac sie w sciane.
> To czasem prowadzi do oswiecenia, ale..
> rownie czesto do depresji.
> Pozdrawiam
> Eva

Cytuję i podpisuję się, z radością....

pozdrawiam
Sepulchrave
~~~~~~~~~




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-06 22:55:16

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Eva" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Sepulchrave <l...@k...net.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:8p5q68$o91$...@n...tpi.pl...
> Czy pozwolicie Evo i Marcinie, że dodam swe trzy grosze?
>(.....)
> Wszelkie doświadczenia opierają się na mnogości indywidualnych szczegółów.
> Są na tyle uzależnione od okoliczności, że nawet w życiu tej samej
jednostki
> nie mogą powtórzyć się dwa razy. Dlatego... jak najbardziej, trzeba pytać
> o doświadczenia innych... ale przydatność ich w naszym życiu jest co
najmniej
> niejednoznaczna - i na pewno nie polega na jakimkolwiek kopiowaniu.
> Najlepiej chyba gonić jednak za mirażami i nie stać w miejscu, gdyż tylko
> RUCH daje nadzieję.
>
> pozdrawiam
> Sepulchrave
> ~~~~~~~~~
Masz racje.
Natura zaklada nam rozowe okulary i to jest piekne.
Szkoda, ze zanim to zrobi, ktos madry nie dorzuci do tej barwy
(w sposob przekonywujacy dla mlodego rozumu) nieco eleganckiej szarosci.
Co za posrednictwem swego postu chcialam uczynic i w czym mi pomogles.
Dziekuje i pozdrawiam
Eva




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-07 16:34:29

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "dr Prunesquallor" <b...@p...sos.com.pl> szukaj wiadomości tego autora


Lord Sepulchrave łaskaw był napisać :

> (Czy) wszystko, co nas programuje jest wynikiem pogoni za faktami
> narzucanymi bezwzględnie i bez pytania kogokolwiek, przez Naturę?
> Jest próbą udomowienia przykrych prawd, że nie jesteśmy dla Natury niczym
> innym, jak tylko "nosicielami" niewyobrażalnych dla nas pierwiastków
> niepojętej misji?

Znaki zapytania oznaczają niepewność w opiniach - znak skromności...
Kłaniam się nisko Panie Hrabio :).

Jeśli chodzi o meritum, powiem, że nasza ziemska interpretacja faktów
zupełnie nie interesuje samej Natury (dla mnie - Boga). Realizuje Ona (On)
własny program, który na zawsze pozostanie dla nas zagadką. Sugerują
to nasze obserwacje i twierdzenia definiujące pojęcie nieskończoności
zarówno w odniesieniu do miar Wszechświata jak i cech Boga. One to
bowiem w zderzeniu z długością ludzkiego życia, są właśnie abstrakcyjnie
nieskończone. Lub odwrotnie - to życie jednostki jest praktycznie
nieskończenie krótkie w zderzeniu z planami Boga.

Z jednej strony niepokoi nas zatem, cóż takiego chce z nami uczynić Bóg
- z nami jako continuum rodzaju ludzkiego, lub jeszcze szerzej - wszelkiej
materii ożywionej? Do czego jesteśmy Mu potrzebni? Jaka to wspaniała
misja jest niesiona poprzez tysiąclecia przez nasze komórki i myśli?
Dopatrujemy się w tym obecności zagadki, gdyż ten sam Wielki Nauczyciel
wskazał nam na absolutną celowość swego działania. Nic w działaniu Boga
nie jest przypadkowe - nawet eksperymentowanie wpisane jest w
Wielki_Plan_Rozwoju (dążenia ku doskonałości).

Z drugiej strony nasza skromna egzystencja, zamknięta w jakże ciasnych
kilkudziesięciu latach życia, wyraźnie domaga się własnych, "przyziemnych"
motywacji, napędów, celów, misji - do spełnienia we własnym wymiarze
czasowym. Jedynym wzorcem jaki wydaje się dla nas istnieć jest
Boski WPR (patrz wyżej) i kierunek w nim zawarty. Ale dostrzeżenie tego
nie jest ani proste ani oczywiste. Nie mówiąc o realizacji.

Pewne jest natomiast, że Boga nie interesuje to, co uczynimy z własnym życiem.
Jeśli popełnimy zbyt dużo błędów, znikniemy po prostu bezproduktywnie
i bez śladu. Jeśli natomiast przyłożymy swe starania do linii
Wielkiego_Planu_Rozwoju, mamy szansę na inny rodzaj przetrwania...

> I tu właśnie występuje największa kolizja miedzy "wymogami" Natury, a "programem
> człowieka". Ta pierwsza, uruchamia swoje mechanizmy bez oglądania się na
dojrzałość,
> doświadczenia, a w szczególności zaplecze społeczne jednostek. (...)

Oczywiście. Jeśli z jakiś powodów, nazwijmy to 'losowych', następuje
większe zakłócenie w realizacji WPR, program zostaje spowolniony,
ale nie zmienia swego kierunku. Nadal jego kierunkiem jest Rozwój
(dążenie do doskonałości), i to bezwzględnie "po trupach" tych, którzy
popełnili błędy, lub na swe nieszczęście, znaleźli się na drodze kataklizmów
(wypadków losowych).

> Nasze programy są wbrew Naturze! Lub nie do końca z Nią zgodne.
> Przynajmniej w tej części, która Naturę interesuje już jakby mniej,
> czyli w czasie, gdy nam mijają naturalne "fascynacje"...

A ja zaryzykuję tezę, że nasze programy "nieświadomie" dążą do
współbieżności z WPR. Zamysł Boga został nam przedstawiony przez
Jego Pierwszego Przedstawiciela na Ziemi i wpisany we wszystkie
religie świata w postaci mniej lub bardziej zgodnych ze sobą reguł.
Najprościej reguły te wyrażane są poprzez Miłość i poszanowanie
dla drugiego człowieka.
Natomiast śmierć jest chyba zjawiskiem zupełnie nie interesującym Boga.
To uzależnienie człowieka od potrzeby bezpieczeństwa oraz poczucia
sensu istnienia aż do końca fizycznego życia, nakazało ludziom stworzyć
własną część programu dotyczącą śmierci.

> pozdrawiam
> Sepulchrave


Serdeczności
dr Prune, Alfred zresztą...
Gormenghast, 7 września 2000
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~






› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-09-07 19:40:06

Temat: Re: Miłość - śmierć
Od: "Marcin Jaruszewicz" <l...@a...net> szukaj wiadomości tego autora

dr Prunesquallor
> Pewne jest natomiast, że Boga nie interesuje to, co uczynimy z własnym
zyciem.
> Jeśli popełnimy zbyt dużo błędów, znikniemy po prostu bezproduktywnie
> i bez śladu. Jeśli natomiast przyłożymy swe starania do linii
> Wielkiego_Planu_Rozwoju, mamy szansę na inny rodzaj przetrwania...

Nawet myslac "po ludzku", jesli ktos ma plan, to chce aby byl on
zrealizowany lub przynajmniej realizowany. Dlaczego ma Go to nie
interesowac?
Slowo "pewne" nie nadaje sie do nieweryfikowalnych tez a wszczegolnosci do
wszystkich powyzszych.
pozdrawiam,
marcin


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Do czego jestesmy Mu potrzebni?
Klaps
pracownik a psycholog - długie
Odp: Samotność - jak z nią skończyć?
Ojejekujejkujejku !

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »