Data: 2004-05-28 06:30:20
Temat: Re: Napady gniewy przy dziecku ...
Od: "redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Pyzol" <n...@s...ca> napisał w wiadomości
news:2hn6ihFeb1s4U1@uni-berlin.de...
>
> "redart" <r...@o...pl> wrote in message news:c954p7$6ri$1@news.onet.pl...
> > Mam do Ciebie tylko prośbę na boku: nawiązałaś do tych gumisi i różnych
> > takich spraw związanych z żywieniem dzieci. Masz może namiary na jakieś
> > dobre opracowania w tej kwestii, odpowiednio podparte autorytetami
> > naukowymi ?
> Mam, ale w Kanadzie i po angielsku, mysle jednak,ze ktos ci tutaj podrzuci
> blizsze ci tytuly.
Żona jest na angielski wykształcona (nauczycielka), więc luz. Ja też chyba sporo
jestem
w stanie skumać, jak nie to mi będzie tłumaczyć ...
> Ale - czyz trzeba az czytac ksiazke, aby wiedziec, ze slodycze sa
> niezdrowe?????
Dobre pytanie ! Dziwne, nie ? Mój ojciec jest z wykształcenia biochemik,
mama też kierunki przyrodnicze. No i u mnie w domu się po prostu na pewne
rzeczy zwracało uwagę. I to było oczywiste. I byłem święcie przekonany, że
to oczywiste.
A tu masz ... Trafiam po prostu na beton. Sytuacja z przedwczoraj: wracamy
z małą z rehabilitacji (sprawa mała, nieważne) a żona już wciąga świeżą
paczkę ciasteczek. Ja mówię: Mimi, może jednak nie wyciągaj tych ciastek ?
A teść wchodzi mi w słowo: ale w nich nie ma cukru, sam zobacz, nie są słodkie ...
Dalej nie dyskutowałem. Tym razem już nie. Tego dnia córa najadła się przed kolacją
ciastek, potem zagryzła kabanosikiem (jakąś taką ostrzejszą odmianą - peperoni,
czy coś), a na koniec żona próbowała jeszcze jej coś normalnego włożyć - chlebek
z pomidorkiem. Żona uważa, że już nie ma różnicy, czy to ciastka, czy biały chleb,
więc daje ciastka.
Wczoraj ja ją karmiłem i daję jej chleb z żółtym serem i pomidorem (bo wydawało
mi się, że żona jej to daje i mała jadła). A mała się mnie pyta: co to jest ? I
wypluwa
mi pomidora. Ja sobie myślę: hmmm, coś jest nie tak (to nie był kaprys, na jej twarzy
odmalowało się autentyczne zdziwienie). Więc idę do żony i pytam: przecież Ty jej
dajesz
pomidora, ona nie chce mi go jeść. A żona: obrałeś jej ze skóry ? Ja: Tak.
Żona: Bo ja jej solę. Ja: a czy naprawdę musisz jej solić ? Może nie solić ?
A żona się poprawia: tzn. czasem solę, a czasem nie. Ale to jest zdrowe - to jest
sól morska, Japończycy ją jedzą i są zdrowi.
I tak to wygląda: żona po prostu ma kilka słabości związanych z żywieniem, na które
położyłem laskę, bo przecież nie będę dorosłej kobiety uczył. Tylko ona to
bezposrednio przekłada na dziecko: wszystko trzeba troszkę posolić, a jak dziecko
nie je to trzeba mu po prostu kupić coś dobrego (kabanosik pepperoni) i niech
sobie zagryza albo obiecać cukierka po kolacji. Oczywiście obietnice są u nas
dotrzymywane, nie wolno oszukiwać dziecka.
Co do soli: też już z tą solą drążyłem swego czasu temat. Tyle, że ja nie jestem
biochemikiem i nie potrafię precyzyjnie powiedzieć, dlaczego, co i jak. Natomiast
teściowa jest pediatrą, lekarzem więc jak ja tylko coś zaczynam opowiadać, że
"ostatnio czytałem, że naukowcy wyciągnęli na światło dzienne badania, z których
wynika, że nadmiar soli jest silnie związany z nadmiernym odkładaniem się
cholesterolu".
Nie wiem dokładnie o co chodzi, w każdym bądź razie na pewno sprzyja zatrzymywaniu
w organiźmie nadmiernych ilości wody, a potem przekłada się to także na tłuszcze,
chyba wręcz na ich zwiększoną syntezę w organiźmie.
A teściowa tylko strzyże uszami. A wszyscy z drwiącymi uśmieszkami słuchają, jak to
się
znowu niewykształcony zięć wymondrza i próbuje być mądrzejszy od lekarza. Co to
znowu za rewelacje do domu przynosi. A na koniec zawsze jeszcze żona mi przywali:
ale co ty, to może u dorosłych ma znaczenie, nie u dzieci. A ja mówię: misiu, ja
rozumiem,
ale tu nie chodzi nawet o to, co ona teraz je, ale o podstawowe nawyki, które się u
niej
teraz wyrabia. Wiem, że dzieci mają zwiekszone zapotrzebowanie na cholesterol.
Ale tu chodzi o psychikę, o nawyki, nałogi, o dyscyplinę.
Do tego moja żona czytuje dużo o jedzeniu i jej się wydaje że się żywi
zdrowo. No bo się ogólnie żywi zdrowo - tyle, że diabeł tkwi w szczegółach.
Kupuje dobreja jakości rzeczy, ciemny chleb je, ale ... prawie zero w tym
konsekwencji na dłuższą metę. Posolić, popieprzyć i zagryźć połową słoika
ogórków konserwowych.
Ufff... Znowu się rozpisałem. Mówię wam - frontów jest dziesięć, nie jeden.
Dlatego też, zrozumcie, kiedy się rozpalam do czerwoności, kiedy mi ktoś
mówi, że jestem głupi i jszcze mu się wydaje, że naprawdę mądrze gada.
Normalnie szlag mnie trafia. To mój konik, niestety.
> I nie nabzdyczaj sie, bo nie ma czego. Tycztom kazdemu kiedys przywalil -
> taka juz jego uroda - ale tak w ogole, to on t e z (sic!:) da sie lubic.
Tycztom mimo wszystko luz ... Coś tam na privie sobie rzucamy czasem.
Z nim to też osobna historia. Ja go lubię ! Ma cenne uwagi. Ale czasami
po prostu nie trafia zupełnie. Ucieka we własne fantazje. Jak my wszyscy.
Z tym żywieniem to chyba na inną grupę by trzeba ?
|