Data: 2008-07-26 05:46:34
Temat: Re: Nie tak straszne...
Od: Panslavista <p...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 24 Lip, 15:28, Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> ...jak by się wydawało?
> Być więźniem swego ciała.
>
> http://wyborcza.pl/1,75476,5480405,Mysla_wiec_zyja.h
tml
>
> "(...)Co myślą o swoim stanie?
>
> - Jeśli przybyli do nas już całkowicie sparaliżowani, nie potrafimy ich o
> to spytać. Ale ci, których w porę nauczyliśmy porozumiewać się, czują się w
> miarę normalnie. Może trudno w to uwierzyć, ale są zadowoleni z życia nie
> mniej niż ja czy pan. Oceniają jego jakość niewiele gorzej niż większość
> zdrowych, a na pewno lepiej niż ludzie dotknięci depresją.
>
> Za to zanim nastąpi paraliż, wszyscy, ale to wszyscy, deklarują, że chcą
> umrzeć. Uważają, że życie w wiecznym unieruchomieniu, ze sztucznym
> oddychaniem i odżywianiem, będzie potworne, nie do zniesienia.
>
> Potem zmieniają zdanie?
>
> - Odkrywają, że nie jest aż tak źle, jak oczekiwali, że życie może być
> wciąż miłe. Oczywiście, miewają depresje, czarne myśli, ale nie odbiega to
> od normy. Najważniejsze dla nich jest przyjazne otoczenie i troska ze
> strony bliskich.(...)"
>
> Muszę częściej odwiedzać sąsiada - po wypadku może tylko poruszać oczami i
> jedną rękoą trochę... ale bardzo chce żyć. I cieszy się, że żyje.
> Przed wypadkiem często nasze rodziny się kontaktowały. Potem - mniej. Bo
> niby jak - z jego strony jest to trudne.
> Choć żona go okradła i opuściła, kiedy został sparaliżowany, on żyje i
> czeka na odwiedziny syna - następuje to mw. 2 razy w roku. Ona zabrała
> pieniądze, dziecko i wyjechała do Anglii... To jest dla niego chyba większą
> tragedią, niż samo kalectwo!!!
Pomijając dziecko, to dobrze, że choć w takiej sytuacji okazało się,
że była GWno warta.
To jest podobne do mojej sytuacji, a ile ja jestem szczęśliwszy, mogem
rencyma i nogyma, a nawet dupą poruszać...
|