Data: 2002-10-23 08:43:14
Temat: Re: O dereniu raz jeszcze
Od: "Ewa Szczęśniak" <e...@b...uni.wroc.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Irek Zablocki" <i...@w...de> wrote in
news:ap3i9u$f1v$01$1@news.t-online.com:
> Ja zrobilem na suszonych sliwkach. Kolor ciemnobursztynowy, aromat
> wspanialy, az korci zeby sprobowac. Ale skoro mam cierpliwosc do
> wlasnej zony, to i na nalewke poczekam, niech sie razem starzeja. Jak
> na pierwsza juz patrzec nie bede mogl, to sie druga pocieszac bede.
My robimy na swiezych wegierkach, ale bardzo mocno dojrzalych - kolo ogonka
musza sie juz pomarszczyc, sa b. slodkie i oczywiscie nie moga miec szarki.
Tzn. robilismy, bo wegierka zostala w starym ogrodzie :-(
Jak powiem Kol. Malzonkowi, ze bede trzymac nalewki do czasu, az on sie
zestarzeje, to mi sie chlop zalamie. A jak mu powiem, kto podsunal pomysl,
to Cie chyba znielubi :-). Argument o pocieszaniu raczej na niego nie
podziala :-))
Tu male wyjasnienie - wiekszosc nalewek przygotowuje moj Tato, tzn. wybiera
owoc, dodatki i zalewa mniej lub bardziej wysokooktanowym plynem. Potem
trzesie, przelewa, belta itd - zalezy, co jest konieczne. Potem zlewa i
jest pierwsze kosztowanie i ocena - czy chowamy do mojego barku, czy do
jego. Jesli idzie do mojego, to Kol. Malzonek twierdzi, ze na przepadle, bo
w nim nawet galaktyka by przepadla. Ostatnio wyciagnelam wisniowke zlana w
1999 roku. Warto bylo czekac, ale jesli chodzi o cierpliwosc mojego Kol.
Malzonka to to sa progowe wartosci.
Pozdrowienia - Ewa Sz.
|