Data: 2002-07-04 11:48:47
Temat: Re: Ogród zagrożeniem dla środowiska?
Od: "Ewa Szczęśniak" <e...@b...uni.wroc.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Marek Leda" <l...@N...poczta.gazeta.pl> wrote in
news:ag1an3$qtq$1@news.gazeta.pl:
> scysje miedzy lesnikami (ktorych botanicy uwazaja za rzeznikow
> natury), a botanikami (ktorych lesnicy uwazaja za bande napuszonych
> glupkow)
Jak milo :-))). Ale ja nie uwazam lesnikow za rzeznikow, mimo ze jestem
botanikiem. Moze dlatego, ze moj dziadek byl lesniczym, stryj tez, i znam
to troche od innej strony? Mam tylko swiadomosc konsekwencji pewnych
dzialan.
> Brama Bolechowicka,
(ciach)
> Otoz miejsce to jest calkowicie zarosniete przez setki (!!) robinii,
> tworzacych tam samodzielna populacje. Wyglada to wrecz ohydnie. A skad
> tam sie to wzielo? Otoz z okolicznych ogrodow wiejskich, gdzie do dzis
> rosna najstarsze robinie w okolicy, niewatpliwie okazy mateczne tej
> samodzielnej juz obecnie populacji.
> W tym kontekscie pytanie skierowane do wlascicieli ogrodow o
> swiadomosc dalekosieznych skutkow ich nasadzen i stosunek do tychze
> skutkow (dobrze, zle, wszystko mi jedno) uwazam za zasadne.
Marku wyjasnijmy sobie jedno. Nikt nie sadzil robinii 200 lat temu ze zlymi
intencjami. Sadzono ja jako rosline ozdobna i miododajna. A na wsiach to
nawet odwrotnie. Nikt nie przypuszczal, co to moze wywolac - taki byl wtedy
stan wiedzy i juz. W tej chwili sadzimy duzo roznych rzeczy, wedlug naszej
wiedzy nie niszczymy natury - wiekszosc uprawianych gatunkow nie przetrwa
bez naszych staran. A ze w ktoryms byc moze drzemie demon i w sprzyjajacych
okolicznosciach zostanie uwolniony, to tego nie wiemy. Opracowywales
zadomawianie sie obcych gatunkow drzew i krzewow w Polsce, wiec powiedz
mi, ile z nich ucieklo z ogrodow i jaki procent wszystkich uprawianych
gatunkow, odmian itd. one stanowia? A ile zostalo wprowadzonych do lasow z
pelna premedytacja dla tzw. zysku?
W tej chwili grozniejsze jest niszczenie siedlisk, bo to moze wywolac
skutki nie do opanowania. Nie mozesz przeciez powiedziec, ze nie zaistnieja
okolicznosci, w ktorych jakis z naszych rodzimych gatunkow sie nagle nie
rozbuja. I co wtedy?
Przeciez jezeli przy sadzeniu kazdej rosliny bede czula ten ciezar
odpowiedzialnosci przed nastepnymi pokoleniami, swiadomosc zla, ktore moze
z tego wyniknac itd., to sie moge tylko zalamac. I to wszystko.
A potem przyjdzie nawiedzony tzw. ekolog i wysadzi 1000 cebulek
azjatyckiego sniedka albo amerykanskiej cebulicy, bo to ladne i trzeba
podnosic bioroznorodnosc... i bedzie swiecie przekonany, ze dziala dobrze
dla sprawy.
Nadal nie jestem przekonana, ze ogrodnicy to dobry adres.
Pozdrowienia - Ewa Sz.
PS. Ciekawa jestem, kto wyciagnie z wora nastepnego demona - to jest
dopiero temat na toczenie piany.
|