Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!news.ipartners.pl!news.internetia.pl!skynet
.be!skynet.be!newsfeed00.sul.t-online.de!newsfeed01.sul.t-online.de!t-online.de
!newsfeed.tpinternet.pl!atlantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "EvaTM" <e...@i...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: Optymistycznie:)(DŁUGIE!)
Date: Sun, 12 Oct 2003 19:34:16 +0200
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 209
Message-ID: <bmc3e0$3li$1@atlantis.news.tpi.pl>
References: <bm70q5$j58ki$1@ID-192479.news.uni-berlin.de>
<bm76n4$ksc$1@atlantis.news.tpi.pl>
<3...@4...com>
<bm79cs$3jv$1@atlantis.news.tpi.pl>
<t...@4...com>
<bm8ttb$h43$1@atlantis.news.tpi.pl>
<m...@4...com>
<bm9ko4$s22$1@atlantis.news.tpi.pl>
<bmar7i$i27pu$1@ID-192479.news.uni-berlin.de>
Reply-To: "EvaTM" <e...@i...pl>
NNTP-Posting-Host: sy158.neoplus.adsl.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: atlantis.news.tpi.pl 1065980161 3762 80.54.10.158 (12 Oct 2003 17:36:01 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Sun, 12 Oct 2003 17:36:01 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:233627
Ukryj nagłówki
IRENEUSZ KRZEMIŃSKI
Po dwóch świetnych i przenikliwych tekstach - Zdzisława Krasnodębskiego
("System Rywina - z socjologii III Rzeczypospolitej", "Rz" z 22 stycznia) i
Pawła Śpiewaka ("Koniec złudzeń", "Rz" z 23 stycznia), jakie ukazały się w
"Rzeczpospolitej" na temat, mówiąc skrótowo, skutków tzw. afery Rywina, nie
jest łatwo podjąć wątek rozważań.
Generalnie zgadzam się z mymi poprzednikami. Sądzę jednak, że możemy mówić
nie tylko o kryzysie systemu społeczno-politycznego, kryzysie państwa, ale i
społeczeństwa, a to dotychczas nieco uchodziło uwagi obserwatorów naszego
życia.
Bez końca i bez początku
Kilka lat temu Andrzej Rychard pytał, czy to już koniec naszej
transformacji, i zwracał uwagę na powstawanie dziwnego ładu, stanowiącego
zlepek nowych instytucji, wzorowanych na zachodnim systemie
demokratyczno-rynkowym i mocnych pozostałości po PRL. Zaraz potem uformowała
się Akcja Wyborcza Solidarność, której zwycięstwo w wyborach parlamentarnych
doprowadziło do programu czterech reform o zasadniczym charakterze
ustrojowym. Wydawało się, że uzyskaliśmy trwały impuls, prowadzący do
powstania systemu gospodarczo-społecznego i politycznego w pełni opartego na
regułach zachodniego modelu ustrojowego.
Czym innym są jednak projekty, czym innym ich realizacja. Paradoks polegał
na tym, że plan dokończenia instytucjonalnej przebudowy ustroju Polski
szybko począł przebiegać w taki sam sposób, w jaki uprawiało się politykę w
PRL i za pierwszych rządów postkomunistów. Rozdźwięk między deklaracjami
włączenia obywateli w proces rządzenia a rzeczywistym włączeniem się
rządzących w istniejące układy, czyli w sieć towarzysko-politycznych
beneficjentów systemu gospodarczego, doprowadził do kryzysu zaufania
społecznego na niespotykaną dotąd skalę.
Jeżeli 71 procent obywateli sądzi, że za pieniądze można załatwić korzystne
decyzje w gminie, a 58 procent - również korzystny wyrok sądu! - to doprawdy
nie można użyć innego określenia na opis aktualnego stanu w kraju niż tylko
poważny kryzys społeczny.
Obecna sytuacja jest zwielokrotnieniem tego, co ukształtowało się w
potocznej świadomości już wcześniej, pod koniec rządów AWS. Osobiście sądzę,
że osłabia to główną oś interpretacji Krasnodębskiego. Można ją odczytać
jako tezę, że afera Rywina i to, co ona ujawnia, to skutki nierozliczenia
PRL. Myśl ta jest mi bliska i zapewne prawdziwa, ale nie sposób nie
zauważyć, że antykomunistyczni aktorzy polityczni przyczynili się do
obecnego kryzysu, niezależnie od skutków "poczęcia" III RP bez rozliczenia
PRL.
"Minimalna demokracja" i oligarchia
Tak zwana afera Rywina potwierdza, że ukształtował się u nas system
"demokracji minimalnej", demokracji, która spełnia podstawowe procedury
demokratyczne, nade wszystko wyborcze. Ponadto decyzje władzy wykonawczej
mogą być - i owszem, bywają - kontrolowane przez Trybunał Konstytucyjny czy
Sąd Najwyższy, ale i tak decyzje należą do rządzących, i to na wszystkich
szczeblach władzy. Trwa polityczna gra między podzieloną instytucjonalnie
władzą, ale właśnie dane o aferze Rywina ukazują dobitnie, że toczy się ona
w "towarzystwie", wyodrębnionym, elitarnym kręgu polityczno-gospodarczym, w
którym jeśli nie wszyscy, to znaczna część osób jest ze sobą na ty i
powiązana sieciami zależności towarzyskich, rodzinnych, a także służbowych.
Gdy jakiś czas temu Jadwiga Staniszkis pisała o grupach
gospodarczo-politycznych opartych na mętnych powiązaniach między kapitałem
prywatnym i państwowym, które wywierają znaczący wpływ na kształtowanie
prawa i działanie państwa, diagnoza ta wydawała mi się przesadna.
Po tym jednak, czego dowiedzieliśmy się już teraz o zapleczu działalności
ustawowej dzięki aferze Rywina, wypada zmienić zdanie i opis Jadwigi
Staniszkis uznać za celną diagnozę naszej rzeczywistości.
W dodatku gra interesów toczy się nie tylko w elitarnym "towarzystwie"
działaczy partyjnych i ludzi biznesu, ale także, jak dobitnie pokazują
ostatnie wydarzenia, również ludzi mediów, owej czwartej władzy w
demokratycznym systemie, mającej stać na straży interesów obywateli, dbać o
przejrzystość i praworządność działań polityków i administracji państwa.
Nasz demokratyczny system rozwinął się w kierunku modelu oligarchicznego, w
którym udział obywateli ogranicza się w praktyce do udziału w wyborach.
Zdzisław Krasnodębski w błyskotliwy sposób rozpisał tę syntetyczną diagnozę
na elementy, a Paweł Śpiewak doszedł do wniosku, że system III RP wyczerpał
możliwości samonaprawy. Diagnozy te koncentrują się nade wszystko na
analizie działania polityków i mówią o winie politycznych elit. Powstaje
jednak pytanie, co się stało ze społeczeństwem, tym społeczeństwem, które
wciąż, zgodnie z jednym ze stereotypów funkcjonujących na świecie, kojarzone
jest z pokojowym zwycięstwem nad komunizmem?
Co się stało ze społeczeństwem?
Pytanie o społeczeństwo jest przede wszystkim pytaniem o to, co się stało z
tymi kręgami i grupami społecznymi, które podjęły trud niezależnej
działalności, rozwijały ideę społeczeństwa obywatelskiego i były na tyle
liczne, że potrafiły poderwać do pokojowego dzieła "Solidarności" miliony
ludzi. Wszak nie wszyscy, którzy tworzyli ten obywatelski zaczyn, znaleźli
się w słusznie teraz obwinianej politycznej elicie.
Odpowiedź na pytanie o to, co się właściwie stało ze społeczeństwem,
dlaczego biernie przyjmuje ustrojowe choroby i na co dzień stara się odciąć
od "złej polityki", prezentując wobec niej swój wstręt i potępienie, jest
znacznie trudniejsze od diagnozy działania systemu napędzanego przez
polityków. W dużym stopniu jest to pytanie o polską inteligencję w szerokim
sensie - o jej istnienie i sposób społecznej obecności czy raczej
nieobecności.
Afery toczą się dalej swoim torem
Milczą kręgi uniwersyteckie. Milczą intelektualiści różnego kalibru, chociaż
ta naukowo-intelektualna czołówka inteligencji była niedawno jeszcze
zaczynem społecznego, obywatelskiego przebudzenia. Milczą zresztą środowiska
inteligenckie i rozmaite towarzystwa, od zawodowych po regionalne, które tak
często organizowały opinię publiczną i były jej wyrazicielem w ważnych
kwestiach. Trwają teraz w letargu, choć ich działaniu nie zagrażają ani
cenzura, ani tajna policja. Co najwyżej garstka działaczy stara się
podtrzymać trwanie stowarzyszeń, jak jest choćby w przypadku Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich. Unia Wolności, partia, która wyrosła z owego
obywatelskiego potencjału, jest w stanie rozkładu i zaniku.
Stan ten jest tym dziwniejszy, że wszędzie przeważa niezadowolenie, i
większość ludzi tworzących te środowiska zdaje sobie sprawę z chorób
nękających nasz demokratyczny system. A ten działa swoim rytmem, bynajmniej
niezakłóconym aferą Rywina. Następne afery rozgrywają się na naszych oczach,
jak choćby decyzja o "sprzedaży" Państwowych Wydawnictw Szkolnych i
Pedagogicznych wydawnictwu Muza, które nie może nawet zaciągnąć kredytu w
jakimkolwiek banku na zakup choćby części przyznanych mu akcji. Sprawa tym
pikantniejsza, że właścicielem Muzy jest Włodzimierz Czarzasty, który wydaje
się też być związany ze sprawą Rywina.
Nie ulega wątpliwości, że ustawa o biopaliwach została przygotowana ze
względu na grupę wpływowych, jak widać, producentów, gotowych niemal
natychmiast po uchwaleniu nowego prawa przystąpić do produkcji.
Na powrót aktualna staje się kwestia treści ustawy o Krajowej Radzie
Radiofonii i Telewizji. Jej treść w dużym stopniu będzie miała wpływ na
ustrojowe mechanizmy: albo ograniczy niezależność mediów, albo też zapewni
to, że choć przez media opinia publiczna będzie mogła podejmować wysiłki
naprawiania Rzeczypospolitej. Inicjatywa co do zmiany ustawy jest też
szansą, aby zmienić ją w dokładnie odwrotnym, niż planowany przez
rządzących, kierunku: to znaczy, aby członkami KRRiTV przestali być
politycy, a jej działanie oderwać od bezpośrednich wpływów partyjnych.
Dlaczego zabrakło obywatelskiego ducha?
Nikt jednak nie może lepiej zadbać o to, by sprawy rozwiązywano raczej w
interesie społecznym, a nie politycznych elit, niż sami obywatele. Brakuje
woli protestu i chęci samoorganizowania się obywateli, aby wywrzeć presję na
rządzących. Jeśli nawet zostali oni prawomocnie wybrani, to nie oznacza
bynajmniej, że mają mandat do samowolnego rządzenia, wbrew interesom
społecznym i opinii publicznej. Tę jednak trzeba byłoby jakoś zorganizować.
Można wskazać, choć z grubsza, przyczyny rozpadu zaczynu społeczeństwa
obywatelskiego, z jakim wkraczaliśmy w lata 90. Po pierwsze, zwłaszcza w
latach stanu wojennego, Kościół sprzyjał i umacniał obywatelskiego ducha.
Teraz tak nie jest, choć znowu pojawiły się inicjatywy obywatelskie w ramach
Kościoła. Po drugie, podziały oraz różnice polityczne i ideowe rozbiły
poczucie wspólnoty między ludźmi tworzącymi tę rozległą strefę obywateli
zaangażowanych. Po trzecie, rozbiciu uległy także grupy pokoleniowe,
zwłaszcza tak ważne dla niezależnej działalności pokolenie Marca '68.
Podzielił je i rozbił stosunek do rozliczenia komunizmu i PRL. Zmiany
systemowe przyniosły przemiany nastawienia i strategii życiowej ogółu
Polaków, w tym i tych, którzy reprezentowali obywatelskiego ducha.
Indywidualizm i pogoń za osobistym bądź rodzinnym sukcesem całkowicie
"odspołeczniły" nawet niedawnych społeczników. Dążenie do osobistego sukcesu
zdaje się dawać jednostkom prawo do lekceważenia wspólnoty i podstawowych
regulatorów życia społecznego. Skoro zysk jest uprawomocniony, można w celu
jego osiągnięcia zrobić niemal wszystko, a zwłaszcza - lepiej ominąć, gdy
się da, wszelkie regulacje, niż dążyć do tego, by jasne reguły służyły
wszystkim i były dla wspólnego dobra powszechnie przestrzegane.
Wynika z tego, że wcale nie jest proste ukształtowanie się zwyczajów i
umiejętności wiązania przez ludzi w żywą całość troski o los swój i swych
bliskich z poczuciem odpowiedzialności za sprawy publiczne. Wymaga to wiele
czasu i świadomego namysłu, a także wysiłku.
Trudno jednak przypuszczać, że całkiem znikł i rozpłynął się w "złym
indywidualizmie" ten wielki, obywatelski potencjał, dzięki któremu III RP w
ogóle mogła powstać. Tym bardziej że owe inteligenckie środowiska, a także
kręgi dawnych działaczy robotniczych czy pracowniczych, wciąż istnieją i
zdają się dostrzegać ciemne kryzysowe chmury.
Powyższa próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego zanikło poczucie
obywatelskiej wspólnoty, być może daje jakąś diagnozę, ale przecież zdaje
się wyjaśnieniem słabym. Być może należy dodać jeszcze jeden powód słabości
społecznej: zalążek obywatelskiego społeczeństwa, jaki uformował się jeszcze
w latach 70. i rozwinął w wielki ruch obywatelski "Solidarności", z dumą
używał określenia "działalność oddolna". Odrodzona Rzeczpospolita okazała
się nośnikiem zgoła innej postawy. Ci, których gest pomocy robotnikom
stworzył kiedyś poczucie wspólnego losu tych, którzy są wyżej i niżej, od
początku III RP zdefiniowali siebie jako mądrzejszą i ważniejszą od innych
elitę, powołaną do kierowania. Zabrakło więc gestu, który mógł przywrócić
siłę solidarności, odbudować społeczne zaufanie.
Społeczeństwa obywatelskiego nie można zbudować odgórnie. To, które się w
Polsce rodziło i formowało, powstawało oddolnie, wokół postulatów, które
były zawsze konkretne, były wyrazem dążenia do naprawy widocznych bolączek,
chociaż łączyły się w nich często sprawy lokalne, szczegółowe, z
państwowymi, ogólnospołecznymi. W ten sposób to, co chciano naprawić w
codziennym życiu, prowadziło ludzi ku ogólnym sprawom. Ale konieczna była
wrażliwość, która pozwalała nazwać bolączki i pragnąć ich naprawy. Bolączki
nie znikły z naszego życia, wierzę też w to, że nie znikła społeczna, ludzka
na nie wrażliwość. Jestem jednak bezradny wobec pytania, dlaczego zatem tak
trudno o gest, który byłby wyrazem wspólnego dążenia do poprawy tego, co
jeśli nie wszystkim, to wielu doskwiera.
Autor jest profesorem socjologii
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_030217/p
ublicystyka/publicystyka
_a_1.html
|