Data: 2002-02-15 22:38:39
Temat: Re: Powroty
Od: Kami <K...@j...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
> -----Original Message-----
> From: k...@p...onet.pl@as4-38.swietochlowice.dial
up.inetia.pl
> [mailto:k...@p...onet.pl@as4-38.swietochlow
ice.dialup
> .inetia.pl
> ]On Behalf Of klio
> Posted At: Friday, February 15, 2002 11:01 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: Powroty
> Subject: Odp: Powroty [długawe]
> > Masz rację. Ale rozstanie go nie cementuje, prawda?
>
> paradoksalnie - czasem - tak
Sama napisałaś - _czasem_.
> zgoda, ale jak się ma 19-21 lat to do końca nie wie się, czy
> ten/ta to ta
> druga połowa, a i czasem brak umiejętności w rozwiązywaniu
> problemów, albo
> nie chce sie pakowac w "stały związek" , no i sie ucieka
> a potem okazuje się, że się tęskni i jakaś pustka dookoła, i
> że nikt i nic
> nie może jej wypełnic i zdajesz sobie sprawę, że to w ł a ś n
> i e t o .
> Czy wtedy nie warto podjąć jeszcze jednej próby?
Kurcze, przecież ja nigdzie nie napisałam, że nie warto. _Moim_ zdaniem
i z _moich_ obserwacni takie związki nieczęsto się udają. _Ja_ bym się
nie odważyła (m.in. dlatego, że jak już się rozstawałam, to
_ja_wiedziałam_, że nic już z tego nie będzie i że muszę się rozstać). I
tyleż powiem, jeśli ktoś mnie o to zapyta.
> Moja praktyka dotycząca mnie i moich znajomych jest inna -
> właśnie często
> sprzeczna z stereotypami
I OK :-)
> >O udanych powrotach
> > słyszałam 3 (słownie: trzy) razy. Wszystkie te przypadki poznałam w
> > sieci. Dodam, że Ty i Maja to dwa z nich.
>
> to znaczy, że powinnyśmy się cieszyć, albo czekać na
> nieuniknioną katastrofę
> ;-)
E, raczej cieszyć... Stanowczo. I możecie zacząć do siebie mówić per
"Wyjatki" ;-))))))
> > No widzisz, a to też _tylko_ teoria. Bo moją przyjaciółkę
> facet tłukł, a
> > ona wciąż pozwalała mu wracać (nie wnikam teraz w kierujące
> nią powody,
> > całe szczęście, że to się zmieniło). Tak też ludzie żyją.
>
> ale to są skrajności , a takie kobiety wymagają pomocy
Owszem. A co gorsze - zwykle nie chcą jej przyjać :-(
> > Słuchaj, masz rację. W pewnym sensie. Bo - gdzie tu
> konsekwencja? Jeśli
> > z kimś się jest, to bierze się chyba pod uwagę to, że może
> bywać różnie,
> > że są kryzysy i gorsze czasy. Jeśli mimo świadomości tego, że nie
> > zawesze jest idealnie podejmuje się decyzję o rozstaniu, to
> moim zdaniem
> > dlatego, że było już _bardzo_ źle. Przynajmniej ja bym tak
> zrobiła - nie
> > podjęłabym takiej decyzji pochopnie.
>
> ale tylko w wypadku po pierwsze: gdybyś to ty decydowała,
> czyli była osobą
> decydyującą o rozstaniu,
No, ja w ogóle mówię o sytuacji, kiedy decyzja jest podejmowana
wspólnie. Bo jakby mnie facet rzucił, to niech spada na szczaw, bo
pewnie już nigdy nie umiałabym mu zaufać... Wiesz - taki maleńki
podskórny lęk, że kiedyś znów będzie chciał odejść... A jeśli za tydzień
by chciał wracać, to znów bym się zastanawiała, jak u niego jest z
konsekwencją...
A jeśli to ja bym odeszła, to pewnie ponosiłabym konsekwencje wyboru
własnego, jakby nie było.
> a po drugie: taka walka dotyczy
> tylko sytuacji gdy
> jesteś przekonana, że to jest n a p r w d ę to, a co w
> przypadku, gdy tak
> do końca nie wiesz?
Nie wiem. Pewnie pogodziłabym się z konsekwencjami własnej decyzji. Nie
wiem. Ja nigdy nie wracałam, nie chciałabym tego robić.
> no właśnie. Nie wszysstko co robimy w życiu jest do końca
> jasne, czasem
> rządzą nami emocje, jakieś nierozwiązane problemy, a potem
> jakoś tak się
> układa, że lepiej pozwolic czasowi działać. i wtedy nie wraca
> się po 1 dniu
> (z założeniem "taka to była sobie kłótnia), tylko po
> miesiącu, roku, itp. z
> przeświadczeniem, że właśnie tego się chce.
Po raz kolejny powtórzę - ja wiem, że to się zdarza. Ale IMHO - bardzo
rzadko.
> > Wiesz, ja się opieram na moich przemyśleniach na ten temat...
>
> a ja na obserwacji ludzi i doświadczeniu własnym
No i git :-)
[...]
> > Hmmm... wiesz co? Ja sobie myślę, że ta miłość i
> zrozumienie i przyjaźń
> > to powinny być _w_ związku, a nie odkrywane dopiero po rozstaniu.
> > Tak naprawdę to ja wcale nie wykluczam sytuacji, że może zdarzyć się
> > tak, że ponowna próba kończy się pełnym sukcesem. Ale ja
> się na moich
> > doświadczeniach i obserwacjach opieram. I wiesz - jak już się
> > rozstawałam, to znaczyło, że związek naprawdę nie może
> istnieć. Ja wiem,
> > że są pary, które praktykują "przerwy"
>
> świadome planowanie przerw według mnie to chyba
> nieporozumienie, ale.....
A wiesz, że ludzie tak robią? Wychodzą z założenia, że "jeśli kogoś
kochasz - daj mu odejść. jeśli oc kocha ciebie - wróci". I czasem to się
nawet sprawdza. Aczkolwiek ja sobie tego nie wyobrażam.
> w celu uporządkowania niektórych
> > spraw, swojego podejścia do siebie i innych takich. Są
> pary, które się
> > rozstały, a potem wróciły do siebie i "żyli długo i
> szczęśliwie". Tylko
> > wiesz - ja bym nie wróciła. Bo jak się rozstawałam, to
> miałam ku temu
> > naprawdę solidne powody. I raczej nikomu takich powrotów nie będę
> > polecać czy doradzać.
> > Niemniej jednak - w dalszym ciągu uważam, że istnieją szczęśliwe
> > "odgrzewane" pary, ale traktuję je jako wyjątki
> potwierdzające regułę.
>
> fajnie byc wyjątkiem ;-)
Pewnie :-) Ja naprawdę się cieszę, że Wam jest OK. I jak najlepiej Wam
życzę. Ale przyznaj - do większości to Wy nie należycie...
> a tak na marginesie to chba gadamy o niczym, bo ja pewnie też bym nie
> wracałą/lub pozwalała na powrót, gdyby nie chodziło o tego
> mojego jedynego
> czasami czuje się kto jest nam przeznaczony), a ty jakby
> chodziło o te
> twoje przeznaczenie to pewnie pozwoliłabyś na powrót/lub sama
> starała się
> wrócić - bo przecież z przeznaczeniem się nie dyskutuje ;-))
Pewnie masz rację. Ale mnie się to nie zdarzyło. A swojego jedynego już
mam, i nie zamierzam (tfu tfu tfu... :-) się z nim rozstawać. O!
Więc podejrzewam, że EOT, prawda? :-)
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
|