Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.onet.pl!newsfeed.tpinternet.pl!
atlantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: v...@o...eu (wielkopolanka)
Newsgroups: pl.rec.dom
Subject: Re: Problemy z fliziarzem, czyli cz y tak maja wyglądac plytki?
Date: Thu, 6 Jul 2006 14:34:22 +0000 (UTC)
Organization: not organized
Lines: 113
Message-ID: <025c5fc12e930edd869f98f28b775937$1@www.kopnet.pl>
References: <e3b043$n8b$1@atlantis.news.tpi.pl> <e3b13g$7sq$1@opal.icpnet.pl>
NNTP-Posting-Host: smtp.kopnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=iso-8859-2; format=flowed
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: nemesis.news.tpi.pl 1152196462 23567 195.140.154.113 (6 Jul 2006 14:34:22
GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Thu, 6 Jul 2006 14:34:22 +0000 (UTC)
User-Agent: NewsPortal/0.36 (http://florian-amrhein.de/newsportal)
X-HTTP-Posting-Host: c39-193.icpnet.pl
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.rec.dom:76178
Ukryj nagłówki
Jak już wcześniej wspomniałam, nie mam innej możliwości walki z
nierzetelnym „fachowcem”, gdyż, mimo licznych świadków jego
niekompetencji, brakuje mi pieniędzy na wszczęcie postępowania sądowego
oraz wycenę szkód (które – powoli - sama zaczynam je naprawiać).
Pan Robert Kasp_ _ _ k, zamieszkały w Poznaniu przy ulicy Grochow_ _ _
_j, podjął się wykonania u mnie remontu, za który otrzymał pełną zapłatę,
a na który podpisaliśmy umowę. (Zdaję sobie sprawę, że jest ona pełna
braków – w końcu po raz pierwszy robiłam coś takiego i miałam
nadzieję nigdy jej nie używać. Żałuję zwłaszcza, że po II części remontu
nie dopisałam aneksu – tak, jak po pierwszej – de facto, Pan
Robert nie skończył nawet poprawek, które zadeklarował się wykonać na
początku maja.) Niestety, nie remontu nie dokończył w uzgodnionym
terminie, co więcej, „sfuszerował” część roboty. Jakkolwiek do
położenia przezeń paneli w dużym pokoju i płytek na korytarzu i w kuchni
nie mam zastrzeżeń, stanowczo nie powinien zabierać się on za roboty
malarsko – tapeciarskie. A może, po uzyskaniu mojego zaufania,
uznał, że więcej nie musi się już starać...? Faktem jest, że przyklejone
przez niego tapety odklejają się, są pełne pęcherzyków, przez
„pomalowane” ściany i sufity miejscami prześwituje podłoże
– położono tylko 1 warstwę „Cieszynki”, powtórnie
przyklejone stare listwy panelowe nie zostały oczyszczone ze starego kleju
i odpadły.
Wielokrotnie umawialiśmy się z Panem Robertem na dokonanie poprawek,
ale nie dotrzymał żadnego (i nie jest to tzw. przesadnia) z terminów.
Czekałam na próżno - nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby powiadomić
mnie, iż nie przyjdzie. Minęło kilka tygodni. Obecnie naśmiewa się ze
mnie, że nie mogę nic mu zrobić, gdyż wszczęcie postępowania kosztuje 10
tys. złotych (wie, że nie stać mnie na to) i trwa przynajmniej pół roku (a
naprawić szkody trzeba jak najprędzej...).
Pan Robert z początku wydaje się miły i życzliwy – doradza, sam
deklaruje się wykonać za darmo drobne usługi (na przykład, obiecał mi
przesunięcie lampy, przewiercenie dziury na przewód komputerowy oraz
powieszenie mebli w kuchni), a później nie sposób doprosić się go o
przywrócenie stanu sprzed remontu (zawieszenie zdjętych przez niego
karniszy i lamp, przykręcenie kontaktów – jeden z nich został przez
niego zalany zaprawą murarską, podpiłowanie drzwi, które nie domykają się
po położeniu przez niego podłogi).
Nie należy liczyć też na jego uczciwość w sprawach finansowych.
Poproszony o dokładną wycenę, podaje ją chętnie, jednak z każdym dniem
koszta wzrastają, bo okazuje się, że czegoś nie uwzględnił, nie wiedział,
dawno nie kupował (z drugiej strony – jak sam twierdzi – jest
bardzo zajętym człowiekiem, gdyż z jednego remontu śpieszy na drugi
– więc jak świadczy o nim fakt, że nie orientuje się w cenach
produktów, których codziennie używa...!?).
Pan Robert lubi się podejmować rzeczy, o których nie ma pojęcia.
Wspomniane wcześniej listwy panelowe odkleiły się poprzednim lokatorom.
Chciałam wymienić je na nowe, ale Pan Robert (teraz już wiem, że w trosce
o własną kieszeń – otrzymał pieniądze na materiały razem ze swoją
zapłatą – resztki materiałów zabrał sobie) przekonał mnie, że lepiej
będzie zostawić stare. Poprosiłam zatem, żeby je obejrzał i sprawdził, czy
nie będzie żadnych kłopotów. Nie uczynił tego, a następnego dnia okazało
się, że ma problemy z ich zamocowaniem, gdyż są to „panele starego
typu” i kładło się je „w inny sposób”.
Ulubionymi mottami Pana Roberta są: „Jakoś się dogadamy”
(po czym wychodzi na jaw, że dogadać się można tylko na ustalonych przez
niego zasadach, czyli płacąc mu więcej albo zgadzając się na prace
wykonane nie według wcześniejszych ustaleń, a jego
„widzimisię”, nie dokończone) oraz: „Pani będzie
zadowolona” (jeżeli jednak próbuje się mu wyrazić swe niezadowolenie
i nakłonić go do poprawek, zachowuje się jak rozkapryszone dziecko:
milcząc i patrząc w ścianę udaje, że nie słyszy, wychodzi z pomieszczenia,
rzuca słuchawkę telefonu itd.). Ewentualnie przekręca słowa rozmówcy
(poproszony o ponowne przyklejenie paneli oznajmia, że nie będzie za darmo
wieszał szafek w kuchni) albo stosuje taktykę zaprzeczania i zrzucania
odpowiedzialności (twierdzi, że to nie on zdjął lampy, że to ja złośliwie
odkleiłam panele, że niczego podobnego nie obiecywał, albo, że stał się
ofiarą nieszczęśliwego zbiegu okoliczności itd.).
Pan Robert inną miarkę stosuje do siebie, a inną do reszty ludzkości.
Kilkakrotnie spóźnił się godzinę lub dwie z rozpoczęciem pracy – nie
zadzwonił do mnie na komórkę, nie przeprosił nawet, a nagabnięty,
wytłumaczył się korkami. Kiedy jednak dostawca farb spóźnił się o godzinę
z tego samego powodu, potrafił głośno komentować jego niesolidność.
Kilkanaście razy obiecywał do mnie zadzwonić – z rozmaitych
powodów. O ile pamiętam, nie zadzwonił ani razu (po otrzymaniu zapłaty
– na pewno). Przez wiele dni nie odbierał telefonu, nie reagował na
nagrane na poczcie głosowej ponaglenia i prośby o kontakt, ignorował smsy
– wydaje mi się, że raz nawet odebrał i zaraz przerwał połączenie.
Świadomie unikał kontaktu ze mną, ale gdy dowiedział się, że byłam u niego
w domu i zostawiłam mu kartkę (uprzejmą zresztą) z prośbą, by zadzwonił,
był oburzony, że (jak się wyraził) ośmieliłam się go
„nachodzić” i groził pozwem sądowym z tego powodu. Oznajmił,
że takie rzeczy rozwiązuje się telefonicznie. Ale – po pierwsze
– na telefony do tego pana straciłam już kilkadziesiąt złotych, a
miałam „sieciówkę”, po drugie – jeśliby naprawiłby swoje
fuszerki, nie zamierzałam już się z nim kontaktować, po trzecie – o
ile wiem, słowo „nachodzenie” nie oznacza jednej jedynej
wizyty, i to w sprawie swoich własnych roszczeń.
Dla ścisłości podam, że Pan Robert nie wykonywał remontu sam –
pomagał mu starszy kolega, Pan Radek. Niestety, nie mam jego namiarów, bo
może on poczułby się w obowiązku dokonać poprawek. Wywarł na mnie o wiele
lepsze wrażenie, niż jego wspólnik – do prac, które wykonał on sam
(na przykład wyszpachlowanie małego pokoju) nie mam zastrzeżeń.
Jestem osobą życzliwą ludziom i dość spokojną. Trzeba wiele wysiłku,
żeby naprawdę wyprowadzić mnie z równowagi – ale Panu Robertowi się
to udało. Uważam go za niesympatycznego, małostkowego cwaniaczka bez krzty
przyzwoitości i poczucia honoru. Mam nadzieję, że już nikt nie straci z
jego powodu tyle czasu, nerwów i pieniędzy, co ja, dlatego bardzo proszę o
przekazanie tej historii dalej.
|