Data: 2002-08-19 18:34:44
Temat: Re: Przyjaciel mego przyjaciela jest... no wlasnie...
Od: "FeLicja \(Kasia\)" <i...@h...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
MOLNARka wrote:
> Użytkownik "FeLicja (Kasia)" <i...@h...com> napisał
>
>> Przepraszam, ze tak dlugo czekaliscie na ciag dalszy losow Nowakow,
>> juz staram sie nadrobic co nieco.
>
> Bardzo długo .... już myślałam, że zapomniałaś, że tu coś na ten temat
> napisałaś ;-)
Nie, nie zapomnialam. Z jednej strony chcialam zaczekac na dalszy rozwoj
calej tej sytuacji, z drugiej strony - mam rodzine i czasami, gdy dochodzi
do sytuacji, w ktorych musze zdecydowac czy wolna chwile wole spedzic z
dziecmi i mezem, czy na odpisywanie w grupach i korespondencje -
zdecydowanie wole to pierwsze.
>> Molnarko, to ostatnie zdanie mnie przerazilo, bo od kogo jak kogo,
>> ale od Ciebie nie spodziewalabym sie takiej odpowiedzi.
>
> Już Ci mówiłam, że nie jestem idealna ;-)
Z przykroscia stwierdzam, ze zauwazylam.
>> Zawsze wydawalo mi sie, ze
>> jestes kobieta z zasadami, ktora roznych rzeczy nie toleruje,
>
> I to wszystko prawda.
> Ale nie ufam opowieściom osób trzecich - chcę się sama przekonać jak
> jest i stąd moje zdanie o dopuszczeniu do spotkania rodzin.
Tylko ze w opowiesciach osob trzecich zawsze jest troche prawdy, nie
sadzisz? Zreszta znam na tyle moja znajoma, ze wiem, ze nie mowilaby mi
czegos, co prawda nie jest. A juz tym bardziej nie zmyslalaby historii o
biciu _w_czasie_szukania_informacji_ na temat pomocy matkom z dziecmi z
domow, w ktorych uzywa sie przemocy.
> Wychodzę z założenia, że skoro ona (bita żona) to toleruje (jeszcze w
> takich kraju jak USA gdzie pomoc dla maltretowanych jest na
> wyciągnięcie ręki) to ja kompletnie nic nie mogę (ani prawdę mówiąc
> nie chcę) zrobić.
Tylko ze z pomoca to jest jeszcze tak, ze nikt tak naprawde jej nie otrzyma,
jezeli jej nie szuka. Innymi slowy mowiac - mozesz namawiac alkoholika do
odwyku, mozesz ofiarowac mu wszelka pomoc, wsparcie, nawet pomoc finansowa -
ale tak dlugo jak ten alkoholik nie jest *sam* gotowy do skonczenia z piciem
i jest gotowy do otrzymania pomocy - Twoje wysilki sa nic nie warte.
> I zapewniam Cię, że także nie chciałabym utrzymywac
> kontaktów z takich facetem, (który żonę bije)
Uff. Juz mi lzej.
> ale :
> * IMO uważam, że powinnaś ich przynajmniej poznać (tzn. tak uważałam
> jak była mowa o ich przeprowadzce)
Hmm... zdecydowanie dziekuje. Cale towarzystwo przyjechalo jednym
samochodem - 4 doroslych i 5 dzieci - majac trzy(sic!) do dyspozycji
pomiedzy obiema rodzinami. O takich zagrywkach *slyszalam* wczesniej od
Kowalskiej, tym razem przekonalam sie na wlasne oczy (widzialam przez okno)
i uszy (rozmowa z Kowalskim).
> * może Tobie udałoby się pomóc tej bitej żonie (ale najpierw
> musiałabyś ją poznać)
Jezeli jej przyjaciolka (Kowalska) nie byla jej w stanie pomoc - jak
moglabym ja, osoba ktorej Malinowska wcale nie zna? Zreszta pisalam
wczesniej - jezeli Malinowska sama nie jest gotowa do zycia bez przemocy ja,
ani nikt inny, nie jestem w stanie jej pomoc.
> * może to są stosunki sado - maso i nam-obserwatorom nic do tego bo
> oni są w tym układzie szczęśliwi
I niech beda - jezeli taka jest prawda. Moj dom jest jednak moim domem i
mam prawo wybrac towarzystwo, ktore tu zapraszam i goszcze. I o to glownie
mi chodzilo.
>> Biorac pod uwage zamieszanie, jakie mialabym w domu, nie jestem
>> pewna czy mialabym okazje o tym dowiedziec sie w czasie wizyty i czy
>> moglabym odpowiednio zareagowac.
>
> Nie przesadzaj ... nawet w największym zamieszaniu jak Twoje dziecko
> zaczęłoby płakać to zauważyłabyś to.
Moze. O ile by plakalo. 3 latki maja to do siebie, ze wiele juz probuja
rozwiazywac na wlasna reke, i nie ze wszystkim leca do mamusi. Przynajmniej
taka jest moja 3-latka.
>> czy to tylko ja tak czuje, czy tylko ja
>> poczuwam sie do tego, by nie tolerowac przemocy przeciwko kobietom,
>> bo skoro nie mnie bije, i nie przy mnie, to mnie to tyka?
>
> Kasiu ... nie zbawisz świata. To ją (tą bitą żonę) ma to obchodzić
> .... i ona powinna od niego odejść. Jeśli w tym trwa, rodzi mu
> kolejne dzieci i nie chce sobie pomóc (jeszcze raz podkreślę kraj w
> jakim żyjecie bo w Polsce to wygląda trochę inaczej) to naprawdę nic
> Ci do tego. Można jej współczuć (choć właściwie dlaczego .... skoro
> sama nie robi nic by sobie pomóc ?), ale co można innego zrobić ?
Zgadzam sie.
> Poza tym - jak Ciebie to "tyka" ? Nawet nie chcesz poznać tej
> kobiety, żeby jej ewentualnie pomóc ?
Nie chce, gdyz...
> Ty po prostu chronisz swoją rodzinę
dokladnie!
> ale nie pomagasz jej !
Zdaje sobie sprawe z tego, ze poprzez moja decyzje nienawiazywania
znajomosci z ta rodzina automatycznie pozbawiam ja jedna wiecej szansy na
normalne zycie, ale...
Też
> tolerujesz sytuację "mąż bije żonę - ja nic na ten temat nie chcę
> wiedzieć i nie chcę ich w swoim domu".
I tu sie nie zgodze. Nie zapraszam ich do domu nie ze wzgledu na
znieczulice, a ze wzgledu na moja corke. Nie chce, by za kilkanascie lat
tolerowala u swojego chlopaka przemoc, bo przeciez rodzice maja tez takich
znajomych, i to toleruja, a wiec nie jest nic zlego w spotykaniu sie z takim
debilem. Natomiast calkowicie (od lat) jestem swiadoma tego, ze predzej czy
pozniej zapoznam sie z Malinowskimi i moze nie raz bedziemy gdzies we
wspolnym gronie.
Czyli nie jest to kwestia tolerowania, a kwestia priorytetow, ktorymi od
paru lat jest moja rodzina.
> Więc nie mów o znieczulicy ... bo IMO Ty reprezentujesz taką samą
> postawę.
Ponad rok temu moja byla sasiadka, ktora rowniez ma w domu nie najlepsza
sytuacje (do rekoczynow tam nie dochodzi - choc zdarzaja sie przepychanki -
z obu stron), potrzebowala mojej pomocy. Poklocila sie ze swoim mezem,
zdecydowala sie na zycie z dziecmi bez niego i probowala od niego odejsc. U
nas schowala wszelkie dokumenty, wartosciowe rzeczy, zdjecia. Gdy maz sie
zorientowal, ze wiele rzeczy z domu przewedrowalo do nas, przybiegla do nas
z dziecmi i tak obie siedzialysmy razem, dwie kobiety z 3 dzieci, ja w
ciazy, w strachu co bedzie dalej. Moj maz (byl w pracy) zadzwonil do swego
kumpla policjanta, ten poinformowal nasza lokalna policje, by wzmozono
czujnosc w naszej okolicy. I takich pare godzin mialam okazje przekonac sie
na wlasnej skorze czym jest strach, czym jest obawa o wlasna rodzine, ale
dlatego, ze dziewczyna powoli przygotowuje sie do odejscia (nie pierwsze i
nie ostatnie podejscie) wiedzialam, ze musze jej pomoc.
Nie zarzucaj wiec mi znieczulicy. Wiem kiedy i komu moge pomoc, wiem na ile
mnie stac i wiem, na ile moge ryzykowac bezpieczenstwo mojej rodziny.
A, zeby nie bylo watpliwosci - maz mojej sasiadki _ani_razu_ nie
przekroczyl progu mego domu.
pozdrawiam
Kasia
|