Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!news.ipartners.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.o
net.pl!not-for-mail
From: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: R e i n k a r n a c j a
Date: Tue, 9 Mar 2004 17:55:46 +0100
Organization: news.onet.pl
Lines: 122
Sender: s...@p...onet.pl@ns2.hands.com.pl
Message-ID: <c2kt0v$6u0$1@news.onet.pl>
References: <1...@s...bay.webtv.net>
<c25rds$2j2$1@inews.gazeta.pl> <c27dgr$adh$1@nemesis.news.tpi.pl>
<c2d3kp$psm$1@news.onet.pl> <c2k9jc$hb5$1@nemesis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: ns2.hands.com.pl
X-Trace: news.onet.pl 1078851423 7104 62.111.242.130 (9 Mar 2004 16:57:03 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 9 Mar 2004 16:57:03 GMT
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2800.1158
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2800.1165
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:260861
Ukryj nagłówki
Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
news:c2k9jc$hb5$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
> news:c2d3kp$psm$1@news.onet.pl...
>
> > Ludzie projektują sobie pod postacią duszy to, do czego są
> > najbardziej przywiązani, czyli to z czym najtrudniej im się
> > rozstać.
>
> Chyba tak, to sa marzenia. Tylko... podobno trzeba miec marzenia
> - w gazicie stało napisane :) (psycholog is wypowiadal).
> Wiec znowu problem - czy warto popasc w suchą i ciężką jenak realność i
> popaść w depresje? :)
Nie o to chodzi ... :) Niezgoda na przemijanie.
Czy tego chcemy, czy nie wszystko przemija. Jedni jednak potrafią z tym
normalnie żyć i czerpać mnóstwo satysfakcji z każdej chwili, inni
popadają z tego powodu w depresję, ponieważ na każdym kroku spotykają
ich rozczarowania :))). Generalnie też nie chodzi tu o to,
by na siłę "nieprzywiązywać się". Każde działanie "na siłę" jest formą
przywiązania :). Buddyzm przedstawia pewien model, który próbuje
na poziomie intelektualnym wyjaśnić przyczynę cierpienia, ale
jest to model ograniczony. Wydaje mi się, że warto podkreślić, że zaangażowanie
i przywiązanie to są różne rzeczy. Myślę też, że lepiej jest mówić o pożądaniu
zamiast przywiązania. Jest to chyba lepsze słowo w tym kontekście :).
Wrócę: w buddyzmie mówi się (choć to różnie bywa w różnych szkołach),
że podstawową przyczyną cierpienia jest nieświadomość, zwana też czasem
radykalniej głupotą. To niewiedza o tym, jak się rzeczy mają. Każdy z nas
ma bardzo ograniczoną wizję rzeczywistości i przyjmuje to co widzi i odczuwa
za pewnik. I buduje swoją osobowość na bazie tych obserwacji. To jest takie
sprzężenie zwrotne: nasze ego przywiązuje się do tego co widzi, a to
co widzimy (odczuwamy, doświadczamy) jest ograniczone przez ego.
Przywiązanie ma wymiar zarówno pozytywny, jak i negatywny.
Zarówno żądza jak i nienawiść są przywiązaniami. To też warto
wziąć pod uwagę.
Warto jednak wrócić do analogii snu i zobaczyć, w jak ograniczonych
stanach świadomości czasem tam przebywamy. Potem się
budzimy i myślimy: "ale numer, całą noc biegałem za jakąś iluzją, całą noc
próbowałem rozwiązać zupełnie absurdalny problem, traktując go tak
poważnie jakby od tego zależało moje być albo nie być". Tę analogie buddyzm
przenosi na nasze życie.
Całe życie za czymś biegamy, cierpimy z powodu braku sił, z powodu
rozczarowań, z powodu niepewności jutra. Nie dlatego, że tak musi być,
ale dlatego, że lokujemy własny potencjał i energię w złudnych wyobrażeniach.
W cywilizacji zachodu, słowo "cierpienie" dla wielu osób jest zbyt mocne.
Lepsze byłoby "dyskomfort", "niewygoda". Myślę jednak, że na tej
grupie dyskusyjnej każdy z nas zdaje sobie sprawę, że nawet w tej wysoko
rozwiniętej cywilizacji naprawdę nie trzeba specjalnie szukać osób (istot)
głęboko cierpiących. Przeciętny, dorosły mieszkaniec naszego kraju
to człowiek strudzony życiem. Często się do tego nie przyznajemy, ale
tak to wygląda. Taki jest bilans. W naszym kraju towarzyszy temu
często daleko posunięta racjonalizacja odwołująca się do
treści ideologicznych: "tak być musi, bo tak chce Bóg", "cierpienie
uszlachetnia", "cierpienie drogą do zbawienia". I echem tego jest także
przedstawiona przez Ciebie powyżej interpretacja "nieprzywiązywania"
jako "warto popasc w suchą i ciężką jenak realność i popaść w depresje".
Depresja wynika z braku energii, przestrzeni i jest cierpieniem a nie
sposobem na nie ! "Cierpienie uszlachetnia" tylko tego, kto potrafi znaleźć
z niego wyjście, tego, kto z nim pracuje. Samo w sobie cierpienie jest tylko
cierpieniem i w dodatku, niestety, jest zaraźliwe.
> > Ze względu na przywiązania.
> > Jedno się nie zmienia: nie przestajemy cierpieć z powodu ograniczeń i
> > nietrwałości. Po prostu, jak pięknych światów byśmy sobie nie wyobrazili
> > i nie wymarzyli, zawsze ostateczną przeszkodą w osiągnięciu szczęścia
> > jesteśmy my sami i nasza niezgoda na to, by rzeczy były nietrwałe. A są.
> > Zaś nasze nawyki, stosownie do siły przywiązania, wbudowują się w nasze
> > przyszłe ciało.
>
> Tylko tu jest jakby pewn pułapka (tak mi sie zdaje) - jeżeli ktoś bierze te
> slowa
> za prawde, to jego celem może stać sie "nie przywiazanie do niczego" i to na
> na siłe!
> Rezygnujemy z marzeń, znajomych (bo -> nie przywiazywać się!) żeby być fair
> wobec
> stwierdzenia że przywiazanie pododuje problemy. Wiec znowu - żeby było
> "dobrze", wiec
> nie przywiazujemy sie... prowadzi do marazmu, a nie szczesliwszego zycia.
> Widzialem cos takiego.
> Wizja że bedzie dobrze jesli sie nie przywiąże do czegokolwiek może dać w
> kość.
> To wszystko nie jest takie proste...
I taki też pogląd znajdziemy w buddyzmie ! Co innego przywiązać się do "idei
nieprzywiązywania", a co innego znaleźć wyjście. Co innego udawać, że się nie
jest przywiązanym, a co innego odkryć naturę przywiązań, znaleźć ich źródło,
ich relację do naszego dyskomfortu. Tu nie chodzi o to, by uciekać od rzeczywistości,
ale by się do niej właśnie zbliżyć. Tylko, że to nie może być zbliżenie na drodze
intelektualnej. I nie jest to zbliżenie się do naszej wybiórczej, egoistycznej
projekcji.
My sobie możemy tu przedstawiać różne koncepcje, ale istotą buddyzmu jest
praktyka, czyli zestaw narzędzi (ułatwiających w pierwszej kolejności
poznanie siebie i swoich ograniczeń, w drugiej kolejności wyzwalanie się z nich) plus
osobiste zaangażowanie. Rozwój polega na rozwijaniu samoświadomości, a nie na
rozumowym chwytaniu się szczytnych idei (to tylko kolejne przywiązanie).
Czasem musimy, przynajmniej czasowo, odizolować się "od życia", ponieważ
potrzebujemy spokoju i chwili wytchnienia do tego, by się skupić, by zebrać energię.
Ale ostatecznym celem nie jest izolacja, ale właśnie życie z wszelkimi jego
konsekwencjami. Życie wolne od schematycznych interpretacji, wolne od
egoistycznej koncentracji, życie w tu i teraz.
Podsumowywując: buddyzm nie twierdzi, że egoista jest zły i dlatego powinien
przestać być zły.
Buddyzm mówi: egoista nie ma pojęcia, jak bardzo jest ograniczony
i ile satysfakcji mógłby czerpać z życia, gdyby sobie odpucił swoją
koncentrację na sobie i swoich problemach ze sobą.
I daje egoiście wsparcie do tego, by znalazł energię i wyszedł poza swoje ciasne
"ja".
O to chodzi w pierwszej kolejności: dzieki praktyce duchowej rzeczywistość
ukazuje nowe wymiary, m.in. otwiera się dla nas sfera symboliczna. Z tej perspektywy
dopiero możemy dokładnie zrozumieć, co to jest owo przywiąznie, lgnięcie,
nieświadomość.
Warto wspomnieć, że w chrześcijaństwie podobny jest cel modlitwy, tyle, że mało kto
to w ten sposób rozumie. Modlitwa to sposób na kontakt z symboliczną warstwą
rzeczywistości, z której dostajemy wsparcie. Jest to coś, co trudno zrozumieć, jeśli
się tego nie doświadczyło.
Nastoletniemu chłopakowi trudno sobie wyobrazić, że małżeństwa nie uprawiają miłości
7 razy w tygodniu i wcale z tego powodu nie cierpią :))).
|