Data: 2004-11-09 10:25:51
Temat: Re: Rodzinne komplikacje
Od: krys <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Lia wrote:
>>> Jak postarasz się zrozumieć, że ta przyczyna nie powinna była u Was
>>> wywoływać tego co zrobiliście to wszystko stanie się prostsze...
>>
>> Lia, dlaczego dajesz sobie prawo do decydowania, co się powinno w firmie
>> Moniki?
>
> bez przesady - robić sobie będą co tylko im się wymarzy.
No, ale jak się używa zwrotu "nie powinna cośtam cośtam", to jaka to
odbieram tak, jak odbieram.
>
>> Może ona pracuje w takiej firmie, jaką ma mój mąż - jak się pracownik
>> spodziewa, że coś mu wypadnie, albo już mu wypadło, to dzwoni, żeby dać
>> czas na załatwienie zastępstwa, bo jak nie, to klapa?
>
> A jak nie zadzwoni to też wszczynacie poszukiwania w domu, w pracy żony
> itd?
Jasne, że dzwonimy, nawet jedziemy do domu - w końcu trzeba wiedzieć, co
robić - szukać zastępstwa, czy poczekać godzinkę. Ale do tej pory było
ZAWSZE tak, że nawet, jeśli ktoś wylądował w szpitalu, rodzina informowała,
że "jutro to pan Janek do pracy nie przyjdzie, bo..."
> I tu i tu, jeśli mam namiar na rodzinę poszkodowanego.
> Na pewno sama nie odwożę go na ostry dyżur, ani nie pakuję się do wezwanej
> karetki, żeby jechać razem z nim.
Ale ja nie pytam o odwożenie, tylko o wezwanie pomocy. Jak znajdziesz
sąsiada leżącego na klatce z rozbitą głową, nieprzytomnego, to pewnie też
wezwiesz karetkę, zamiast szukać jego żony?
>> Może mają taki układ w firmie, że jak komuś się coś dzieje, to mu się
>> podaje rękę, zamiast kopać leżącego?
>
> No to udało im się jednak skopać... widać układu nie było, skoro pracownik
> wymyslił dla zony alibi firmowe.
Sam sobie winien, niech pije piwo, którego nawarzył.
>> A może po prostu nie chcesz zrozumieć, że nie wszędzie jest tak, jak u
>> Ciebie?
>
> Rozumiem, nie pojmuję jednak nieuzasadnionego wchodzenia firmy w życie
> prywatne pracownika.
Jak dla mnie, w opisanym przypadku, to "wchodzenie firmy w życie prywatne
pracownika" jest określeniem zbyt dużego kalibru.
--
Pozdrawiam
Justyna
"Lepiej grzeszyć, i potem żałować,
niż żałować, że się nie grzeszyło."
|