Data: 2004-07-15 10:54:39
Temat: Re: Rozgwiazda społeczna
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Przemysław Dębski" w news:cd5dqn$24m1$1@mamut1.aster.pl...
/.../
> Bez wody sól się skrystalizuje, pomidor i groszek spali się - nie z powodu
> wojny smaków - z powodu braku wody. Czym jest wobec tego ta metaforyczna
> woda w odniesieniu do rzeczywistości ? ... ja tam nie wiem - ale temat chyba
> ciekawy i wart pociągnięcia :)
Oczywiście, że wart pociągnięcia - choć zapewne dość odległy od szarej
(ale jakże żwawej) zupy w kotle i w związku z tym - no nie chcę znów użyć
niewłaściwego słowa, bo mi Tytus pchły w swej głowie wypomni łaskawie
- elitarny? Do diabła - czy tak trudno jest zaakceptować fakt, ze różnych
ludzi interesują różne rzeczy? Co więcej, że tych samych ludzi interesują
różne rzeczy w zależności od ... uniwersalnej, choć arcy symbolicznej osi czasu?
Co więcej, że te same rzeczy interesują różnych ludzi, jeśli tylko znajdą się
w podobnym miejscu na swej _osobistej_ osi czasu?
Nic nie trwa wiecznie - wystarczy sobie uświadomić, że w organizmie człowieka
w ciągu jednej sekundy enzymy wykonują miliony operacji chemicznych - i to
tylko po to, by utrzymać nas w błogim stanie zwanym przewrotnie homeostazą.
Z drugiej strony zadziwiające jest, jak powoli zmienia się nasz materiał genetyczny,
a więc jak blisko pod względem składu łańcucha DNA mamy do szympansa
a nawet do ślimaka winniczka. Nie mówiąc o drugim człowieku.
Jakie stąd wnioski?
OK. Do rzeczy. Twoja metafora wyszczególniająca składniki potrawy,
jest rozwinięciem mojej tezy. Co więcej, daje nadzieję, że zupa, tak
czy inaczej ma szansę być smakowitą dla wielu (nigdy dla wszystkich,
i ci zawsze będą niezadowoleni).
Gdybym jednak spróbował odpowiedzieć na pytanie "czym jest woda
w mojej metaforze" - byłbym bez wątpienia głupcem. Tego nie wiem
i nigdy nie będę wiedział. Z pokorą.
Natomiast mogę spróbować określić "wodę w Twoim rozumieniu", jako
strumień wolności poruszający się w bezkresnej i bezgrawitacyjnej przestrzeni,
nie natrafiający na żadne przeszkody w postaci ciał stałych czy pól siłowych...;).
Taka m(ro)żonka jest możliwa do wyobrażenia w skali kosmicznej (niech będzie
na pokładzie statku kosmicznego), ale nie tutaj, na naszej maciupeńkiej kulce
materii, na której tłoczymy się coraz bardziej (ot choćby wdzierając się do
cudzych mieszkań w nadziei na wyżerkę bez udziału właściciela).
Tutaj żaden strumień wolno nie płynie (w sensie swobodnie). Ściska go przede
wszystkim grawitacja, która nadaje mu zarówno kierunek, jak i ustawia
na drodze przeszkody. Strumień jest w tym przypadku idealnym konformistą.
Trafiając na głaz, wzbija się powyżej, omija go łukiem, czasem mimowolnie
próbuje przestawić. Ale wiele głazów stoi nieugięcie na swych miejscach.
Obrastają tylko zielenią, stanowiąc schronienie dla pomniejszych żyjątek.
Żyjątek jak najbardziej "strumiennych". Te głazy wbudowują się w krajobraz
strumienia. Są jego częścią, tak jak groszek i marchewka z naszej zupie, choć
bardziej podobne do soli, pieprzu, czosnku czy majeranku....;)
Albo jeszcze bardziej do chochli, która w zupie czyni pożądane zawirowania.
Mówisz że niepożądane? Próbowałeś kiedyś zupy bez jej zamieszania?
Albo golonki bez obracania? Może jednak nie trzeba?
A może jednak tym narzędziem obracającym jest ta nasza "woda"?
Ta, której definicji ja nie ośmielę się określać, a która bez wątpienia
obraca wszystkim, zgodnie z mozolnie i stopniowo odkrywanymi przez nas,
maluczkich,
REGUŁAMI ?
> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
All
--
"Też czytałam ta książkę.
Ja uważam, że nie dowiemy się jak to
jest po śmierci i czy w ogóle cos istnieje
po "tamtej" stronie
dopóki sami nie umrzemy...
Edyta"
/fot. by Edyta/
|