Data: 2004-07-15 14:50:58
Temat: Re: Rozgwiazda społeczna
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Marsell w news:cd5pc9$3ib$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../
> > a "niepodobne" odpycha. [...]. Do punktu krytycznego,
> wszystko sie zgadza
> ale z tym podobienstwem.. dodalbym, ze chyba wszedzie mozna sie
> dopatrzec zarówno podobienstw jak i roznic, dowolne wiec moga sie
> wydawac jako przyciagace badz odpychace wzajemnie w zal. od kata,
> pod jakim obserwowac.
Oczywiście. Dlatego użyłem słowa "rozgwiazda" i to niekoniecznie
ze świata płaszczaków, dwuwymiarowa. To twór o wiele bardziej
złożony. Pewna jest tylko jego różnorodność, sprawiająca, że jedne
"ramiona" pozwalają na przymilną pieszczotę z podobnym ramieniem
innego osobnika, a inne - przy pierwszej próbie zbliżenia zachowują się
jak wściekłe psy, lub w najlepszym przypadku te same bieguny magnesu.
Warczą, unikają kontaktu, między nimi iskrzy coś bardzo niepokojącego
dla obu stron, coś wielce irytującego i tajemniczego. Czasem na tyle,
że w ogóle "nie zauważamy sprawy", przechodząc obok obojętnie.
Podkreślam jednak, że chodzi tu o "ramiona" - składniki osobowości
tylko dwóch istot, gdzie część jest akceptowana a inna część nie.
> w koncu i przeciwienstwa sa sobie jakos pokrewne.
> A najciekwaszy jest ten wlasni ten punkt krytyczny, kiedy juz sie
> 'wszystko' opatrzylo i czas 'przestawic kąt'.
To również wydaje mi się najciekawsze... ze względu na postawioną tezę.
Przecież nikt od społeczności nie ucieknie (bywają wyjątki oczywiście).
Co więcej - na ogół większość garnie się jednak do kontaktów, do
wymiany "dotyków" tymi ramionami rozgwiazdy, do testowania,
próbkowania, głaskania i oplatania... Coś wpisanego w naturę ożywionych
sprawia, że szukamy symbiotycznych związków, unikając równocześnie
szkodliwych (które nazywamy toksycznymi). W symbiozie kwitnie synergia
- to też pewnik, a może nawet jakaś sensowna wskazówka.
A w szkodliwym, co najwyżej może tkwić potencjał, dotychczas niezbadany.
A punkt krytyczny? Rozpoznać go w sobie nie jest trudno. Wtedy
rzeczywiście, bierzemy chochlę i mieszamy tę zupę w nadziei, że się ulepszy.
Zmysł smaku przecież każdy ma w porządku i nie uwierzę nikomu, kto będzie
przekonywał, że jest mu ten smak spożywanych potraw obojętny. A jeśli
nie jest, no to musi pomieszać, coś dosypać nowego, jakoś to urozmaicić
ratując przed zapomnieniem lub obojętnością.
Albo uciec.
Gorzej, jak rzecz dotyczy "starego małżeństwa", gdzie nie pozostaje nic
innego jak tylko "przekonanie o braku innych możliwości". Oby tylko
konstruktywne, a więc, na ogół, pełne wyrzeczeń po obu stronach,
ze śmiertelnym na ogół przekonaniem, iz są to wyrzeczenia jednostronne.
;)
> [...]
> > Z tej pozycji każdy "walczący" jest śmiesznym karłem, kimś nie zdającym
> > sobie sprawy z faktu, iż CZAS płynie, atomy wciąż krążą po orbitach
> Jesli nie zdaja sobie sprawy, to moze dlatego, ze wola poprostu zyc niz
> tylko o podgladanym zyciu rozprawiac?
Mówisz "po prostu żyć"? I to wszystko? I dlaczego wplątujesz w to
podglądanie? Przecież nie chodzi tu o życie innych, ale własne.
Co najwyżej splecione jakoś z innym ożywionym osobnikiem.
Tu jednak wyłania się inna strona sprawy.
Co to znaczy "po prostu żyć"? Dla jednego będzie to zgarnianie ku sobie
dóbr materialnych, kolejno i stopniowo coraz bardziej wyrafinowanych.
Dla innego będzie to tworzenie nowych wartości, w postaci na przykład
filmów, reportaży z wojny, chwilowo lub na stałe z pogardą dla sprzętów.
Czy sądzisz, że oba te przypadki będą posiadały jednakową skłonność
do refleksji? Czy refleksja, jako taka, może być wartością samą w sobie?
Czy może ona ubogacać, czy też jest zbędnym balastem na drodze
do sukcesu? No i jak się ona ma do wrażliwości ramion naszej rozgwiazdy?
All
|