Data: 2010-07-27 12:41:36
Temat: Re: Sing...
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Tue, 27 Jul 2010 09:26:54 +0200, Sender napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Dnia Mon, 26 Jul 2010 15:18:54 +0200, Sender napisał(a):
>>
>>> że tutaj motywacja ma podłoże bardziej seksualne,
>>> więc i późniejsze natręctwa tych obyczajów są częstsze
>>> i silniejsze, niż przy innych nawykach.
>>> S.
>>
>> To wazne, co napisałeś. Bycie singlem (tym oczywiście "wolnym od
>> uprzedzeń", jak np przyjaciółki z "Seksu w wielkim mieście", gdzie częsta
>> zmiana partnerów seksualnych jest niczym nieograniczona, jest mniej ważka w
>> życiu niż kupno nowego obuwia czy bielizny) wchodzi w tzw krew - uważam, ze
>> takie osoby już nie nadają się do małżeństwa rozumianego jako związek
>> absolutny=wierny. Dla nich małżeństwo to po prostu następny,
>> atrakcyjniejszy sklep, w którym i tak można zwrócić towar, tyle że z
>> większymi perturbacjami... a to dla singla po prostu kolejna adrenalina
>> tylko.
>
> Pod względem konstrukcji człowieka i jego psychiki,
> bycie singlem jest nie tylko pewną patologią, ale
> poniekąd też wynaturzeniem i dlatego uważam podobnie,
> że osoby o trwałych deformacjach psychicznych nie są
> już raczej pełnowartościowymi partnerami,
> a wręcz mogą szkodliwe oddziaływać na innych.
> Zresztą w najprostszym przykładzie: wątpię, aby ktoś, kto
> to sobie uzmysłowi, chciałby męczyć się w życiu świadomie
> i dobrowolnie jak np. taki glob, całe życie z pianą na pysku
> i kręcący się niezdrowo z korkami wokół nastolatek.
> Jak trafi kiedyś na taką jak on, to może i dojdzie do jakiejś
> zwierzęcej kopulacji, ale z normalną pełnowartościową kobieta
> to już nie ma on szans na stworzenie jakiegoś normalnego,
> stabilnego związku, opartego chociażby przynajmniej
> na wzajemnym szacunku i wspólnych celach.
> S.
No dokładnie.
|