Data: 2002-01-19 16:25:42
Temat: Re: Smierc
Od: "Krzysztof" <k...@s...polbox.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Nie ma w tym przesady, saludzie, ktorzy tak wlasnie zyja a czasem smai
lubia
> doprowadzac do sytuacji, w ktorych czuja sie jeszcze blizej smierci - i w
> cale nie musza byc samobojcami.
>
> SF
Zgadzam się z tym. Ale chyba nie każdy umie tak czuć. Niektórzy dołkują się
raz na jakiś czas a z dnia na dzień żyją chwilami.
Grupka zamartwiających się i świadomych przyjścia śmierci jest chyba
znacznie mniej liczna albo tak dobrze się kryje. Ci są ogromnie wrażliwi,
łatwo ich dotknąć choćby nieświadomie i choć otwarci na świat, ludzi i
imprezy, to jednak bardzo zamknięci w sobie. I nawet jeśli lubia mówic,
zwierzać sie to bardziej z poczucia samotności niż z samej chęci mówienia o
sobie. Kolejne, malutkie niepowodzenia, niezrozumienia mogą rodzić jeszce
większe zamknięcie na świat, pogłębia poczucie samotności, odrębności a w
końcu niezrozumienia. Taka istotka czuje się coraz bardziej niechciana i
nierozumiana. Ale nikt tego nie zauważa, bo one nie daja po sobie poznać.
Tu są smiechy, radość i zabawa ale w duszy - zupełnie inne klimaty.
Pojawiają się myśli (z poczucia tej odrębności, fałszywego indywidualizmu)
bycia niechcianym, niepotrzebnym - w końcu śmierci.
Wówczas można nawet nie chcieć i nie myśleć o samobójstwie, ale właśnie o
śmierci, jej istocie. Stąd od zamartwiania jeden krok... I kogos brakuje.
Nie ma go, a jak można go zdobyć skoro się jest zamkniętym, smutnym,
itd..... Tak powstaje błędne koło. Czy można się z tego wyzwolić?
pzdr.
Krzysztof
PS. Cześć! Właśnie odkryłem Waszą grupę :)))
|