Data: 2003-10-10 13:16:03
Temat: Re: Szaleństwo?
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Flyer" w news:bm3eor$i8s$1@nemesis.news.tpi.pl...
/.../
Coś chyba przyciężkawa się nam ta forma zrobiła ;)).
Trzeba zaradzić...
[bezsilny]
> - naprawdę uważam, że to słowo dokładnie nie niesie żadnej informacji,
> więc nie wpływa na psychikę w sensie sprzężenia zwrotnego. Co innego,
> gdyby miało negatywną konotację - ale wtedy już z zupełnie innego powodu.
To złudzenie moim zdaniem. Każde słowo jest samo w sobie informacją.
Jeśli jednak ktoś rzuci tym słowem w przestrzeń nieokreśloną, to rzeczywiście,
nie wywoła to żadnych reperkusji w przypadkowym odbiorcy. Ale jeśli ktoś
będzie Cię bombardował tym samym jednym słowem (na zasadzie "pomidor"),
i do tego jeszcze dodawał jakieś inne informacje typu jęki, grymasy itp.,
to nieuchronnie pojawi się w Tobie ciąg skojarzeń, którego celem będzie
rozwiazanie zagadki - czyli znalezienie odpowiedzi na pytanie:
> /.../ czuje się bezsilnym - WOBEC CZEGO? - musi paść pytanie.
I tu się zapewne zgadzamy.
> Teraz zaczynam po części zgadzać się na stosowanie słowa bezsilność, ale
> w odpowiedniej parze
ok.
/.../
> Gdyby bezsilność sama z siebie wywoływała by szaleństwo, to szaleńcy
> powinni rosnąć jak grzyby po każdym deszczu i opadzie śniegu, bo też
> jesteśmy na nie bezsilni. Dlaczego więc nie rosną? ;)
Ech nie.. Nie rosną z innych powodów :). Choćby z takich, że jakakolwiek
bezsilność jest stanem obserwowanym w _danej chwili_, a nie stanem
permanentnym, niezmiennym. Im zresztą jest bardziej "chwilowa", tym mniejszy
jej wpływ na resztę psychiki. I na odwrót.
Przywołałeś opad śniegu...
No to weźmy teraz abstrakcyjny przykład i połączmy tenże opad śniegu
z podróżą godową muszki owocowej - gdzie tenże śnieg zaskakuje ją
w najmniej odpowiednim miejscu. Jej bezsilność wobec zgniatającego ją płatka
śniegu jest absolutna! Muszka ginie bezpowrotnie.
Weźmy teraz równie abstrakcyjny przykład z innego końca.
Jedziesz na umówione spotkanie z pracodawcą - jesteś już na 32 piętrze wieżowca
i masz jeszcze do przebycia 40 pięter. Nagle - z nieznanych Ci powodów winda
urywa się i beznamiętnie zmierza ku spotkaniu z gruntem w podziemiach gmachu.
Twoja bezsilność jest absolutna. Giniesz bezpowrotnie nie znając nawet przyczyn
dramatu.
Pytanie, czy będziesz miał czas aby oszaleć...?
/.../
> > Masz rację. I z tego też powodu, część ludzi pozbawionych dzisiaj pracy
> > jako naturalnego do niedawna sposobu na życie i przeżycie, ociera się stale
> > o szaleństwo. Bezsilność jest tu więc czymś powszechnym i stabilnym.
> > Oczywiście względnie.
> I dzięki Bogu, że Oni nie rozumieją, że stan ten wywołany jest
> niemożnością sprostania wzrocom wyuczonym w życiu [a nadzorowanym przez
> Państwo i propagowanym w interesie tegoż] - niestety powoli odzyskują
> "jasność umysłu", kierując swoje żadania wobec Państwa - zgadnij jaki
> będzie następny etap - negacja? ;)
Sugerujesz, że rozpad Państwa jest nieuchronny? Powrót do prymitywnych
form wytwórczości i handlu wymiennego?
/.../
> > OK. W takim razie jaki jest sens definiowania wspólnych matryc - nazw
> > kulturowych?
> Dla obiektywizmu - żaden.
To by się pokrywało z uprzednią sugestią - o ile ją dobrze odczytałem.
No nie wiem... Sądzę, ze prezentujesz dość krańcowy pogląd wywołany
zapewne Twoją bezsilnością i początkami szaleństwa ;)).
Wyjaśnij jeśli się mylę...;)
> > Jasne jest moim zdaniem to, że każdy proces komunikacji opierający się
> > na słowach można sprowadzić do poziomu elementarnego, a tym samym
> > zatracić jego skuteczność (kto wie czy nie doprowadzić się do szaleństwa;).
> Szaleństwo pojawi się wtdy, kiedy obie strony będą znały inne znaczenia
> słowa - tym samym potwierdzą, że przekaz oparty na tym słowie jest g...
> wart.
Zgadza się. Ja bym jednak podkreślił jeszcze raz fakt, że rozmawiamy o rzeczy,
która posiada swoja skalę, zmienne natężenie, czy jak to nazwać. I w tym sensie,
zmierzanie ku precyzowaniu pojęć jest równocześnie oddalaniem się od
praktycznego celu porozumienia. Gdybyśmy na przykład nie mieli zbyt wiele
czasu na nauczenie się podstaw języka, na przyswojenie sobie społecznie
funkcjonujących znaczeń słów, porozumienia by po prostu nie było, albo też
musielibyśmy je ograniczać do o wiele mniejszej ilości sygnałów.
Weź takiego psa. Dlaczego on nie rozmawia z Tobą Twoim językiem?
[tu strzelę karkołomną abstrakcję ;)))]. Gdyby wszyscy jego przodkowie,
od 100 tysięcy lat wstecz, żyli co najmniej tak samo długo jak człowiek, a więc
mieli w każdym pokoleniu więcej czasu na doskonalenie metod komunikacji
między sobą - wówczas prawdopodobnie ich mózgi byłyby na tyle sprawne,
że i aparat mowy mógłby spokojnie funkcjonować tak jak ludzki...;).
> > Jedynym wyjściem jest jak zwykle kompromis, a więc rezygnacja z precyzji
> > na rzecz skutku.
> Jakiego skutku All - popatrz znów na bezrobocie - w wyuczonych modelach,
> propagowanych przez szkołe, Państwo, doradców HR, Wszystkich:
Dla mnie skutkiem jest tu porozumienie się jednego z drugim...;)
Za pomocą słów zresztą.
/.../
> Zrozum - tu nie ma kompromisu - w Polsce możesz odpowiadać na różne
> ogłoszenia [nie na prezesów czy dyrektorów] i nie mieć pracy rok,
> czasami dwa lub więcej -
No tak. Od abstrakcji przepłynąłeś do konkretów bezrobocia.
Nie o takim kompromisie myślałem. Ale rozumiem, że trudno jest się oderwać
od własnej bezsilności ;)...
OK. Już nie żartuję - sprawa jest poważna.
Kompromisem nazywałem stan, w którym Ty i Twój nowy pracodawca
podacie sobie dłonie ku obopólnemu zadowoleniu. Od tego stanu dzisiaj
dzieli Cię bariera słów pisanych i mówionych, wypełniona sporadycznymi
napadami bezsilności. Po "tamtej stronie" ludzie posługują się chyba innymi
pojęciami, skoro nie mogą dranie dostrzec Twoich walorów !!! :|||
/.../
> roztłuczone i sklejone akwarium nadal będzie roztłuczone /.../
Nie daj się!!
> Flyer
All
|