Data: 2003-11-02 11:59:33
Temat: Re: Uzdolnienia
Od: "Albert" <r...@p...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
>nie ma geniuszy.
>> A tu pokazales wyraznie, ze ze wzgledu na Twoj 'potencjal',
>> skale dla glupoty nalezaloby znacznie rozszerzyc - dopiero
>> wtedy pewnie bys sie zalapal, choc i to pewne nie jest biorac
>> pod uwage ew. 'rozwoj'. ;DDD
a to już Twoja interpretacja trzech wyrazów... ja się pod nią nie podpisuję.
nie wiem czy traktować to jako komplement, czy obrazę... :]
no więc rozwinę, bo widzę, że pojawiają się niejasności.
wątek przewodni: skąd się biorą uzdolnienia?
ano głównie z pracy nad nimi.
można mieć pewne genetyczne uwarunkownia, które sprzyjają rozwojowi pewnego
uzdolnienia (np: długie palce pianistki, sokoli wzrok myśliwego, barwa głosu
śpiewaczki). ale nie to wyznacza stopień uzdolnienia, to tylko narzędzie,
które pomaga na starcie. rozwijanie talentów (różnych, dla różnych ludzi) od
najmłodszych lat powoduje, że mamy całą gamę ludzi uzdolnionych w
najróżniejszych kierunkach. Przy braku odpowiednich warunków do rozwoju
talent zginie bezpowrotnie, bo człowiek zajmie się nie tym czym powinien i
zacznie się specjalizować w kierunkach niezgodnych z predyspozycjami, które
posiada. pojawia się wtedy syndrom jakiejś "zmarnowanej szansy", lub
zakłopotanie "szarą codziennością".
a co z geniuszami? za geniuszy uważano kiedyś ludzi (nie mylić z
omnibusami), którzy wyróżniali się spośród innych inteligencją,
błyskotliwością i umiejętnością patrzenia na świat z wielu stron, czyli tzw.
"otwarty umysł". To jest pewien dar. Kwestią sporną jest, na ile te
umiejętności mają podłoże genetyczne, a na ile są wynikiem wychowania i
odpowiednich warunków w pierwszych 3 latach życia człowieka. Geniusz nie
byłby geniuszem, gdyby te predyspozycje nie były potwierdzone szeroką i
wszechstronną wiedzą, której zdobywaniu poświęca bardzo dużo czasu, często
całkowicie marnując swoje życie i stając się nieudacznikiem życiowym (patrz:
Einstein, który chodził wiecznie z głową w chmurach i zdarzało mu się zjeść
obiad drugi raz, bo nie zapominał o pierwszym, czy Hitler, który swoim
umiejętnościom negocjacji i szantażu poświęcał tyle czasu, że w końcu wpadł
w wir własnych fantazji i pychy i zaraził nim pół ówczesnej Rzeszy). suma
predyspozycji i nabytych umiejętności przekładała się na ich geniusz.
a dziś? co w czasach kiedy specjalizacja nauki poszła we wszystkich
możliwych kierunkach? ano mamy rzeszę wąsko specjalizowanych ekspertów i
mnóstwo płytko specjalizujących się "przekrojowców". w każdym razie sytuacja
jest o tyle ciekawa, że nikt już nikogo nie nazywa geniuszem, bo wiedza
(również ta życiowa) rozrosła się jak balon we wszystkich kierunkach i byle
ekspert jakiejś wąskiej dziedziny w której geniusz "średnio" się orientuje,
go już geniuszem nie nazwie.
Zdrowko
Albert
|