Data: 2011-11-03 21:06:13
Temat: Re: "Wielka książka o aborcji".
Od: Fragile <s...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 03 Nov 2011 14:10:52 +0100, SuziQ napisał(a):
> W dniu 2011-11-03 13:55, Fragile pisze:
>> Dnia Thu, 03 Nov 2011 13:16:32 +0100, SuziQ napisał(a):
>>> [...]
>>> Ludzie sami zrobili sobie taki barłóg. Bo tak. Jak nierozumnemu kotu
>>> robiąc kanepke rzuce kilka razy ochalapa, to chocbym go potem pedzila
>>> na kopie to on i tak bedzie z daleka czekal na ochapa. Podobnie ma sie
>>> rzez z opieka zdrowotna. Zaczeli dawac i koło 'posmarujesz to pojedzisz
>>> sie toczy'. Taka jest prawda.
>>> [...]
>>>
>> Twoim zdaniem wina jest tych, co daja (tak zrozumialam z powyzszego
>> tekstu), czy moze jednak tych, co biora?
>
>
> A Twoim zdaniem Fra, fakt , że mój kot zrywa sie na cztery łapy jak
> poparzony
> gdy słyszy dźwięk otwierającej sie lodówki to jest jego wina bo bierze
> czy moja bo go nauczyłam?
>
Wina? Niczyja wina. Natura. Moj psiak tez tak reaguje :)
To niezbyt dobry przyklad (dobry do dyskusji dot. zwierzat :)), lecz nijak
sie ma do relacji lekarz-pacjent. To jest nieporownywalne.
Lekarz jest (powinien byc) czlowiekiem ;)
>
> Wczesniej tego nie miał, jadl tylko ze swojej
> miseczki a teraz siedzi pod nogami,patrzy w górę irytująco miałczy.
> Wiesz nie oszukujmy się. W dobie dzisielszej, jesli chodzi o piniądz, to
> tylko troszke odstajemy od zwierzat. Wiem, ze wina lezy po obu stronach,
> ale bardziej winny jest dajacy.
>
Zgadzam sie, ze odpowiedzialnosc za funkcjonowanie tych mechanizmow ponosza
obie strony, ale jednak wiecej w tej sytuacji wymagalabym od lekarza,
dlatego tez chyba jego bardziej obwiniam... Choc przyznam, ze to dosc
zlozony problem. Moze to kwestia empatii... Predzej zrozumiem chorego,
ktory potrzebuje pomocy, i stara sie ja zdobyc, niz wyrachowanego lekarza,
ktory bez mrugniecia okiem przyjmie wszystko.
Dajacy bardzo czesto jest zdesperowany. Szuka ratunku wszedzie, poza
gabinetem lekarskim czesto rowniez. Czasami ukochana osoba (matka, ojciec,
corka, syn, brat, siostra, zona, maz, babcia itd) badz on sam, jest
nieuleczalnie badz smiertelnie chory. Niewyobrazalnie cierpiacy. Czesto
czas odgrywa kluczowa role w leczeniu. A bardzo czesto tego czasu wrecz nie
ma... Jesli ma pieniadze (wlasne, badz pozyczone, badz zebrane od ludzi
dobrej woli) i moze przy ich pomocy przyspieszyc termin ratujacej zycie
operacji, badz zabiegu, badz badan, a co za tym idzie leczenia, czy
powinien zwlekac i czekac bezczynnie iles miesiecy czy lat (otak, w tym
kraju i takie terminy sie zdarzaja) na ratowanie zycia np. jego matki?
Czlowiek w potrzebie szuka pomocy, a w sytuacji zagrozenia (a wszelkie
problemy zdrowotne sa potencjalnym zagrozeniem, i ludzie czesto odczuwaja
strach i lęk z nimi zwiazany) lapie sie wszystkiego. Jest gotow zaplacic
kazde pieniadze, by uratowano zycie najblizszej mu osoby. Ludzie robia
rozne rzeczy, by pomoc najblizszym.
Dalej jednak wszystko jest w rekach lekarza. Lekarz nie jest postawiony w
sytuacji ekstremalnej, traumatycznej, jak pacjent i jego rodzina. Nie jest
zdesperowany. Czy pieniadze wezmie, czy nie, czy bedzie traktowal swoich
pacjentow rowno, czy nie - to jego swiadoma decyzja. Czesto wyrachowana.
Uwazam, ze zaden lekarz nie powinien brac lapowek. Zaden. W zadnych
okolicznosciach. I gdyby nie brali, moze ludzie przestaliby w koncu dawac.
Skoro biora, i to jeszcze ustalaja stawki na roznego typu uslugi i zabiegi,
to co tu duzo mowic... Tu w gre wchodzi zycie i zdrowie, i chory, jesli
tylko bedzie go stac, bedzie dawal. By sie ratowac. To naturalne.
Oczywiscie sytuacja sytuacji nie rowna.
>
> Bo nie spotkałam sie, zeby mnie lekarz
> od tak dal do zrozumienia ze che w lape, ale za to nie raz widzialam te
> baby z reklamówami na poczekalni. Ja nie wiem, moze to sie zaczelo od
> prezentow, w ramach opieki, to wydaje mi sie uczciwe, ostatnio sama taki
> dalam, bo lekrz mnie mile zaskoczyl, ale po... a nie przed. Na wlasne
> oczy widzialam jak ordynator,na obchodzi skakal kolo starej babki,ktora
> de facto lezala na to samo co ja.A przy moim lozku
> ...wierz mi, ledwie przemkną. Smutne to,(az mi sie plakac zachcialo) bo
> czlowiek traci poczucie
> wartosci,
>
Doskonale to rozumiem...
Czesto bywam w szpitalu, i w gabinetach lekarskich, z lekarzami i
przeroznymi procedurami lekarskimi oraz badaniami mam do czynienia
non-stop, i nikt chorego/cierpiacego tak nie zrozumie, jak drugi cierpiacy
czlowiek ;)
>
> ale babka sam powiedziala nam, ze " ale on to dostał".
>
Mogl nie wziac. Lekarz ma zawsze wybor. I sa tacy, ktorzy nie wezma za
skarby swiata.
>
> ps.aha, ja mojemu, lekarzowi, upominek dałam po roku od szpitala.
> nie czuje sie winna, po prostu, bylam mu wdzieczna, nawet napisalam
> wiersz o tym jak serdecznie sie mna zatroszczył.
>
To naturalne i piekne, ze czlowiek chce w szczegolny sposob podziekowac,
okazac swoja wdziecznosc... I robi to w sposob, na jaki go stac. I to jest
najpiekniejsze i najbardziej wartosciowe podziekowanie.
Pozdrawiam :)
M.
|