Data: 2005-02-09 12:06:50
Temat: Re: Zdradziłem - długie
Od: "T.N." <x...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Margola Sularczyk" <margola@nu_spamie_pagadi.ruczaj.pl> napisał
w wiadomości news:cucmss$len$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Ależ właśnie ja stawiam siebie na pierwszym miejscu w takim wypadku i swój
> stan psychiczny i dlatego mówię - wolę nie wiedzieć.
No i świetnie. Ale tu jest problem w tym, co woli jego żona.
> Małe masz pojęcie o cierpieniu zwiazanym ze zdradą, skoro przyrównujesz to
> to wody utlenionej.
Analogia dotyczyła głównie tego, że pozbawiamy się w ten sposób
poważniejszych poważniejszych komplikacji, a nie intensywności i czasu
trwania bólu.
>To raz. Dwa - oczywiście, cierpienie jest oczyszczające,
Akurat ja tego nigdzie nie napisałem.
> tylko dlaczego za błąd mojego partnera miałabym cierpieć ja?
Rzecz w tym, że życie w zakłamaniu też może być swego rodzaju, dość
specyficznym cierpieniem.
> Tym domniemaniem jest fakt, że wierzy się w to, ze najbliższa osoba nie
> skrzywdzi. Skoro już skrzywdziła (zdradziła), to niech nie obarcza mnie
> swoim poczuciem winy, tylko radzi sobie z nim sama, mnie po cichu
> zadośćuczyniając.
A jeśli byłaby sytuajca, że zdradzający nie ma poczucia winy? Albo jest ono
relatywnie niewielkie? Ja kwestii zdrady i tego co po niej nie sprowadzałbym
jedynie do "poczucia winy".
T.N.
|