Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Zlitujcie się nad własnym mózgiem.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Zlitujcie się nad własnym mózgiem.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2010-03-09 11:48:38

Temat: Re: Zlitujcie się nad własnym mózgiem.
Od: "Slawek [am-pm]" <s...@t...nic> szukaj wiadomości tego autora

"Maciej Woźniak" <m...@w...pl> napisał
w wiadomości news:hmr37k$5k8$1@inews.gazeta.pl...

>> [...] Z punktu widzenia
>> absolutnego obserwatora, widzącego wszystko i wszędzie natychmiast,
>> z poruszającymi się w eterze przedmiotami dzieją się dziwne rzeczy.
>> Zaczynają się spłaszczać w kierunku ruchu, w dodatku wszelkie
>> oscylatory (czy jakiekolwiek inne, równomiernie powtarzające się
>> cykle) zwalniają. Tylko spoczywająca kula jest kulą a sześcian
>> sześcianem, ruch w dowolnym kierunku robi z kuli elipsoidę
>> dwuosiową a z sześcianu równoległościan.
>
> Cóż w tym dziwnego? Wiązania atomowe są elektromagnetyczne. Dziwne
> to by było, jakby ruch przez eter na nie nie wpływał.


"Dziwne rzeczy" to tylko figura retoryczna dla gawiedzi, bo znamikota
większość ludzi nie obserwuje w życiu codziennym żadnych takich
efektów. Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, dla mnie to jest
wręcz oczywiste. Cieszę się, że dla Ciebie również.

Wspomniałeś o elektromagnetycznych wiązaniach atomowych. Historycznie
rzecz biorąc, teoria eteru dotyczyła początkowo propagacji fal
elektromagnetycznych, bo w tamtych czasach nie istniała jeszcze
wiedza dotycząca struktury materii na poziomie atomowym.
Dzisiaj nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozciągnąć zakres stosowania
teorii eteru i do tego obszaru, przez co staje się wytłumaczalne skracanie
poruszających się sztywnych (z natury) prętów (wydaje mi się, że Lorentz
nie mógł o tym mieć pojęcia) oraz zmniejszenie się obserwowanej
częstotliwości jakichkolwiek oscylatorów (atomowych czy mechanicznych -
- bo siły sprężystości też w prostej linii wywodzą się z oddziaływań
elektromagnetycznych) i zwolnienie tempa zachodzenia jakichkolwiek
procesów (chemicznych, biologicznych, itd.). Na dobrą sprawę tyczy się
to również zegarów wahadłowych tykających na dowolnej planecie,
z tym, że zwolnienie tykania dotyczyłoby rozpędzenia całego zestawu:
planety i zegara wahadłowego.

Kilka istotnych przesłanek skłania mnie do przyjęcia wniosku, że
teoria eteru sięga głębiej, niż tylko do poziomu atomowej organizacji
materii. Może to dla niektórych dziwnie brzmi, ale deformacja wymiarów
czasowych i przestrzennych dotyczy wprost takiego elektronu
czy kwarka. Czy da się jednak uratować koncepcję eteru kojarzoną
z propagacją fal elektromagnetycznych? Byłoby łatwiej, gdyby wszystkie
cząstki (tak zwane) elementarne miały jakiś ładunek elektryczny, tymczasem
neutrino - jak sama nazwa wskazuje - jest neutralne. Inna sprawa, że
w modelu standardowym foton też ma ładunek zerowy, a jednak świetnie
się w eterze propaguje. Wręcz najlepiej ze wszystkich obiektów.
Można ostatecznie rozważać nie propagację fal elektromagnetycznych,
tylko - ogólnie - fal materii, jak to niektórzy pasjami na tej grupie czynili.

Jeśli zejść właśnie na ten podstawowy (przynajmniej za taki obecnie
uważany) poziom organizacji materii, międzyatomowe wiązania
elektromagnetyczne (oraz ich potencjalne deformacje) stają
się sprawą wtórną, tak jak wtórną sprawą jest skrócenie długości
metalowego pręta w ruchu względem eteru.


>> No i częstotliwość
>> oscylatorów jest stała i niezmienna tylko w nieruchomych obiektach,
>> w każdym poruszającym się zmniejsza się - tym bardziej, im większa
>> jest prędkość absolutna.
>
> Einstein to wyjaśnił. Po przejechaniu wyjaśnienia Einsteina searchem
> and replacem....


Stary, co ty pierdzielisz? Opsss., chciałem napisać - ośmielę się wyrazić
odmienną opinię w przedmiotowej kwestii. Einstein nie wyjaśnił, DLACZEGO
"czas lokalny" w poruszających się układach inercjalnych zwalnia ani
DLACZEGO skraca się "wymiar liniowy" w kierunku ruchu. Przedstawił
tylko teorię, JAK ten "czas" czy "wymiar" się skraca. Osobną kwestią
jest to, iż w granicy poznania ostaną się ino teorie typu JAK. Ale TW
czy TE(teru) nie jest jeszcze tą granicą.


> Ale do brzytwy to ma się nijak. Brzytwa ucina rzeczy NIEPOTRZEBNE.
> Jak chcesz, żeby Twoja teoria nie bała się brzytwy, panie Einstein,
> patrz NAJPIERW na potrzeby, POTEM na istotę wszechświata. Proste?
> Aha, potrzeby to dość trudny temat... I całkiem niematematyczny:(


I tutaj właśnie - prawdopodobnie - dochodzę do sedna naszych zasadniczych
rozbieżności. Wręcz gigantycznych, które prowokują mój umysł do pisania
ogromnego elaboratu, na dwa tysiące linii.

O czym ty do mnie w ogóle piszesz? O potrzebach? Za potrzebą to można
se iść za stodołę. Dawno temu tak napisałem:


> "W skrócie: Co dokładnie i wyłącznie jest (jedynie istotnym)
> CELEM nauki ?"
>
> Jedynie istotnym celem nauki jest poszukiwanie prawdy.
> A co to jest prawda? Jest to niesprzeczna teoria. Wszystko
> poza tym i obok tego to bredzenia nawiedzonych idiotów.


Jeśli jakikolwiek (phi!) uczony ma na względzie jakieś potrzeby
czy anty-potrzeby, to wychodzą takie potworki jaki łysenkizm
albo pożałowania godne incydenty, w rodzaju prześladowania
Giordano Bruno, wpisania dzieła Kopernika na indeks ksiąg
zakazanych, wygnania przedstawicieli żydowskiej fizyki
z Niemiec za czasów Hitlera, tępienia burżuazyjnych teorii
cybernetycznych czy genetycznych w reżimach komunistycznych.
To tak w skrócie, jeśli chodzi o potencjalne zapotrzebowanie
społeczne lub wręcz przeniwnie - godzenie w porządek społeczny.

Teraz potrącę w przelocie motywacje wewnętrzne (niedo)uczonego.
Jeśli ktokolwiek kleci jakąś teorię i ma w tym jakiś interes, to jest
dupa, a nie "prawdziwy" (wy)myśliciel. Jeśli robi cokolwiek (w temacie
opracowania jakiejś teorii, rzecz jasna) z oportunizmu, ze strachu,
żądzy pieniędzy, zaszczytów i sławy, zdobycia wpływów czy dokopania
konkurentom, to natychminast spada prawdopodobieństwo, aby
opracował jakąś "dobrą" teorię.

Podobno wszystkie znaczące osiągnięcia naukowcy wymyślają przed
trzydziestym rokiem życia. Jeśli przypadkiem dostaną Nobla po
sześćdziesiątce, to tylko dlatego, że komitet przez kilkadziesiąt lat
musiał nad tym deliberować. Mam tutaj swoją (jakże by inaczej)
teorię. Otóż młody człowiek, nie mając jeszcze żadnych rodzinnych
zobowiązań, oddaje się z pasją robieniu głupstw i świństw, ewentualnie
nikomu niepotrzebnych przedsięwzięć, w tym dociekaniu istoty
wszechrzeczy. Jednak zasadniczy przełom następuje, gdy się ożeni,
a całkowita klapa wtedy, gdy się rozmnoży. Bardzo szybko przyziemne
sprawy kompletnie przesłaniają mu poszukiwanie absolutu. Ważne się
wtedy dla niego staje (w czym zwykle istotny jest doping ze strony żony),
aby dobrze urządzić swoje gniazdko oraz nakarmić i wykształcić
dziobaki. To ostanie samo w sobie nie jest może takie naganne, ale
sprawia, że osobiste ambicje przenoszone są na progeniturę. Zatem
koniec bujania w obłokach, trzeba się skupić na rozwoju kariery
widzianej wyłącznie jako środek do osiągnięcia materialnego celu.

Niecały rok temu tak mi odpisałeś, co mnie wtedy trochę zatkało,
gdyż potencjalnie przygotowywana odpowiedź przerosła moje
ówczesne możliwości czasowe, a i dzisiaj odpiszę "po łebkach":


>> Może jednak się mylę, a najważniejszą kwestią
>> dla Ciebie jest faktycznie to, kto "dostanie łomot
>> w dyskusji i ucieknie płacząc"? Naprawdę tylko
>> o to miałoby chodzić? Byłoby to, doprawdy,
>> wielce rozczarowujące.
>
> Prawda taka bywa:(
> Niestety, w dyskusji "naukowej" na ogół o
> to właśnie chodzi. Dlatego takie emocje,
> dlatego dyskutują tutaj głównie mężczyźni.
> I prawdopodobnie dlatego też głównie oni
> się nauką zajmują. A jaki to ma sens z
> punktu widzenia nauki? Ano, wbrew pozorom,
> ma.


Tak, tak, jak najbardziej, jeśli chodzi o piąty czy dziesiąty jej sort.
I co z tego wychodzi? Co najwyżej karykatura nauki. Taki poziom
uprawiania nauki nie różni się w swej istocie od trykania łbami
baranów.

Prawdziwy (Eu)geniusz jest "ponad to wszystko". Szanownej
Publiczności może się tu i ówdzie roić, że ten ciapowaty gość
dostaje srogi łomot od jurnego, przebojowego byczka, tymczasem
ten pierwszy mógł się nawet nie zorientować, że ktoś go właśnie
- w oczach debilnego w swej masie tłumu - jentelektualnie poturbował.

Mógłbym tak jeszcze długo bulgotać się i pienić, popuszczając
postronek swojego osobistego barana, baranie. Chętnie przytoczyłbym
jeszcze przypowieść o dobrej dziwce, znakomitym rzemieślniku oraz
prawdziwym uczonym oraz dlaczego bezcelowe dociekanie, "o co
w tym wszystkim chodzi" potrafiło tu i ówdzie wygrać z doraźnym
rozwiązaniem problemów dotyczących wystrugania patyka, ukręcenia
sznurka czy synchronizacji działań międzyludzkich. Ale może wrócę
do tych dywagacji przy innej okazji.

Jakoś tak do tej pory umykało mojej uwadze Twoje "przyssanie się"
do tak zwanej praktyki. Wydawało mi się, że dyskutowaliśmy
o teorii. Ze swojej strony staram się, aby była ona jak najlepsza.
Wtedy zaś jest najlepsza, gdy na pytanie: "Do czego jest ta teoria?"
pada odpowiedź: "Ta teoria jest do niczego!" (trawersując
i trawestując stary skecz o hydraulikach). Co ciekawe, właśnie
takiej teorii, która jest do niczego, najpełniej dotyczy sentencja:
"Nie ma nic bardziej praktycznego od dobrej teorii".

Jeśli konstruuję teorię, mam głęboko w dupie jakiekolwiek praktyczne
jej zastosowanie - w najgłębszym, najodleglejszym zakątku kiszki
stolcowej. Naprawdę nic mnie nie obchodzi, jaki potencjalnie użytek
zrobią z niej miliardy ludzi. Ta relacja jest symetryczna - miliardy
ludzi ma w podobnym miejscu wiele całkiem niezłych (moim bardzo
nieskromnym zdaniem) teorii. Z różnych badań wynika, że połowa
(plus minus dwa miliardy) ludzi na świecie jest przekonanych, że
Słońce krąży wokół Ziemi, że Darwinowska teoria ewolucji to bujda,
a za wszystkie nieszczęścia tego świata odpowiada spisek masońsko-
żydowski.


> Ale do brzytwy to ma się nijak. Brzytwa ucina rzeczy NIEPOTRZEBNE.
> Jak chcesz, żeby Twoja teoria nie bała się brzytwy, panie Einstein,
> patrz NAJPIERW na potrzeby, POTEM na istotę wszechświata. Proste?
> Aha, potrzeby to dość trudny temat... I całkiem niematematyczny:(


Mam patrzeć na potrzeby milionów chłopków-roztropków? Bo oni
stwierdzą, że coś w "mojej" teorii jest niepotrzebne? Wybacz, w tym
momencie z Twojej rady nie skorzystam. Co innego, gdybym starał
się skonstruować dobry zegarek albo zaproponować przełomowy
sposób rozrzucania obornika.

Aha, bardzo chętnie podyskutuję o teorii potrzeb, może niekoniecznie
w tym momencie. Tylko mi nie pisz, na jakie potrzeby powinienem
zwrócić uwagę tworząc (czy rozwijając) taką teorię, tak jak nie mam
zamiaru zakochać się w teorii miłości czy wystraszyć takiej czy innej
koncepcji lęku.

Jeszcze na chwilę wrócę do teorii względności, której bynajmniej
nie bronię, a wręcz przeciwnie - chciałbym ją wywrócić na lewą stronę:


>> Gdyby przypadkiem ludzkość wcześniej skonstruowała rakiety,
>> satelity i samochody niż wymyśliła teorię względności,
>
> A gdyby przypadkiem nigdy nie wymyśliła teorii względności,
> albo od razu po wymyśleniu wrzuciła ją do kosza, gdzie jej
> miejsce...
> Czy sądzisz, że satelity od GPS wysłano w kosmos już z
> poprawkami na zegarach? A ja sądzę, że poprawki wprowadzono
> dopiero na miejscu, kiedy się okazało, że system nie działa
> wedle oczekiwań. Tak więc, moim zdaniem, w rzeczywistości
> historia wyglądała tak samo, jak w Twoim gdybaniu.


Zważywszy na wykształcenie ludzi biorących udział w przedsięwzięciu,
stuletnią dominację TW oraz znane już od dobrych paru lat
doświadczenia z latającymi w samolotach zegarami atomowymi,
jestem przekonany, że było inaczej, niż w moim gdybaniu,
zatem inaczej, niż w Twoim zgadywaniu, jak było w rzeczywistości.
Jednak nasze gdybania mają znikomą wartość dowodową,
wydaje mi się, że można dotrzeć do źródeł tej historii, bo
większość jej świadków i uczestników jeszcze żyje.

Przyznajesz w każdym razie, że zegary wymagają korekty
przed wysłaniem w kosmos, zatem zdajesz sobie sprawę,
że coś tam zwalnia, będąc w ruchu. Ja w każdym razie
wiem, że Ty wiesz, ale jak obserwowałem niektóre dyskusje
z Twoim udziałem, to sprawiałeś wrażenie, jak byś nie wiedział,
wychodząc na jednego z wielu durni, obalających swoje osobiste
wyobrażenia na temat teorii względności. Czy Ciebie to jakoś
nie rusza?

Gdzieś kiedyś przedstawiłeś interpretację rozpadu mionów,
ale nie potrafiłem namierzyć stosownego tekstu. Czy mógłbyś
zdanie czy dwa na ten temat napisać?


"Fakt obserwacji na powierzchni ziemi silnego strumienia mionów,
wytworzonych w górnych warstwach atmosfery, jest często
cytowany jako dowód na istnienie przewidzianego przez szczególną
teorię względności zjawiska dylatacji czasu. Bez dylatacji mion
poruszający się z prędkością bliską prędkości światła powinien
rozpadać się średnio po przebyciu drogi około 660 m. Tymczasem
na Ziemi obserwujemy miony wyprodukowane na wysokości
kilkudziesięciu kilometrów nad jej powierzchnią. Wynika to
z relatywistycznego wydłużenia czasu życia szybko poruszającej
się cząstki."


Nie przejdzie Ci przez klawiaturę sformułowanie, że czas lokalny
cząstki zwalnia względem naszego czasu, zatem co Ci przejdzie
przez klawiaturę?

Dzisiaj z kolei zwróciłem uwagę na Twoją wypowiedź w innym wątku:


>>> Nie ma czegoś takiego, jak pełna, właściwa, prawdziwa i
>>> rzeczywista natura Wszechświata. Więc nie ma i czego
>>> przybliżać.
>>
>> Hmm... Zapewne wszyscy zgadzamy się z tezą, że wszechświat JEST. A skoro
>> jest, to jest JAKIŚ. Ma jakieś konkretne cechy.
>
> Widzisz, gdyby nikt Ci w dzieciństwie nie powiedział, że kot kot to
> jest takie czworonożne stworzenie, to nie mógłbyś określić, ile nóg
> ma kot - bo żeby coś o kocie stwierdzić, to najpierw trzeba wiedzieć,
> co to jest.
> I z cechami świata jest podobnie. Widzisz, że świat je ma, bo nauczono
> Cię, że je ma.
>
> Tak więc, świat ma, owszem, pewne cechy. Tylko, że nie ze swej
> istoty, a z naszego nadania. I bardzo często nasze nadanie nie
> jest specjalnie konkretne.


Tutaj wypadałoby, moim zdaniem, trochę podyskutować, bo "teoria
języka" wiąże się z połową tekstu, który powyżej naprodukowałem.
Nawiązałbym przy tym do innej dyskusji, którą również swego
czasu zarzuciłem, odkładając ją na następne lata. Jednak do lata
jeszcze daleko, zatem podziękuję w tym momencie za uwagę.

--
Sławomir Drażba

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

WIDZIALEM...
Poddaję się
na dzień dobry
na dobranoc
Re: Ustawa.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »