Strona główna Grupy pl.soc.rodzina /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??

Grupy

Szukaj w grupach

 

/bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 65


« poprzedni wątek następny wątek »

41. Data: 2003-01-27 22:29:56

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "MOLNARka" <g...@h...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Iwon(k)a" <i...@p...onet.pl> napisał

> wiesz co jakos inaczej wyobrazam sobie malzenstwo, na pewno nie
> jako kontrakt buisnesowy, a raczej jako uklad dwoch osob
> chcacych uszczeliwic siebie nawzajem.

To Ty. Ale mam nadzieję, że przyjmujesz do wiadomości, że są także inne
podejścia do tego tematu.


> tylko osoba nie majaca
> emocjonalbego stosunku do swojego partnera spokojnie moze ogladac
> jak ta druga strona ukladu "ledwo dycha" probujac spelnic
> ten chory uklad.

Układ _nie_ jest chory dopóki obydwoje partnerzy się na niego godzą. A nic
nie wskazuje, że Załamana poinformowała męża o chęci zmiany. Narazie unosi
się honorem i przegrywa.


> mysle
> ze na ten temat wiele rozmawiali,

A ja myślę, ze nie. I obie mamy rację bo autorka nic o tym nie powiedziała i
my możemy sobie gdybać ;-)

Ja nie uważam, ze ten układ jest dobry ... ale nie podoba mi się obgadywanie
męża tylko dlatego, ze więcej zarabia i, ze trzyma się ustaleń.
A kobitki mamy żałować i łączyć się z nią w bólu bo ona mało zarabia i nie
daje rady .... coś to dla mnie nie tegez ;-)

Jeszcze jedno Iwon(k)o ... czy mogłabyś używac WIELKICH liter rozpoczynając
zdanie - trudno się czyta taki 'maczek'.

Pozdrawiam
MOLNARka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


42. Data: 2003-01-27 23:36:44

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "boniedydy" <b...@z...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik puchaty <p...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:b13312$s33$...@n...onet.pl...
>
> Użytkownik "boniedydy" <b...@z...pl> napisał w
wiadomości
> news:b12tjc$aje$1@news.tpi.pl...
> > A ja ten post odebrałam jako wołanie o ratunek osoby tak nieszczęśliwej
i
> up
> > okarzanej w związku, że nalezy jej tylko współczuć.
>
> Zgoda. To jest wołanie o ratunek. Datego nie należy jej TYLKO współczuć.
> Wg mnie związek raczej nie nadaje się do kontynuacji dlatego uważam, że
> dziewczyna powinna się skupić na tym by wyciągnąć dla siebie z niego
> wszystko co najlepsze. (inni już pisali o podziałach majątku, alimentach
> itp.)
> - ja myślę też o lekcji na przyszłość.

Oczywiscie. Nie znamy sytuacji, ale z tego co napisała załamana, kojarzy mi
się ona z koniecznością nauki obrony własnych granic, zwłaszcza wobec osób
bliskich.

> Oceniać możemy tylko to, co czytamy. Na grupie pojawia się przecież wiele
> postów przesyconych uczuciami. Jeśli ktoś ma problem by wyrazić je
> (bądź co bądź) anonimowo, można przypuszczać, że podobnie jest w realu.

Otóż nie widzę w tym poście braku uczuć, jeno powściągliwe ich wyrażanie. Z
całego postu przebijają jednak IMO bardzo silne emocje. Odczuwam to. Być
może nakładam swoje odczucia na emocje załamanej, jednak nie sądzę, żebym
błąd ten popełniała w większym stopniu, niż osoby, które odebrały ten post
zgoła inaczej.

boniedydy

PBD ;)



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


43. Data: 2003-01-27 23:40:58

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "boniedydy" <b...@z...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik rafal <r...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych napisał:
> "boniedydy" <b...@z...pl> wrote in message
> news:
> > IMHO to nie jest inna sytuacja. Nie wyobrażam sobie, żebym z mężem
> zaczęła
> > dzielic pieniądze na swoje i jego, _tym bardziej_ kiedy poświeciłabym
> się
> > dla dobra naszego wspólnego dziecka, siedząc w domu przez dłuższy
> czas.
> > Takiego faceta, jak Ty, należałoby opuścić i zostawic mu na wychowanie
> > dziecko: jakbyś musiał zatrudnić dobrą nianię do dzieci, kucharkę i
> > sprzątaczkę, zobaczyłbyś ile warta jest praca Twojej żony.
> >
> > boniedydy
>
>
> To fajnie, ale dlaczego jesteś tak przemądrzała że uważasz iż wszyscy
> powinni robic dokładnie to samo co Wy ?
> Układy finansowe w naszym małżeństwie ewoluowały wielokrotnie a
> aktualnie przybray taką formę jaką akceptują obie strony. Skąd taki pęd
> do zbawiania innych i świata i narzucania im swojego punktu widzenia ?

Jeżeli obydwoje tę sytuację akceptujecie (nie z przymusu), to proszę bardzo.
Ja bym jej w życiu nie zaakceptowała. I nie chodzi właściwie o sposób
podziału wydatków, ale o ton, jakim piszesz o żonie, o fakcie jej
utrzymywania, i o tym, ze starasz się jej nie wydzielać zbyt wiele
"kieszonkowego".

boniedydy




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


44. Data: 2003-01-28 00:02:54

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "Iwon\(k\)a" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

"MOLNARka" <g...@h...pl> wrote in message news:b14btj$fle$4@news.tpi.pl...

> To Ty. Ale mam nadzieję, że przyjmujesz do wiadomości, że są także inne
> podejścia do tego tematu.

jasne, tylko jak widac u nich to nie dziala, mimo spotkania w poradni.


> Układ _nie_ jest chory dopóki obydwoje partnerzy się na niego godzą. A nic
> nie wskazuje, że Załamana poinformowała męża o chęci zmiany. Narazie unosi
> się honorem i przegrywa.

a mi sie wydaje, ze na tych spotkaniach zostaly sprawy forsy poruszone, tak odebralam
ten post.


> Jeszcze jedno Iwon(k)o ... czy mogłabyś używac WIELKICH liter rozpoczynając
> zdanie - trudno się czyta taki 'maczek'.

ok postaram sie :-)
iwon(k)a

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


45. Data: 2003-01-28 00:15:15

Temat: Re: Do Pań : boniedydy / Kropelka / Miranka
Od: "Miranka" <a...@y...pl> szukaj wiadomości tego autora


"rafal" <r...@w...pl> wrote in message news:b13u4r$5ev$1@news.onet.pl...
> Jednego tylko nie
> zrobiły - nie napisały NIC KONKRETNEGO o sobie i o tym jak w swoich
> związkach sobie radzicie z tym sprawami. Czyli teatrzyk jednego aktora.
> Szkoda, chciałbym zobaczyć podobnie szczegółowy opis waszych sytuacji
> rodzinnych w tych kwestiach.

No to przeczytaj jeszcze raz cały wątek od początku - W NASZYCH RODZINACH
PIENIĄDZE SĄ WSPÓLNE, obojętnie kto je zarabia i ile w rodzinie jest kont.
ROZMAWIAMY ZE SOBĄ, UZGADNIAMY WYDATKI I TRZYMAMY SIĘ UZGODNIEŃ. Bardziej
łopatologicznie i większymi literami nie potrafię tego napisać. Rad też
dostałeś mnóstwo. Ale Ty nie chcesz ani ich przyjąć do wiadomości, ani z
nich skorzystać.
My jeśli na coś oszczędzamy, to odłożonych pieniędzy po prostu nie wydajemy.
Wystarczy je zablokować na lokacie terminowej na koncie. Procenty od tego są
żadne, ale te pieniądze już nie są do dyspozycji na każde żądanie (choć
teoretycznie każde z nas może lokatę zlikwidować bez zgody współmałżonka,
tylko jakoś jeszcze nikomu nie przyszło coś takiego do głowy, a staż mamy
dłuuuugi, wierz mi). Resztą dysponujemy oboje wedle potrzeb. Oboje mamy
karty do wspólnego konta, oboje mamy do niego czeki i wszelkie wzajemne
pełnomocnictwa i upoważnienia. Wiemy, ile musimy co miesiąc wydać na
rachunki i życie. Mamy do siebie zaufanie i wiemy, że to drugie nie popełni
jakiejś głupoty w stylu "wydanie całych oszczędności na futro z norek" albo
"kupienie najnowszego modelu wędki za 10 tysięcy PLN". Takie wydatki już się
uzgadnia":)))) Mniejszych nie ma potrzeby uzgadniać. Gdybym dostawała 1500
zł miesięcznie wyłącznie na własne potrzeby, to pewnie robiłabym wszystko,
żeby je koniecznie wydać. Nie ma problemu - potrafię przepuścić każdą sumę.
Ale jej nie przepuszczam, bo wiem, że jeśli potrzebuję kupić nowy ciuch czy
kosmetyki czy cokolwiek dla siebie, to podejmuję pieniądze z konta wtedy,
kiedy są mi potrzebne. Wtedy okazuje się, że tak naprawdę moje potrzeby
wcale nie są takie wielkie. Wierz mi, miesięcznie na siebie nie wydaję nawet
połowy tego, co Ty dajesz żonie:)))). To samo dotyczy mojego męża. Jak chce
kupić nową wędkę to ją kupuje, a ja nie protestuję - bo niby dlaczego
miałabym protestować? Wiem, że zachowa zdrowy rozsądek i kupi taką, na jaką
nas stać, a jeśli chwilowo nas nie stać, to zaczeka, aż będzie forsa.
Warunek jest jeden - oboje dokładnie wiemy, jaki jest stan konta i na co -
jako rodzina - możemy sobie pozwolić. Kwestia współodpowiedzialności za
wspólny byt wspólnego związku (i dziecka), nic więcej. Jakoś nigdy nie
kłóciliśmy się o pieniądze i w ogólnym rozrachunku każdy ma to, co chce
mieć. Czasem trzeba tylko uzgodnić kolejność wydatków, ale z tym też jakoś
nie mamy problemów. Jakoś udaje nam się zaakceptować potrzeby innych
członków rodziny. Nawet dziecko już rozumie, że przed wakacjami
pierwszeństwo mają taty zabawki (wędki:))), we wrześniu mama szaleje w
sklepach z ciuchami (dla siebie), a o nową grę komputerową można się
upomnieć w październiku i wtedy już na pewno rodzice ją kupią.
To tyle. Może ten długi wywód cokolwiek Ci wyjaśni.
Anka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


46. Data: 2003-01-28 00:39:35

Temat: Re: Do Pań : boniedydy / Kropelka / Miranka
Od: "Miranka" <a...@m...pl> szukaj wiadomości tego autora


"rafal" <r...@w...pl> wrote in message news:b13u4r$5ev$1@news.onet.pl...
>Jednego tylko nie
> zrobiły - nie napisały NIC KONKRETNEGO o sobie i o tym jak w swoich
> związkach sobie radzicie z tym sprawami. Czyli teatrzyk jednego aktora.
> Szkoda, chciałbym zobaczyć podobnie szczegółowy opis waszych sytuacji
> rodzinnych w tych kwestiach.

No to przeczytaj jeszcze raz cały wątek od początku - W NASZYCH RODZINACH
PIENIĄDZE SĄ WSPÓLNE, obojętnie kto je zarabia i ile w rodzinie jest kont.
ROZMAWIAMY ZE SOBĄ, UZGADNIAMY WYDATKI I TRZYMAMY SIĘ UZGODNIEŃ. Bardziej
łopatologicznie i większymi literami nie potrafię tego napisać. Rad też
dostałeś mnóstwo. Ale Ty nie chcesz ani ich przyjąć do wiadomości, ani z
nich skorzystać.
My jeśli na coś oszczędzamy, to odłożonych pieniędzy po prostu nie wydajemy.
Wystarczy je zablokować na lokacie terminowej na koncie. Procenty od tego są
żadne, ale te pieniądze już nie są do dyspozycji na każde żądanie (choć
teoretycznie każde z nas może lokatę zlikwidować bez zgody współmałżonka,
tylko jakoś jeszcze nikomu nie przyszło coś takiego do głowy, a staż mamy
dłuuuugi, wierz mi). Resztą dysponujemy oboje wedle potrzeb. Oboje mamy
karty do wspólnego konta, oboje mamy do niego czeki i wszelkie wzajemne
pełnomocnictwa i upoważnienia. Wiemy, ile musimy co miesiąc wydać na
rachunki i życie. Mamy do siebie zaufanie i wiemy, że to drugie nie popełni
jakiejś głupoty w stylu "wydanie całych oszczędności na futro z norek" albo
"kupienie najnowszego modelu wędki za 10 tysięcy PLN". Takie wydatki już się
uzgadnia":)))) Mniejszych nie ma potrzeby uzgadniać. Gdybym dostawała 1500
zł miesięcznie wyłącznie na własne potrzeby, to pewnie robiłabym wszystko,
żeby je koniecznie wydać. Nie ma problemu - potrafię przepuścić każdą sumę.
Ale jej nie przepuszczam, bo wiem, że jeśli potrzebuję kupić nowy ciuch czy
kosmetyki czy cokolwiek dla siebie, to podejmuję pieniądze z konta wtedy,
kiedy są mi potrzebne. Wtedy okazuje się, że tak naprawdę moje potrzeby
wcale nie są takie wielkie. Wierz mi, miesięcznie na siebie nie wydaję nawet
połowy tego, co Ty dajesz żonie:)))). To samo dotyczy mojego męża. Jak chce
kupić nową wędkę to ją kupuje, a ja nie protestuję - bo niby dlaczego
miałabym protestować? Wiem, że zachowa zdrowy rozsądek i kupi taką, na jaką
nas stać, a jeśli chwilowo nas nie stać, to zaczeka, aż będzie forsa.
Warunek jest jeden - oboje dokładnie wiemy, jaki jest stan konta i na co -
jako rodzina - możemy sobie pozwolić. Kwestia współodpowiedzialności za
wspólny byt wspólnego związku (i dziecka), nic więcej. Jakoś nigdy nie
kłóciliśmy się o pieniądze i w ogólnym rozrachunku każdy ma to, co chce
mieć. Czasem trzeba tylko uzgodnić kolejność wydatków, ale z tym też jakoś
nie mamy problemów. Jakoś udaje nam się zaakceptować potrzeby innych
członków rodziny. Nawet dziecko już rozumie, że przed wakacjami
pierwszeństwo mają taty zabawki (wędki:))), we wrześniu mama szaleje w
sklepach z ciuchami (dla siebie), a o nową grę komputerową można się
upomnieć w październiku i wtedy już na pewno rodzice ją kupią.
To tyle. Może ten długi wywód cokolwiek Ci wyjaśni.
Anka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


47. Data: 2003-01-28 07:01:34

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "Aga B." <a...@t...com.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "rafal" <r...@w...pl> napisał w wiadomości
news:b11ms2$j6n$1@news.onet.pl...
> Tak jest, tak uważam. To jest w/g mnie sprawiedliwe. Inaczej czułbym sie
> pokrzywdzony. To jest moja bonifikata za to że nie mogę się rano wyspać,
> muszę użerać się z szefem, walczyć o premie, pilnować kolegów "zdolnych
> inaczej" itp., i z roboty wracam do domu nieprzytomny (nie chodzi wcale
> o piwko a o zmęczenie).

A żona rano na pewno może się wyspać, cały dzień "siedzi" w domu i wieczorem
jest świeżutka i kwitnąca. Ja byłam z dziećmi w domu przez 5 lat i uwierz,
siedzieć to ja mogłam wieczorem, jak dzieci położyłam spać. Uważam, że
często to ja byłam bardziej zmęczona niż mąż.

> Wspólne
> konto to fatalne rozwiązanie, nazwłbym je "komunistyczne". Jak nie ma
> takiego "Balcerowicza" który by to wszystko pilnował to pieniądze
> znikają nie wiadomo na co. Chyba że kazdy wydatek omawiacie wspólnie lub
> co miesiąc siadacie i sprawdzacie ile na co poszło. W kwestiach
> finansowych musi byc dyscyplina - no chyba ze kosicie taki szmal ze nie
> jestescie w stanie tego wydac.

My mamy wspólne konto, nie mamy "Balcerowicza", kokosów nie kosimy (w sumie
2300 netto), a jeszcze udaje się nam co nieco odłożyć. To jest kwestia
wspólnego zdyscyplinowania, naprawdę żadne z nas drugiego nie pilnuje.
Poza tym Twoja żona ma naprawdę trudne zadanie, opieka nad dziećmi,
zajmowanie się domem i robienie zakupów. Czy Ty wiesz, że ceny wszystkich
produktów szybko się zmieniają i rosną? Może dlatego żona się czasami "nie
wyrabia finansowo"? Wydaje mi się, że zarabiając pieniądze wyznajesz
filozofię, że skoro łożysz na utrzymanie, to reszta Cię już nie interesuje.
Z drugiej strony muszę przyznać, że gdybym ja miała tyle pieniędzy, to
czułabym się krezusem :) (żeby nie było niedomówień, nie uważam się za osobę
biedną).
Serdecznie pozdrawiam
Agnieszka




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


48. Data: 2003-01-28 07:13:21

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "puchaty" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "boniedydy" <b...@z...pl> napisał w wiadomości
news:b14g1a$r03$1@news.tpi.pl...
> Oczywiscie. Nie znamy sytuacji, ale z tego co napisała załamana, kojarzy
mi
> się ona z koniecznością nauki obrony własnych granic, zwłaszcza wobec osób
> bliskich.

Oczywiście! Poczucie własnej godności, wartości, zasługiwania...

> Otóż nie widzę w tym poście braku uczuć, jeno powściągliwe ich wyrażanie.
Z
> całego postu przebijają jednak IMO bardzo silne emocje. Odczuwam to. Być
> może nakładam swoje odczucia na emocje załamanej, jednak nie sądzę, żebym
> błąd ten popełniała w większym stopniu, niż osoby, które odebrały ten post
> zgoła inaczej.

Ja również nie twierdzę, że nie ma w niej uczuć. Raczej wydaje mi się, że
dziewczyna
jest zamknięta w sobie. Transponuje problemy na "materię" niepozwalając
niejako
sobie na wniknięcie w rzeczywiste źródła nieszczęścia.
Uważam, że jeżeli coś nam się nie udaje to odpowiedzialność za to spływa
głównie
na nas samych i w sobie należy szukać powodów.

puchaty


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


49. Data: 2003-01-28 07:30:01

Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "Iwcia&Pstryk" <p...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Zaufanie do żony mam, ale mam też zdrowym rozsądek. Jak sie ma mniej
> pieniędzy do dyspozycji to się oszczędniej nimi gospodaruje. To
> podstawowe prawo funkcjonowania firm, budżet małżeństwa niczym tu się
> nie różni. Ćwiczyłem już podejście "otwartej kieszeni" i powtórzę że
> znikały olbrzymie kwoty nie wiadomo na co. Demokracja nie ma nic do
> tego.
> Współdecydować ???? Co za kretynizm, ja daję forsę żonie, którą ona
> wydaje na co chce mnie to nic nie obchodzi. Tego brakowało by swoje
> wydatki konsultowała ze mną. Co innego wydatki wspólne, "na dom" tu
> decydujemy razem.

Rafale... chm w całej dyskusji widzę jeden punkt w którym zaprzeczasz sam
sobie...Z jednej strony tak dbasz o żonę, żeby na "wszelki wypadek" miała z
czego żyć (wspólny majątek, ubeczpieczenia, mieszkanie itp) z drugiej
strony - jakże ona biedna poradzi sobie z pieniędzmi kiedy ciebie nie
stanie? Nic Cię to nie obchodzi? Wydaje mi się, że gdyby jej los nie był ci
obojętny, zamiast zostać strażnikiem u którego trzeba wybłagiwać pieniądze,
wziąłbyś się za uczenie jej odpowiedzialności za życie. Bo w ten sposób
robisz z niej uzależnioną od siebie kalekę, no a jej - jej jest wygodnie.
Ale może tylko do czasu.
Rozumiem to co mówisz o jej nieodpowiedzialności partnera w zakresie forsy -
ja miałam i miewam to czasem ze ślubnym. Dużo rozmów, nerwów, tłumaczeń i
awantur to kosztowało, ale było warto. Też był przyzwyczajony że jak
pieniądze są to trzeba je wydać, a jak nie ma - to pożyczyć. Kwestia
wychowania. Po 6 latach problem czasami wraca, ale nadzwyczaj rzadko.
Wspólna kasa penetrowana na zakupy zwykłe w miarę potrzeb, na zakupy
większe - choćby to miały być niezbędne buty bo któreś chodzi w podartych
kaloszach - zawsze konsultowana. Jeżeli oszczędzamy to na zaciskanie pasa
godzimy się obydwoje, a nie tylko on bo ja tak zdecydowałam.Także nie
wstawiaj mi tu głodnych kawałków o naturze kobiet, bo ja mogłabym zacząć o
marnotrawczej naturze facetów, co wcale prawdą nie jest.

Pa
Iwcia



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


50. Data: 2003-01-28 08:13:19

Temat: Re: Do Pań : boniedydy / Kropelka / Miranka
Od: "Kropelka" <k...@u...niewinne.serwery.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "rafal" <r...@w...pl> napisał w wiadomości
news:b13u4r$5ev$1@news.onet.pl...

> to na tyle,
Skoro to dotyczy takze mnie to moze od razy wyjasnie (to co juz pisalam) ze
nie jestesmy jeszcze malzenstwem nie mamy dzieci. Staz tez mamy na pewno o
wiele krotszy niz wiekszosc osob w tym watku wypowiadajacych sie. Wiec
teoretycznie powinnismy miec znacznie mniej zaufania do siebie (nawet
wspolnowy majatkowej nie ma z prawnego punktu widzenia).
Sprawa kasy wyglada u nas tak ze oboje mamy swoje konta. Z tym traktujemy
pieniadze na tych kontach jako calkowicie wspolne. Na poczatku miesiaca
siadamy i obliczamy wydatki stale . Obliczamy ile w tym miesiacu bedziemy
mieli pieniedzy (moja praca jest placona za godzine wiec potrafi sie to
bardzo roznic), ile jest potrzebne na oplaty i ile z tego zostaje. Poniewaz
pieniadze na konto trafiaja w roznych terminach (najpierw tz dostaje wyplate
na konto na poczatku miesiaca, pozniej ja dostaje na konto pieniadze od
moich rodzicow (studiuje i to oni glownie mnie utrzymuja), kolo 20 ja
dostaje swoja wyplate z pracy a pod sam koniec miesiaca TZ dostaje wyplate z
drugiej pracy).
To ze nie ma pieniedzy od razu bardzo utrudnia gospodarowanie nimi. Ale na
to wplywu nie mamy.
Jesli nie podoba ci sie ze nie wpisuje kwot dodam ze publicznie nie mam
ochoty rozpisywac naszego budzetu. Jesli chcesz moge napisac na priva. Nie
ma sprawy. Moge zrobic bardzo dokladne wyliczenie ile mamy i ile wydajemy.
Chociaz zakladam ze i tak z moja opinia malo kto bedzie sie liczyl chociazby
ze wzgledu na wiek staz itp.
Nie mniej jednak zadne z nas nie uwaza pieniedzy przez siebie zarobionych
(dostanych w moim przypadku) za SWOJE. One sa nasze i tak jest od pierwszego
miesiaca naszego bycia razem.

> Rafał
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6 . 7


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

WSZYSTKO O WESELU I ŚLUBIE!
Rola kobiety w rodzinie
Zaburzenia psych. po udziale w wojnie
Poszukuję par z dzieckiem do 1 roku życia...
chandra i brzydkie zimowe wieczory

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »