| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2003-01-26 18:22:53
Temat: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu.
Nie możemy sie już dogadać od dawna, małżeństwem jesteśmy raptem niecałe
2.5 roku, dzieci nie mamy, jesteśmy w tym samym wieku - 28lat. Jeżeli ma to
jakiekolwiek znaczenie jesteśmy wykształceni "wyżej"- on robi doktorat, ja
kończę specjalizacje.
Większe znaczenie dla naszych problemów mają nasze dochody- ja średnia
krajowa (około), on 2-3 razy więcej, rozdzielne konta. Ja ze swojej wypłaty
mam utrzymać 'dom i siebie', on spłaca raty kredytu samochodowego i płaci
media+czynsz. To jestem tą utracjuszką, która pod koniec miesiąca nie ma już
nic na koncie, jego oszczędności (teoretycznie mamy wspólnotę majątkową)
rosną sobie milutko...Bywało, że pod koniec miesiąca za niewielkie zakupy
jedzeniowe płacił on. Niby płacił, ale były awantury o moje "przep..."
pieniędzy, że się nie staram składać na jakiś cel- wyimaginowany, bo mamy
mieszkanie (tzn. on ma), a kwestia domu to sprawa odległa i w moim
mniemaniu nie ma po co teraz zaciskać dramatycznie pasa, skoro można porobić
różne fajne rzeczy, niestety oczywiście płatne...
Miesiąc temu dramatycznie po kolejnej aferze uniosłam się honorem i
postanowiłam za cenę kilku wyrzeczeń dotrwać do kolejnej pensji z gotówką na
koncie, nie dość tego postanowiłam go odciążyć od wszelkich opłat za mnie.
Kawa, kino cokolwiek.... Postanowiłam sama za siebie płacić. Poczuł się
obrażony...ale postawiłam na swoim. Mi.in. powiedziałam ze na wspólne
wakacje raczej nie wyjedziemy bo do lipca nie zdołam odłożyc niezbędnej
kwoty.
Niestety, niespodziewana sytuacja rodzinna (lekarze, leki) spowodowała,
że fundusze stopniały jednak... Pieniędzy nie mam wcale, może 50 zł, a tu
jeszcze tydzień... Jemu dwa dni temu na koncie pojawiło się 8000
zł...Zabolało...
Zapętliłam się strasznie, bo z jednej strony chciałabym aby było normalnie,
tj. osoba dysponująca większą gotówkę dzieliła się nią w jakiś sposób ( bo
ja bym w odwrotnej sytuacji komfortowo się nie czuła, jak mojej mamie
brakuje do końca miesiąca to też staram się jakoś jej pomóc ), z drugiej
strony wiem, że jak mi da pieniądze, bądź zapłaci rachunek w sklepie to to
szybciutko się na mnie odbije i znowu usłyszę.... Po kolejne duma mi nie
pozwala się prosić i nawet jak mi się sam pyta czy dać mi pieniadze czuję to
jak policzek, odmawiam, bo jakoś do końca nie wierzę w szczere intencje ( po
jakimś czasie jednak usłyszę, jak on to mnie utrzymuje )
Do psychoterapeuty poszliśmy, po dwóch wizytach (!) stwierdził że on nie
widzi sensu, że to mu nic nie daje itp., dalej mam chodzić sama, jeżeli
chcę.
Ja wiem, że jednym z podstawowych problemów małżenskich poza wychowaniem
dzieci są pieniądze. Nie wiem jak radzą sobie inne pary z tym problemem, tu
już chyba nie ma nadziei... Nie mam nawet pomysłu co mogłabym zrobić, aby
się polepszyło...
Czy to już pora, żeby zasięgnąć porady adwokata? Jestem załamana, ale
jeżeli mam mieć problemy finansowe w małżeństwie, to może jednak lepiej mieć
je samodzielnie? Straszliwy błąd popełniłam, zainwestowałam masę uczuć w
niewłaściwego człowieka, teraz jestem sama i nie mam nic swojego, nie mam
gdzie wrócić i muszę zacząć wszystko od zera.
Poradzcie coś Grupo: od czego zacząć, co zrobić? Wynająć mieszkanko (
ile to kosztuje, nawet nie mam pojęcia) iść do adwokata ( a to??) i co
dalej...
PS. Awantury finansowe są jakby podłożem do wszelkiego rodzaju innych
konfliktów... Więc to nie tylko chodzi o kasę...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2003-01-26 19:01:46
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Użytkownik "załamana" <k...@t...pl> napisał w wiadomości
news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
> sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu.
> Nie możemy sie już dogadać od dawna, małżeństwem jesteśmy raptem
niecałe
> 2.5 roku, dzieci nie mamy, jesteśmy w tym samym wieku - 28lat. Jeżeli ma
to
> jakiekolwiek znaczenie jesteśmy wykształceni "wyżej"- on robi doktorat, ja
> kończę specjalizacje.
W tej sytuacji to chyba dobrze że ich nie macie.
> Większe znaczenie dla naszych problemów mają nasze dochody- ja średnia
> krajowa (około), on 2-3 razy więcej, rozdzielne konta. Ja ze swojej
wypłaty
> mam utrzymać 'dom i siebie', on spłaca raty kredytu samochodowego i płaci
> media+czynsz.
Kto wpadł na taki pomysł i jak sytuacja wyglądała wcześniej przed
małżeństwem?
> To jestem tą utracjuszką, która pod koniec miesiąca nie ma już
> nic na koncie, jego oszczędności (teoretycznie mamy wspólnotę majątkową)
> rosną sobie milutko...Bywało, że pod koniec miesiąca za niewielkie zakupy
> jedzeniowe płacił on. Niby płacił, ale były awantury o moje "przep..."
> pieniędzy, że się nie staram składać na jakiś cel- wyimaginowany, bo mamy
> mieszkanie (tzn. on ma), a kwestia domu to sprawa odległa i w moim
> mniemaniu nie ma po co teraz zaciskać dramatycznie pasa, skoro można
porobić
> różne fajne rzeczy, niestety oczywiście płatne...
Mam pytanie, ustaliliście że będziecie odkładać na dom?
Kto podzielił wydatki w taki sposób?
Czy nie prościej byloby wkładać wszystko razem,
wydzielić kwotę na bieżace wydatki typu jedzenie
kolejną na obciązenia cykliczne: rata za samochód, czynsz , media etc.
ustalić ile chcecie co miesiąc odkładać na wspólnym koncie (np w kasie
budowlanej)
ustalić kwotę dla każdego do indywidualnego wykorzystania
Ten Wasz układ ma znamiona niezdrowia, łatwo powiedzieć wydawajmy mniej na
jedzenie
ale wtedy należy jesć szynkę marki zadna za 7,99 i tak postepować ze
wszystkim innym
jak rozumiem nie oto chodziło?
> Miesiąc temu dramatycznie po kolejnej aferze uniosłam się honorem i
> postanowiłam za cenę kilku wyrzeczeń dotrwać do kolejnej pensji z gotówką
na
> koncie, nie dość tego postanowiłam go odciążyć od wszelkich opłat za mnie.
To nie bylo mądry pomysł, raczej przebija przez niego bezsilność niż
małzeński dialog.
> Kawa, kino cokolwiek.... Postanowiłam sama za siebie płacić. Poczuł się
> obrażony...ale postawiłam na swoim. Mi.in. powiedziałam ze na wspólne
> wakacje raczej nie wyjedziemy bo do lipca nie zdołam odłożyc niezbędnej
> kwoty.
To musiało konczyć się awanturą, chciałas zmusićgo do refleksji,
ale czy razem zrobiliscie analizę Waszych (zarządzanych przez Ciebie)
wydatków?
> Niestety, niespodziewana sytuacja rodzinna (lekarze, leki)
spowodowała,
> że fundusze stopniały jednak... Pieniędzy nie mam wcale, może 50 zł, a tu
> jeszcze tydzień... Jemu dwa dni temu na koncie pojawiło się 8000
> zł...Zabolało...
To tylko konsekwencja desperacji. Nie martw się 4000 z tych 8000 należy do
Ciebie,
przynajmniej prawnie.
> Zapętliłam się strasznie, bo z jednej strony chciałabym aby było
normalnie,
> tj. osoba dysponująca większą gotówkę dzieliła się nią w jakiś sposób ( bo
> ja bym w odwrotnej sytuacji komfortowo się nie czuła, jak mojej mamie
> brakuje do końca miesiąca to też staram się jakoś jej pomóc ), z drugiej
> strony wiem, że jak mi da pieniądze, bądź zapłaci rachunek w sklepie to to
> szybciutko się na mnie odbije i znowu usłyszę....
Co to znaczy odbije, chyba nie to co przyszło mi na myśl?
> Po kolejne duma mi nie
> pozwala się prosić i nawet jak mi się sam pyta czy dać mi pieniadze czuję
to
> jak policzek, odmawiam, bo jakoś do końca nie wierzę w szczere intencje
( po
> jakimś czasie jednak usłyszę, jak on to mnie utrzymuje )
Rozumiem, sama nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji.
> Do psychoterapeuty poszliśmy, po dwóch wizytach (!) stwierdził że on
nie
> widzi sensu, że to mu nic nie daje itp., dalej mam chodzić sama, jeżeli
> chcę.
Co Was skłonilo do tych wizyt?
> Ja wiem, że jednym z podstawowych problemów małżenskich poza
wychowaniem
> dzieci są pieniądze. Nie wiem jak radzą sobie inne pary z tym problemem,
tu
> już chyba nie ma nadziei... Nie mam nawet pomysłu co mogłabym zrobić, aby
> się polepszyło...
U nas jest wspólna kasa i kropka.
> Czy to już pora, żeby zasięgnąć porady adwokata? Jestem załamana, ale
> jeżeli mam mieć problemy finansowe w małżeństwie, to może jednak lepiej
mieć
> je samodzielnie? Straszliwy błąd popełniłam, zainwestowałam masę uczuć w
> niewłaściwego człowieka, teraz jestem sama i nie mam nic swojego, nie mam
> gdzie wrócić i muszę zacząć wszystko od zera.
A kochasz go ?
> Poradzcie coś Grupo: od czego zacząć, co zrobić? Wynająć mieszkanko (
> ile to kosztuje, nawet nie mam pojęcia) iść do adwokata ( a to??) i co
> dalej...
Zrobić analizę i odpowiedzieć sobie na pytanie o co Ci naprawdę chodzi,
moim zdaniem temat pięniedzy (szczególnie gdy jest czym dzielić) nie jest
tym który może rujnować małzeństwo jak opisujesz.
Odsuń więc na moment to zagadnienie i przemyśl wszystko inne,
czy czujesz się z nim dobrze, dlaczego on , co Ci sie w nim podoba
a czego nie możesz scierpieć, itd...
> PS. Awantury finansowe są jakby podłożem do wszelkiego rodzaju innych
> konfliktów... Więc to nie tylko chodzi o kasę...
Więc ...... czy już wiesz że to koniec ?
Bea
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2003-01-26 19:14:42
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Użytkownik "załamana" <k...@t...pl> napisał w wiadomości
news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
> sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu.
> Nie możemy sie już dogadać od dawna, małżeństwem jesteśmy raptem
niecałe
> 2.5 roku, dzieci nie mamy, jesteśmy w tym samym wieku - 28lat.
Uwazam ze wasza sytuacji raczej normalna nie jest,
moj ojciec tez wciaz robil awantury o pieniadze ale chyba
raczej chodzilo o to ze rodzina niezbyt mu odpowiadala
ale poniewaz juz byly dzieci to mama ciagnela to i ciagnela az na starosc
wyladowali w sadzie.
Dobrze ze nie macie dzieci przynajmniej nie musza patrzec na to, a ty
trzezwiej i szybciej mozesz podjac decyzje.
marta
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2003-01-26 19:21:11
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??On Sun, 26 Jan 2003 19:22:53 +0100 I had a dream that załamana <k...@t...pl>
wrote:
> Większe znaczenie dla naszych problemów mają nasze dochody- ja średnia
>krajowa (około), on 2-3 razy więcej, rozdzielne konta. Ja ze swojej wypłaty
>mam utrzymać 'dom i siebie', on spłaca raty kredytu samochodowego i płaci
>media+czynsz.
Moim zdaniem to chore i ten facet powinien się leczyć.
Ja i moja dziewczyna mamy wspólny budżet, a ślub dopiero w planach :)
Dobrze, że nie macie dzieci, wspólnych domu, samochodu itd, bo nawet dziwne,
że z takim faszystą tyle wytrzymałaś.
--
Grzegorz Janoszka
www.consulta.pl odpowiadając POPRAW adres
Na newsy piszę prywatnie i wyrażam swoje prywatne poglądy, które nie mają
nic wspólnego z moimi byłymi, obecnymi i przyszłymi pracodawcami.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2003-01-26 19:23:46
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Użytkownik "załamana" <k...@t...pl> napisał w wiadomości
news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
> sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu.
Sytuacja nie do pozazdroszczenia, przykro mi. Moja rada, jezeli uważasz że
to koniec idź do adwokata - porada około 50 zł. Jezeli rozejdziesz sie z tym
człowiekiem to widz, że masz prawo do alimentów jeżeli pogorszy sie Twoja
sytuacja materialna (w związku z rozwodem )- rozwód musi być z orzekaniem o
winie. Nie wyprowadzałabym sie z mieszkania - trudno jednak doradzac bo nie
wiem jaki status ma to mieszkanie? Nie ma tez mowy o teoretycznej wspólnocie
majatkowej. Ona jest albo nie.Jeśli masz dostęp do konta męża to wypłac tyle
ile chcesz i nie bądź frajerką. Co to wogóle za model - każdy swoje
pieniążki?! Bez sensu!!!
Pozdrawiam
Putka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2003-01-26 19:34:06
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Użytkownik "załamana" <k...@t...pl> napisał w wiadomości
news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
> sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu.
"Życie nas albo rozpieszcza albo rozwija"
Cała sytuacja, którą opisałaś świadczy wyraźnie o tym, co zresztą sama
napisałaś:
> Straszliwy błąd popełniłam, zainwestowałam masę uczuć w
> niewłaściwego człowieka,
Sytuację powstałą radzę potraktować jako ogromną lekcję, która daje wiedzę
tak istotną, że nie wolno myśleć,
że te 2,5 roku to strata czasu. Tak naprawdę nic się nie dzieje przypadkowo.
Skoro byłaś z nim tyle czasu to teraz należy
zebrać tego owoce (i chociaż może kwaśne, to jednak potrzebne).
Jak już pisałem nie raz na tej grupie - ludzie są naszymi lustrami.
Ten człowiek, z którym byłaś, wyraźnie pokazuje, że zbyt wielką wagę
przykładasz do pieniędzy/materii. (abstrahując od Jego do nich stosunku).
Sama używasz słów, które cały czas odnoszą się do materii "zainwestowałam",
"nie mam nic swojego". Cały post ma ten wydźwięk. Praktycznie nic na temat
uczuć.
Może to właśnie lekcja, by przestać przykładać taką wagę do materii? (łatwo
się mówi - wiem - osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, w której, mając
pieniądze, patrzyłbym spokojnie jak moja żona musi się o nie martwić).
I jeszcze jedno:
> Po kolejne duma mi nie pozwala się prosić i nawet jak mi się sam pyta czy
dać mi pieniadze czuję to
> jak policzek, odmawiam, bo jakoś do końca nie wierzę w szczere intencje
po
> jakimś czasie jednak usłyszę, jak on to mnie utrzymuje )
po pierwsze: utrzymywać żonę to sama przyjemność
po drugie: jaka duma? brać należy pieniądze i tylko pytać "czemu tak
mało?!". (to faceta może motywować;-)
Tak trochę poważniej. Z Twego postu wynika, że umiesz dawać (dzielisz się z
mężem, mamą ...) lecz nie umiesz brać.
Powodem tej nieumiejętności jest zazwyczaj niskie poczucie własnej wartości.
Może się mylę, lecz zastanów się czy jest w Tobie przekonanie: "Ja zasługuję
na wszystko, co najlepsze!"
I chociaż nie potrafię ocenić, czy Twój związek jest do uratowania, jestem
przekonany, że dzięki niemu (choć może to zły czas na te słowa) w kolejnym
Twoja Godność nie będzie na ostatnim miejscu. I tylko Ty możesz to sprawić.
puchaty
PS Tak naprawdę nic się nie skończyło a zaczyna się nowe, lepsze życie!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2003-01-26 19:56:55
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??"załamana" <k...@t...pl> wrote in message news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> I dzisiaj te słowa padły "nie chcę już z tobą dłużej być, nie wyobrażam
> sobie przyszłości z tobą...." I wyszedł z domu. (..)
to co opisalas jest nie do pozazdroszczenia. dobrze, ze w tej sytuacji nie
macie dzieci, macie krotki staz, i ty jestes mloda. Masz szanse na nowe zycie.
jakos nie wydaje mi sie, zeby bylo miedzy wami lepiej. na razie czujesz sie
zagubiona. jesli masz jakis przyjaciol, znajomych popytaj o adwokata, nie rob
zadnych nieprzemyslanych krokow, pod wplywem emocji, np wyprowadzic sie
z domu, bo moze okazac sie, ze to mieszkanie tobie sie nalezy itp
wydaje mi sie, ze moze w tej poradni do ktorej chodziliscie moga ci podac
namiary na adwokatow. nie zamykaj sie teraz a idz do znajomych i przyjaciol
bedzie ci psychicznie lepiej, inaczej zobaczysz swiat i krok po kroku zacznie
sie to krecic.
trzymaj sie
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2003-01-26 19:58:54
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
"załamana" <k...@t...pl> wrote in message
news:b11917$s5o$1@news.tpi.pl...
> > Większe znaczenie dla naszych problemów mają nasze dochody- ja
średnia
> krajowa (około), on 2-3 razy więcej, rozdzielne konta. Ja ze swojej
wypłaty
> mam utrzymać 'dom i siebie', on spłaca raty kredytu samochodowego i płaci
> media+czynsz.CIACH
Sorry, sytuacja ta dla mnie normalna nie jest( mój TŻ podczytywał tego maila
i stwierdził to samo). Dobrze, że nie macie dzieci, bo jakby podzielił
koszty ich utrzymania? Dalej Ty płaciłabyś za jedzenie??? A on wyliczałby
metry kwadratowe przez nie zajęte i to opłacał?
A jaka pewność przyszłości przy takim człowieku? Nie daj Bóg jakaś choroba i
co? Z głodu byś umarła albo wysłuchiwała, ile mu zawdzięczasz?
, niespodziewana sytuacja rodzinna (lekarze, leki) spowodowała,
> że fundusze stopniały jednak... Pieniędzy nie mam wcale, może 50 zł, a tu
> jeszcze tydzień... Jemu dwa dni temu na koncie pojawiło się 8000
> zł...Zabolało...CIACH
I słusznie, kiedy,jak nie w nieszczęsciu oczekiwac pomocy tej drugiej
strony?
> Do psychoterapeuty poszliśmy, po dwóch wizytach (!) stwierdził że on
nie
> widzi sensu, że to mu nic nie daje itp., dalej mam chodzić sama, jeżeli
> chcę.CIACH
Jak widac powyżej problem tkwi w nim i nic raczej tego nie zmieni.
>Straszliwy błąd popełniłam, zainwestowałam masę uczuć w
> niewłaściwego człowieka, teraz jestem sama i nie mam nic swojego, nie mam
> gdzie wrócić i muszę zacząć wszystko od zera.CIACH
Błedy są po to, by się na nich uczyć:-) Wiem, co mówię, bo sama dostałam
nieźle od życia ( eufemizm: od faceta poprzedniego), ale dzięki temu
nauczyłam się, co dla mnie jest ważne,kiedy moge pójśc na kompromis, a kiedy
absolutnie nie.
W uczuciach niewiele można Ci pomóc, sama sobie musisz sobie poradzić( a
dasz sobie radę!). Trzymam kciuki.Zadbaj tylko o to, by nagle wszystko nie
okazało się jego.Bo prawdą to nie jest. W końcu ktoś go żywił,co?
----
sAnka
P.S. Witam wszystkich, bo to mój dziewiczy raz tutaj.
> PS. Awantury finansowe są jakby podłożem do wszelkiego rodzaju innych
> konfliktów... Więc to nie tylko chodzi o kasę...
>
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2003-01-26 20:23:42
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Użytkownik załamana <k...@t...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:
> je samodzielnie? Straszliwy błąd popełniłam, zainwestowałam masę uczuć w
> niewłaściwego człowieka, teraz jestem sama i nie mam nic swojego, nie mam
> gdzie wrócić i muszę zacząć wszystko od zera.
Masz cos swojego - połowę wspólnego majatku. A jak przyplinujesz, zeby ew.
rozwód odbył się z orzeczeniem o jego winie, to może i alimenty dostaniesz.
boniedydy
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2003-01-26 20:56:11
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??Skalkujmy wydatki w waszej rodzinie :
Mąż : WPŁYWY 5000 - WYDATKI Media+czynsz+samochód + sponsorowanie
"wyjść" 2000 zł = 3000 zł
Żona : WPŁYWY 2000 - WYDATKI utrzymanie domu (żarcie dla 2 osób) 1000 zł
= 1000 zł
Faktycznie dysproporcja istnieje, ale czy 1000 zł miesięcznie na własne
potrzeby to mało ?
W normalnej sytuacji wystarczyłoby negocjować np zmniejszenie własniego
wkładu na wspólne cele do 500 zł jeżeli ktoś musi na sobie co miesiąc
dogadzać wydatkami w kwocie 1500 zł.
Zawsze mozna siąść, policzyć się kto ile na co wydaje i omówić nowe
"reguły gry", np. zmniejszenie obciązenia finansowego żony. Bo to że
obie strony MUSZĄ mieć wkład na wydatki na cele "domowe" jest oczywiste.
Nie może być tak iż jedna osoba choćby mało zarabiała nie miała swojego
wkładu na utrzymanie domu. Może być symboliczny, ale nie można dopuścić
do tego by wszystkie obowiązki były zrzucone na drugą osobę - tylko
dlatego że więcej zarabia.
Jak to wygląda u mnie ?
Moja żona siedzi na wychowawczym i opiekuje się dziećmi, daję jej co
miesiąc 2000 i z tego ma częsciowo (50% ???) opłacać żarcie, co zostanie
jest dla niej. Wydatki extra ja pokrywam (ubranka dla dzieci, lekarastwa
itp) o ile żona je zgłosi (czasem ambitnie nie zgłasza ...) Nie ukrywam
że większą część dochodów zatrzymuję dla siebie. Czy to niesprawiedliwe
? Skoro to ja zarabiam pieniądze, to wydaje mi się że mam prawo do
nieco większej części moich dochodów niż 50%.
Jestem pewien że gdybym wpłacił całą moją pensję na wspólne konto to
tydzien przed bylibysmy żylibyśmy na debecie, tak juz natura kobiet :(
Poza tym bez takiej dyscypliny nie mielibyśmy już zebranej okrągłej
sumki na większe mieszkanie. Żona marudzi, narzeka, ale tak już jest -
moją rolą jest być tym Złym Strażnikiem Mamony. Wiem, wiem kobitki
powiecie, po wyplacie powiniem paść do stóp żony i natychmiast jej
wszystko oddać, a potem co 3i dzień przychodzić na kolanach i prosić o
50 na drobne wydatki. Czy myślicie że taki układ byłby zdrowszy ?
Na pocieszenie, po mojej śmierci żona i tak wszystko dostanie ...
(przypomnę że kobiety żyją 10 lat dłużej niż faceci)
A tak naprawdę to przecież w Waszym związku wcale nie chodzi już o
pieniądze ....
Rafał
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |